Katolicyzm selektywny – to model podejścia do religii, który od lat proponuje duża część liberalncyh mediów, np. „Gazeta Wyborcza". W uproszczeniu sprowadza się on do tego, że z nauczania Kościoła wybieramy jedynie to, co jest dla nas wygodne. Dorabiamy własne ideologie i tworzymy nowe prawdy wiary. A jeśli z naszym podejściem nie zgadzają się inni i wprost wskazują, że się mylimy – to wylewamy na ich głowy wiadra pomyj i każemy „zamknąć gęby".

Kilka dni temu Sejm przyjął ustawę o in vitro. Do postawy posłów odnieśli się biskupi, stwierdzając, że wynik głosowania przyjęli z „wielkim smutkiem i rozczarowaniem". Ten głos, a także wypowiedź ks. Józefa Klocha, który pytał, czy poseł katolik, głosując za tą ustawą, może uważać się za katolika, zaniepokoił publicystkę „GW" Katarzynę Wiśniewską. Po raz kolejny – trudno już doprawdy policzyć który – uznała ona, że wypowiadając się na temat in vitro, biskupi wtrącili się do polityki. Naciskali bowiem na posłów, by nie przyjmowali złego – w ocenie episkopatu – prawa. Powinni się byli ograniczyć jedynie do stwierdzenia, że Kościół nie akceptuje zapłodnienia pozaustrojowego, i apelować do wiernych, by z niego nie korzystali. Ale broń Boże nie powinni dokonywać żadnej oceny parlamentarzystów. Tymczasem prezydium episkopatu nie dość, że nie milczy, to jeszcze przywołuje słowa papieża Franciszka, który całkiem niedawno mówił, że trzeba „wyrażać sprzeciw sumienia przy aborcji, in vitro i eutanazji".

Wiśniewska, posługując się pokrętną logiką, dowodzi, że słów papieża nie można odnosić do polityków, bo wypowiedziano je do lekarzy! Jeśli tak, to do kogo papież skierował słowa z ostatniej encykliki „Laudato si": „Jeśli człowiek ogłasza siebie jako niezależnego od rzeczywistości i staje się władcą absolutnym, kruszy się sama podstawa jego istnienia, ponieważ »zamiast pełnić rolę współpracownika Boga w dziele stworzenia, człowiek zajmuje Jego miejsce i w końcu prowokuje bunt natury«". Do ekologów?

„Gazeta" w swoich publikacjach często odwołuje się do nauczania II Soboru Watykańskiego. W konstytucji „Gaudium et spes" dotyczącej misji Kościoła, jego zadań i roli we współczesnym świecie zapisano, że Kościół ma prawo, a wręcz nawet obowiązek, „wydawania osądu moralnego, również o sprawach, które dotyczą porządku politycznego, zwłaszcza gdy wymagają tego fundamentalne prawa osoby albo zbawienie dusz". Hierarchii wolno zatem uprawiać politykę imperatywu przez wydawanie osądu moralnego. I z tego prawa, czy to się komuś podoba czy nie, biskupi korzystają. Jedyne, co można im zarzucić, to to, że robią to zbyt delikatnie.