Sowiński: Kościół widzi granice polityki

Sąd Najwyższy. Wielu hierarchów rozumie powagę sytuacji.

Aktualizacja: 20.07.2017 13:59 Publikacja: 18.07.2017 18:44

Sowiński: Kościół widzi granice polityki

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Niepokojące propozycje zmian w sądownictwie, a także sposób ich wprowadzania, sprawiły, że w samym środku wakacji, w polskiej polityce znów zrobiło się bardzo gorąco. W obronie sądów na ulice kilku miast wyszli zaniepokojeni obywatele, a w wielu polskich domach z obawami obserwuje się eskalację politycznego napięcia.

Trudno więc specjalnie się dziwić, że znów pojawiają się publiczne wołania o mediację czy też perswazję ze strony wielkiego społecznego autorytetu, jakim jest w Polsce Kościół. Jedni oczekiwania takie formułują z troską i nadzieją, w głosach innych da się usłyszeć wyraźny ton zniecierpliwienia, rozczarowania, a nawet irytacji, wymownym – ich zdaniem – politycznym milczeniem Kościoła, które ma być albo jakąś formą cichego sprzyjania prawicowej władzy, albo wyrazem politycznego oportunizmu.

Odnosząc się do tych głosów, warto najpierw przypomnieć fakty. Uważnie słuchający Kościoła odnotowali zapewne, że ostatnio przynajmniej dwa razy publicznie zabierał głos, w sposób który trudno nazwać oportunizmem czy cichym sprzyjaniem prawicowej władzy. Najpierw, w końcu kwietnia Episkopat opublikował dokument „Chrześcijański kształt patriotyzmu", którego duch i litera – mówiąc łagodnie – dość istotnie różnią się od retoryki i języka, jakimi o patriotyzmie czy polityce historycznej mówi obóz władzy. Potem, co jeszcze wymowniejsze, w apogeum naszego sporu możliwość pomocy uchodźcom, w maju i czerwcu, kilku przynajmniej hierarchów, wyraźnie polemizując i ze stanowiskiem rządzącej partii, i niepokojem dużej części społeczeństwa, przypominało, że jako chrześcijanie rozważać powinniśmy także możliwość tzw. korytarzy humanitarnych.

Choć więc poszczególni duchowni – jak wszyscy obywatele – mają zapewne swe polityczne przekonania, a i władza ma swych ulubionych duchownych, to trudno dziś chyba mówić w Polsce o jakimś politycznym sojuszu tronu i ołtarza.

Problem, o którym mówimy, polega na czym innym. Pamiętać i podkreślać trzeba, że pośród ostrej politycznej burzy, jaką przeżywa dziś Polska, Kościół staje zawsze wraz ze swymi wiernymi, których chrześcijańskie sumienia kierują często na przeciwne strony gorącej politycznej barykady. I właśnie dlatego zabiega, by pozostać znakiem wspólnoty. Dla wierzących znakiem wspólnoty wiary, dla wszystkich – znakiem wspólnoty narodowej i obywatelskiej.

Biskupi i duchowni doskonale też rozumieją, że jakikolwiek ich głos w sprawie bieżącej, gorącej agendy politycznej, natychmiast podchwycony i wykorzystywany będzie przez media i polityków, po jednej lub drugiej stronie politycznej barykady. Na ogół nie po to, by go przemyśleć, zreflektować się czy usiąść do rozmowy, lecz po to, by na oponentów krzyczeć jeszcze głośniej i bardziej jeszcze wyniośle patrzeć na rywali. Stąd zamiast roli swoistej politycznej straży ogniowej, która gasząc polityczny pożar, mimo woli dodatkowo może go jeszcze rozniecać, szukają raczej duchowni – i chyba słusznie – roli mądrego, myślącego z troską o całej rozkrzyczanej politycznej klasie i wierzącego w swych uczniów nauczyciela.

Powie jednak ktoś, że sytuacja zagrożenia wolności sądów i stabilności życia publicznego jest nadzwyczajna i Kościół powinien zachować się w niej nadzwyczajnie, wzywając polityków do ustępstw i rozmowy.

Rzeczywiście, w tych dniach i tych godzinach wielu z nas, także zapewne w Kościele, rozumie powagę sytuacji i z niepokojem wsłuchuje się w kolejne doniesienia mediów. Kierujący się swą nauką społeczną Kościół podkreśla też, jak ważne są stabilne rządy rozumnego prawa, chroniące – także wobec władzy – życie, godność i wolność każdej osoby.

Gdyby więc – nie daj Boże – sytuacja polityczna jeszcze się zaogniła, zagrożone zostało bezpieczeństwo publiczne czy stabilność instytucji państwa, duchowni – publicznie i niepublicznie – zabiegać będą zapewne o spokój społeczny i dialog. Gdyby wymagały tego przyjęte ustawy, nie można też wykluczyć publicznego przypomnienia nauczania Kościoła na temat istoty i znaczenia prawa w życiu publicznym.

Ale mówiąc to, trzeba też podkreślać, że publiczną misją Kościoła nie jest wspieranie lub prowadzenie do upadku tej albo innej demokratycznie wybranej władzy, zastępowanie polityków, wyręczanie obywateli, wchodzenie w rolę mediów, społeczeństwa obywatelskiego czy organizacji eksperckich. Wszystkie te ważne role, jako wierzący i niewierzący, podejmować musimy, kierując się własną odpowiedzialnością, wolnością, rozumem i sumieniem.

Niepowtarzalną i unikalną rolę, jaką ma dziś Kościół wobec naszej polityki, dobrze opisuje natomiast formuła „niepolitycznej polityczności" (cyt. za ks. prof. Piotrem Mazurkiewiczem). Jako podzielona wspólnota polityczna potrzebujemy dziś bowiem przede wszystkim Kościoła, który z mocą głosił będzie Ewangelię i miłość bliźniego, pokazując wszystkie jej niełatwe i dla lewicy, i dla prawicy, także społeczne i politycznie konsekwencje. Zarówno te dotyczące uchodźców, otwartości, przebaczenia, solidarności, sprawiedliwości społecznej, politycznego języka czy sposobu traktowania oponentów, jak i te związane z ochroną życia czy rodziny.

Kościół jak nikt inny w Polsce może dziś pokazywać i podkreślać także granice polityki. Istotną różnicę między światem demokratycznej rywalizacji o władzę a sferą publiczną, w której jako urzędnicy, dziennikarze, naukowcy, artyści, sportowcy, duchowni lub po prostu obywatele mamy prawo i obowiązek pytać o dobro wspólnie i wspólnie służyć Polsce. Bez względu na nasze sympatie czy poglądy polityczne.

Jeśli Polska rozwijać ma się nadal, jeśli ma być przykładem dla innych i wspólnym bezpiecznym domen dla potomnych, ktoś kiedyś musi zacząć „zszywanie" głęboko podzielonego społeczeństwa. To także wielkie społeczne wyzwanie stojące dziś w Polsce między innymi właśnie przed Kościołem. Także dlatego bardziej niż na politycznej barykadzie miejsce Kościoła jest dziś w kulturze, mediach czy na uniwersytecie. Wszędzie tam, gdzie kształtują się sumienia obecnych i przyszłych polityków i wyborców.

Niepokojące propozycje zmian w sądownictwie, a także sposób ich wprowadzania, sprawiły, że w samym środku wakacji, w polskiej polityce znów zrobiło się bardzo gorąco. W obronie sądów na ulice kilku miast wyszli zaniepokojeni obywatele, a w wielu polskich domach z obawami obserwuje się eskalację politycznego napięcia.

Trudno więc specjalnie się dziwić, że znów pojawiają się publiczne wołania o mediację czy też perswazję ze strony wielkiego społecznego autorytetu, jakim jest w Polsce Kościół. Jedni oczekiwania takie formułują z troską i nadzieją, w głosach innych da się usłyszeć wyraźny ton zniecierpliwienia, rozczarowania, a nawet irytacji, wymownym – ich zdaniem – politycznym milczeniem Kościoła, które ma być albo jakąś formą cichego sprzyjania prawicowej władzy, albo wyrazem politycznego oportunizmu.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej