Niepokojące propozycje zmian w sądownictwie, a także sposób ich wprowadzania, sprawiły, że w samym środku wakacji, w polskiej polityce znów zrobiło się bardzo gorąco. W obronie sądów na ulice kilku miast wyszli zaniepokojeni obywatele, a w wielu polskich domach z obawami obserwuje się eskalację politycznego napięcia.
Trudno więc specjalnie się dziwić, że znów pojawiają się publiczne wołania o mediację czy też perswazję ze strony wielkiego społecznego autorytetu, jakim jest w Polsce Kościół. Jedni oczekiwania takie formułują z troską i nadzieją, w głosach innych da się usłyszeć wyraźny ton zniecierpliwienia, rozczarowania, a nawet irytacji, wymownym – ich zdaniem – politycznym milczeniem Kościoła, które ma być albo jakąś formą cichego sprzyjania prawicowej władzy, albo wyrazem politycznego oportunizmu.
Odnosząc się do tych głosów, warto najpierw przypomnieć fakty. Uważnie słuchający Kościoła odnotowali zapewne, że ostatnio przynajmniej dwa razy publicznie zabierał głos, w sposób który trudno nazwać oportunizmem czy cichym sprzyjaniem prawicowej władzy. Najpierw, w końcu kwietnia Episkopat opublikował dokument „Chrześcijański kształt patriotyzmu", którego duch i litera – mówiąc łagodnie – dość istotnie różnią się od retoryki i języka, jakimi o patriotyzmie czy polityce historycznej mówi obóz władzy. Potem, co jeszcze wymowniejsze, w apogeum naszego sporu możliwość pomocy uchodźcom, w maju i czerwcu, kilku przynajmniej hierarchów, wyraźnie polemizując i ze stanowiskiem rządzącej partii, i niepokojem dużej części społeczeństwa, przypominało, że jako chrześcijanie rozważać powinniśmy także możliwość tzw. korytarzy humanitarnych.
Choć więc poszczególni duchowni – jak wszyscy obywatele – mają zapewne swe polityczne przekonania, a i władza ma swych ulubionych duchownych, to trudno dziś chyba mówić w Polsce o jakimś politycznym sojuszu tronu i ołtarza.
Problem, o którym mówimy, polega na czym innym. Pamiętać i podkreślać trzeba, że pośród ostrej politycznej burzy, jaką przeżywa dziś Polska, Kościół staje zawsze wraz ze swymi wiernymi, których chrześcijańskie sumienia kierują często na przeciwne strony gorącej politycznej barykady. I właśnie dlatego zabiega, by pozostać znakiem wspólnoty. Dla wierzących znakiem wspólnoty wiary, dla wszystkich – znakiem wspólnoty narodowej i obywatelskiej.