Chrabota: Ten nieznośny mesjanizm

Polska scena polityczna potrzebuje nowych liderów, ale niewielu ma szansę stanąć w szranki walki o prymat

Aktualizacja: 16.08.2017 17:24 Publikacja: 15.08.2017 19:30

Andrzej Duda ma szansę na stworzenie centroprawicowego bloku, w którym odnajdzie się np. Jarosław Go

Andrzej Duda ma szansę na stworzenie centroprawicowego bloku, w którym odnajdzie się np. Jarosław Gowin czy sieroty po Lechu Kaczyńskim

Foto: PAP, Radek Pietruszka

Kontrowersyjny Trump dzięki charyzmie zdobywa Biały Dom! Charyzmatyczny Macron podbija Francję! Arcyszermierz światowej polityki Władimir Putin o krok od ponownej prezydentury Rosji. Recep Tayyip Erdogan ma mocniejszą pozycję w Turcji od dawnych sułtanów. Na ich tle Theresa May czy Angela Merkel wydają się eksponatami z salonu figur woskowych Madame Tussaud w Londynie, a eurofiguranci, jak J.C. Juncker czy Donald Tusk, to postaci z łowickich wycinanek.

Przyszedł czas charyzmatycznych liderów! Chcą ich gazety, głosuje za nimi internet. Na dodatek nikt nie podważa reguły, że na szczytach polityki liczy się szeroki demokratyczny mandat. A ten pochodzi z wyborów. Wyborcy zaś nie mogą się mylić. Tęsknota za charyzmą jest równie naturalna, jak rozczarowanie, które przychodzi ledwie dwadzieścia cztery godziny po wyborach.

Nad Wisłą nie jest inaczej!

Są narody wiecznych narzekaczy. Stoimy zapewne na ich czele. Polacy są, jak się mówi nad Tamizą: these, who always complain. Mamy sukces? Niewątpliwy. Przez ćwierćwiecze wolności zrobiliśmy dwakroć więcej niż Polska Piłsudskiego. Podnieśliśmy kraj z niedorozwoju, nauczyliśmy się wykorzystywać ludzką przedsiębiorczość, zwielokrotniliśmy PKP, PKB per capita etc. Dołączyliśmy do Unii i NATO. Ale ciągle narzekamy.

Rozliczamy Mazowieckiego i Balcerowicza. Lewicowi gęgacze ze łzami w oczach bajdurzą o tym, jakże by to było sprawiedliwie i fanie, gdyby udało się uratować PGR. Mniej wykluczenia, ratunek dla tkanki społecznej i podobne farmazony.

Dotyczy to również polityki. Uwielbiamy narzekać na jej niedojrzałość i zacofanie. Na brak mitycznych think tanków i porywających przywódców. Zwłaszcza dziś, przy dobrej zmianie, owa histeryczna refleksja o braku prawdziwych liderów opozycji, którzy byliby w stanie przeciwstawić się rządzącym, niemal odbiera nadzieję na wymianę elit. W tle tego paraliżującego przekonania o słabości i dysfunkcjonalności opozycji tym mocniej na plan pierwszy wychodzi marzenie o nowej jakości. Nowym Wałęsie, Kaczyńskim czy Tusku, który połączy z sobą świeżość, charyzmę i profesjonalizm, pociągnie za sobą masy i... wygra. To nic innego, jak echo beznadziejnego i nieznośnego polskiego mesjanizmu, który w dobie „postpolityki"(swoją drogą nie cierpię tego określenia) trudno określić inaczej niż anachronizm.

Czy mieliśmy mesjaszy w polityce?

Ostatnim był wąsaty rezydent Sulejówka. Człowiek, który – abstrahując od historycznej prawdy – w przekonaniu współczesnych wywalczył dla Polski niepodległość. W epoce nam bliższej najwięcej szans, by wylądować na równie wysokim cokole, miał Lech Wałęsa. Niestety, historia ćwierćwiecza jest dość ponurą opowieścią o sztuce skutecznej umiejętności rozpraszania aktywów w polityce. I to poczynając od ojców założycieli III RP. Przyzwoity dziennikarz i społecznik Tadeusz Mazowiecki w marny sposób oddaje władzę po ledwie 16 miesiącach. Wałęsa, bezdyskusyjny lider wielkiego ruchu Solidarności, poprzez permanentne nieuctwo, cwaniactwo i fatalną politykę kadrową rujnuje swoją pozycję publiczną, rozprasza charyzmę i przegrywa drugą prezydenturę. Po 1995 roku nigdy się już nie podniesie z poczucia przegranej i dość powszechnie z nim wiązanej żenady.

Najzdolniejszy polityk III RP Aleksander Kwaśniewski nie bez swojej winy kończy karierę jako bohater złośliwych memów i doradca ukraińskich oligarchów. Donald Tusk, tenor, który najpierw pokonał na scenie polityki wszystkich innych tenorów, wskutek nadmiernej ostrożności, nieufności, próżniactwa i braku politycznej wyobraźni przegrywa wszystko poza własną karierą. Fatalną karykaturą jego późniejszych losów są kamerdynerzy przynoszący mu w Brukseli na srebrnej tacy kieliszki szampana i prokuratorzy ministra Ziobry obszarpujący mu nogawki w kraju. Jest jak rubensowski pyzaty anioł. Póki na obrazie, w dobrej formie. Kiedy płótno zejdzie z oczu, znika.

Jarosław, czyli szkoła błędów

Kaczyński słusznie uchodzi za jednego z najsprawniejszych polityków ćwierćwiecza. W ciągu trzech dekad zbudował pozycję, umocnił kolejne tworzone przez siebie partie, opracował doktrynę, sprecyzował cele i na koniec wygrał wybory w sposób, w jaki nie udało się to żadnemu z jego poprzedników. Jest więc triumfatorem na polskiej scenie politycznej wyjątkowym i jedynym. Można by mu więc bez ryzyka – śladem słuchaczy Radia Maryja – przypiąć mesjańską łatkę.

Oto jest więc ten, który przeprowadzi swój lud od upokorzenia do kapitolińskiego triumfu.

Oto ten, który ma w końcu siłę i instrumenty, by odmienić sponiewieraną ojczyznę, by dać jej nowy ustrój jak Solon Atenom.

Darujcie, proszę, beznadziejne metafory, ale to tylko próba ilustracji oczekiwań, jakie karmiony mesjanizmem lud wiąże z osobą Jarosława. Prawda jest niestety banalnie różna od owej wyniosłej wizji.

Kaczyński to istna szkoła politycznych błędów. Miał w ręku wszystkie polityczne zabawki potrzebne do zmiany ustroju, ale nie potrafił zbudować przekonującej dla większości Polaków wizji reformy kraju. Fatalny dobór kadr przypomina wszystkie błędy Wałęsy. Antoni Macierewicz, czyli jawne szaleństwo i oczywisty konflikt z prezydentem. Zbigniew Ziobro, czyli popisy zgrabności słonia w składzie z prawniczą porcelaną. Jacek Kurski, czyli krwawe zarzynanie znoszącej złotej jaja kury.

To tylko niektóre z przykładów absurdalnej indolencji w doborze kadr. Jarosław Kaczyński – z Bóg wie jakich przyczyn – dobiera na kluczowe pozycje niszczycieli i nieudaczników, których misja musi kończyć się totalną klapą. Efekty już są, a będą jeszcze bardziej tragiczne dla formacji rządzącej.

Odsuwa się od prezesa „własny" prezydent. Obrzydliwy hejt z kręgów PiS wobec Andrzeja Dudy musi zdystansować go od macierzystej partii na zawsze. Skuteczny dotąd reformatorski mechanizm pęka więc jak poczucie wspólnoty w rządzącej koalicji. Zaś „zdradzieckie mordy w Sejmie" to utrata tej resztki wyborców w centrum, którzy wierzyli w racjonalizm i równowagę emocjonalną prezesa.

Antymesjasze na opozycji

Jeszcze dwa lata temu przynajmniej z niektórymi wiązano bardzo wygórowane oczekiwania. Pewna mała liczba frustratów wielkiego lidera widziała w Pawle Kukizie. W istocie umiał porwać w kampanii. Do dziś trudno mu przypisać brak temperamentu, ale zawodzi w jego przypadku systematyczność i umiejętność pracy programowej.

Wielu dało się nabrać na osobę Ryszarda Petru, lidera Nowoczesnej. Przekonany, że doświadczenie biznesowe da się łatwo przenieść do świata polityki, już po roku pośliznął się na aferze obyczajowej i odtąd dość konsekwentnie topi szanse swoje i swojej formacji. Z nadziei, którą dla rozczarowanych sympatyków Platformy była Nowoczesna, został żałosny, z niewielkim poparciem ogryzek, który może w najlepszym wypadku stać się rynkowym skrzydłem PO.

Mateusz Kijowski, wielka nadzieja „Gazety Wyborczej" i Adama Michnika, z którym wiązano nadzieję, że stanie się twarzą formacji centrolewicowej, która odsunie od władzy PiS, okazał się pacynką w kolorowych skarpetkach i symbolem finansowych kombinacji na styku pieniędzy i polityki.

Kto jeszcze? Grzegorz Schetyna, za którego charyzmę nikt nie dawał złamanego szeląga, przynajmniej uporządkował partię i na tyle podniósł jej wiarygodność, że odzyskała pozycję numer dwa w rankingach. Czy wytrzymuje konfrontację z Kaczyńskim? Ma z tym kłopot, nie jest Tuskiem, ale czy ten wróci? Niewiele na razie na to wskazuje.

Porzućcie ten cholerny mesjanizm

Może warto jednak odwrócić się od dogmatu o potrzebie charyzmatycznego lidera? Zrozumieć, że dziś polityka to przede wszystkim rzetelny profesjonalizm. Doświadczenie, analityka, pieniądze. Tak, finanse to podstawa, ale na dodatek trzeba wiedzieć, jak ich użyć. Są po to, by uruchomić Twitter, Facebooka, inne instrumenty internetowe.

Systematycznie i konsekwentnie tworzyć zaplecze, które w kampanii będzie solidnie wspierało wybranych kandydatów. Naprawdę nie muszą być charyzmatyczni. Wystarczy, że będą na tyle profesjonalni, żeby nie będą popełniać błędów. Bo profesjonalizm w polityce to właśnie umiejętność wystrzegania się błędów, wykorzystywania zaplecza logistycznego, mądra obecność w mediach. Lojalny i zawodowy team, a nie dwór jak u Kaczyńskiego czy Tuska.

Paradoksalnie może go stworzyć wokół siebie Andrzej Duda, o ile będzie nim kierowała logika dystansu do macierzystej partii. Jeśli zaś idzie o osobę byłego premiera, a dziś przewodniczącego Rady Europejskiej, to musiałby być wciąż krótkowzrocznym ambicjonerem, by nie docenić, jakie zaplecze przygotowuje mu Schetyna. Jeśli miałby kiedykolwiek wrócić do polskiej polityki, to tylko dzięki wehikułowi zreformowanej Platformy, a nie wydumanej nowej partii, na której stworzenie (znając jego temperament) potrzebowałby przynajmniej dekady.

Pojedynek

Osobiście nie wierzę, że PiS pod przywództwem Jarosława Kaczyńskiego jest w stanie stworzyć profesjonalny i sprawny mechanizm nowoczesnej partii. Środowisko Prawa i Sprawiedliwości to wielki ul, do którego jak szerszeń wpadła obsesyjna pokusa władzy. Tnie na oślep, powodując chaos i panikę. Przeżywają cwańsi i brutalniejsi. Bardziej cyniczni i bezwzględni. Już nie ma szans, by wyłączyć naturalny w monowładzy mechanizm selekcji negatywnej, tym bardziej że fatalna polityka kadrowa prezesa tylko te procesy potęguje. Mimo że inteligentniejszy od Wałęsy, idzie dokładnie jego śladami.

Kto wejdzie w szranki przyszłej walki o prymat? Jakiego pojedynku doczekają się Polacy w najbliższych latach? Myślę, że najwięcej szans mają Andrzej Duda i szeroko rozumiana Platforma. Ten pierwszy może stworzyć szeroko rozumiany blok centroprawicowy, w którym będzie miejsce na twarde (postpisowskie) centrum i formacje wsparcia, z takimi ludźmi jak Gowin czy sieroty po Lechu Kaczyńskim.

Naprzeciwko może stanąć Schetyna z Platformą i środowiskami poparcia (Tusk na białym koniu może być tu tylko jedną z kart), w tym sympatykami Nowoczesnej. Byłaby to formacja liberalno-proeuropejska, o ile poprzedni obóz ciążyłby w stronę euro sceptycyzmu i konserwatywnego tradycjonalizmu. No i lewica na koniec. Równie wielka niewiadoma, jak i znaczący potencjał. W oczekiwaniu na zjednoczenie i porządnego (na Boga nie charyzmatycznego) lidera. Ktoś taki jak Bartosz Arłukowicz całkiem by się nadał. Ale czy wymęczona ziemia ojczyzna go lewicy zrodzi? ©?

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej