Szułdrzyński: Ostatnia wojna starych dysydentów

Słuchając w niedzielę wystąpień przed Sejmem w czasie protestu przeciw zmianom planowanym przez PiS w Sądzie Najwyższym, postanowiłem przeprowadzić mały eksperyment i wyobrazić sobie, jak może on wyglądać oczyma kogoś, kto urodził się już po upadku komunizmu.

Aktualizacja: 19.07.2017 10:03 Publikacja: 18.07.2017 18:36

Szułdrzyński: Ostatnia wojna starych dysydentów

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Wyobraźmy sobie na chwilę, że mamy około 25 lat i słuchamy prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który skądinąd działalność polityczną rozpoczynał w PRL w antykomunistycznej opozycji.

Uzasadniając konieczność rewolucji w Sądzie Najwyższym mówił, że jest on kontynuacją systemu sądownictwa PRL, wcześniej zaś Trybunał Konstytucyjny nazwał bastionem postkomunizmu. Przesłanie jest proste: nie da się zbudować nowej Polski, zerwać z komunistyczną przeszłością bez zrównania z ziemią systemu ustroju sądowego – od sądu rejonowego, przez Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny.

A co mówili przeciwnicy Jarosława Kaczyńskiego? Przede wszystkim większość z tych, którzy występowali na niedzielnym wiecu opozycji, podkreślali, że znają się z Jarosławem Kaczyńskim od 40 lat. Obecny lider KOD Krzysztof Łoziński, Władysław Frasyniuk (który zadeklarował, że już nie chce być dłużej z prezesem PiS na „ty"), Andrzej Celiński czy Adam Michnik to wszystko ludzie, którzy współpracowali z Jarosławem i Lechem Kaczyńskim przy okazji działań Komitetu Obrony Robotników, a później „Solidarności". Tyle tylko, że ich zdaniem wprowadzenie w życie reformy Sądu Najwyższego doprowadzi do tego, że komunizm w Polsce powróci.

W zeszłym tygodniu na łamach „Rzeczpospolitej" Jarosław Kuisz zauważył, że również przy okazji miesięcznic smoleńskich 10 kwietnia na Krakowskim Przedmieściu po dwóch stronach barykady pojawiają się dysydenci z czasów PRL. „Gdy dawne solidarnościowe elity prowadzą swoje zmagania, rodzi się pytanie o to, gdzie są np. następne pokolenia Polaków, które chciałyby zamanifestować swoje przekonania w sferze publicznej" – pisał redaktor naczelny „Kultury Liberalnej".

I tu dochodzimy do sedna naszego eksperymentu. Czy sześćdziesięcio- i siedemdziesięciolatkowie, którzy są weteranami walki o niepodległość – jak Kaczyński i jego adwersarze, z Lechem Wałęsą na czele, poza poszukiwaniem legitymizacji swojej polityki w przeszłości mają coś interesującego do zaproponowania? Czy język dobijania komunizmu i przeprowadzenia do samego końca procesu transformacji to coś interesującego dla najmłodszych wyborców? Czy dla kogoś, kto wychował się w wolnej Polsce, w niej się kształcił i zaczynał życie zawodowe, rzeczywiście komunizm jest najważniejszym wyjaśnieniem otaczającej go rzeczywistości?

Nie, nie chodzi mi o to, że obie strony są sobie równe. Istnieją głębokie i fundamentalne różnice pomiędzy tym, jak politykę wyobrażają sobie politycy PiS i politycy opozycji. Pytanie jednak, czy w tym sporze chodzi o przyszłość, czy też o przeszłość? Czy Kaczyński, działając – jak deklaruje – na rzecz zamknięcia okresu komunizmu – chce budować rzeczywiście przyszłość? Czy najmłodsi wyborcy dadzą się przekonać argumentami historycznymi, które nieustannie pojawiają się w uzasadnieniach działań, które dotyczą przyszłości?

To samo pytanie można jednak postawić dziś opozycji, szczególnie tej pozaparlamentarnej. Czy jej liderzy rzeczywiście uważają, że postaci, które są obecne na polskiej scenie politycznej od kilkudziesięciu lat – Wałęsa, Frasyniuk, Celiński, Michnik – mają coś ciekawego i nowego do zaproponowania najmłodszym wyborcom? Czy autorytet, który zdobyli w czasach walki z komunizmem, jest gwarancją tego, że mają rację we wszystkich codziennych sprawach polskiej polityki? Osobiście w to głęboko wątpię. Ani opozycyjność wobec PRL Kaczyńskiego, Frasyniuka czy Celińskiego, ani obecny antykomunizm Kaczyńskiego nie może stać się jedyną moralną racją uzasadniającą ich argumenty.

I choć spór o Sąd Najwyższy dotyczy fundamentów funkcjonowania demokratycznego państwa i choć wynik obecnego sporu ma kluczowe znaczenie dla przyszłości naszego kraju, używanie do niego argumentów historycznych sprawia, że może zostać przez dużą część młodego pokolenia zignorowany. Pytanie, kiedy zrozumieją to politycy z pokolenia antykomunistycznej opozycji.

Wyobraźmy sobie na chwilę, że mamy około 25 lat i słuchamy prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który skądinąd działalność polityczną rozpoczynał w PRL w antykomunistycznej opozycji.

Uzasadniając konieczność rewolucji w Sądzie Najwyższym mówił, że jest on kontynuacją systemu sądownictwa PRL, wcześniej zaś Trybunał Konstytucyjny nazwał bastionem postkomunizmu. Przesłanie jest proste: nie da się zbudować nowej Polski, zerwać z komunistyczną przeszłością bez zrównania z ziemią systemu ustroju sądowego – od sądu rejonowego, przez Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej