Zapowiedź zakończenia organizowania miesięcznic smoleńskich jest decyzją ze wszech miar słuszną. Przynajmniej z punktu widzenia interesu PiS i jego prezesa.
Gdy w zeszłym tygodniu Jarosław Kaczyński zadeklarował, że w kwietniu przyszłego roku odbędzie się ostatnia miesięcznica, bo będzie ona 96. z rzędu, a właśnie tyle było ofiar katastrofy smoleńskiej, mogliśmy uznać, że to piękna klamra dla szlachetnej inicjatywy i że stoi za nią racja moralna. Prawda jest jednak inna: to decyzja czysto polityczna, która ma na celu zyski wyborcze PiS w maratonie elekcyjnym, który zacznie się na jesieni 2018 roku wyborami samorządowymi, a zakończy w 2020 wyścigiem prezydenckim, z dwoma lotnymi premiami w postaci eurowyborów oraz elekcji do Sejmu i Senatu w 2019 roku. To właśnie ta perspektywa wpłynęła na Kaczyńskiego, a nie piękny symbol w postaci koincydencji liczby ofiar i miesięcznic.
Odpruć łatkę oszołomów
PiS mogło wygrać w 2015 roku dlatego, że odeszło od tematyki smoleńskiej, a jej głównego kapłana, czyli Antoniego Macierewicza, „schowało do piwnicy". Eksponowanie wydarzeń z kwietnia 2010 roku nie służy PiS, bo trafia tylko do twardego elektoratu partii. Dotyczy to zwłaszcza teorii zamachu, w którą wierzy jedynie co piąty Polak, i tylko co drugi wyborca ugrupowania Kaczyńskiego. Oznacza to, że przyklejanie PiS łatki „partii smoleńskiej" zawęża jej pole penetracji politycznej i zmniejsza, a nie zwiększa, szanse na wyborczy sukces. Wie o tym Kaczyński i dlatego osoby kojarzone z tą tematyką (łącznie z... samym sobą) skrzętnie ukrywał w czasie podwójnej kampanii 2015 roku, a eksponował twarze z nią niepowiązane (jak Beaty Szydło czy Andrzeja Dudy).
Wie o tym także opozycja, dlatego chętnie zaczęła wykorzystywać miesięcznice do uwypuklania tematyki smoleńskiej i prezentowania PiS jako partii oszołomów i zamachowych wariatów. Wydarzenia odbywające się dziesiątego dnia każdego miesiąca były okazją dla przeciwników rządu do pokazania Kaczyńskiego w takim świetle, w jakim nie jest on w stanie zwyciężać i pozyskiwać nowych wyborców. Władza broniła się, stawiając coraz to nowe barierki i sprowadzając na Krakowskie Przedmieście tysiące policjantów. Generowało to gigantyczne koszty, co znów było przez opozycję z lubością wykorzystywane do ataku na formację rządzącą. Obywatele RP i inni przeciwnicy rządu coraz odważniej poczynali sobie przy okazji smoleńskich uroczystości, co zmuszało ich organizatorów do podejmowania coraz to nowych zabezpieczeń, a prezentowane było jako oddzielanie się władzy od ludzi. Błędne koło. Tyle tylko, że działające na niekorzyść PiS.
Macierewicz do szeregu
Co więcej, każdy wiedział, że Kaczyński musi pojawić się co miesiąc w tym samym miejscu z tym samym mniej więcej komunikatem. To znów była gratka dla jego przeciwników, bowiem mogli się oni przygotować na tego typu wydarzenie i wygrać je z korzyścią dla siebie. A prezes PiS nic nie mógł na to poradzić – musiał przecież odprawić swój comiesięczny rytuał. W ten sposób znalazł się w klatce, w której sam się zamknął, i dostarczył swoim oponentom kij, za pomocą którego mogli oni walić w pręty owej klatki i prowokować Kaczyńskiego do coraz brutalniejszych filipik, co wiele razy im się udało. To zaś znów stawiało go z złym świetle i odstraszało od jego formacji umiarkowany elektorat.