Poważna Szydło, śmieszny Duda

W podobny sposób doszli do władzy, ale dziś lepiej od prezydenta wypada pani premier.

Aktualizacja: 26.05.2016 15:28 Publikacja: 24.05.2016 18:21

Poważna Szydło, śmieszny Duda

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Na pierwszy rzut oka żywoty polityczne Andrzeja Dudy i Beaty Szydło są prawie identyczne. Ale jeśli przyjrzeć im się bliżej, dostrzec można poważne różnice między dwojgiem polityków. Różnice, dodajmy, na korzyść pani premier.

Oboje są byłymi ziobrystami. To właśnie Zbigniew Ziobro wciągnął ich do polityki, a potem „rozprowadzał" po niej. Oboje zresztą zdradzili swojego protektora, gdy w 2011 r. odchodził z PiS i zakładał nowe ugrupowanie pod nazwą Solidarna Polska. Zostali za to wynagrodzeni awansami w partii.

To moment przełomowy w ich karierze – wybrali lojalność wobec Jarosława Kaczyńskiego, a nie wobec tego, któremu wiele, jeśli nie wszystko, zawdzięczali. Prezes PiS lubi takie osoby i je awansuje. Paradoksalnie, właśnie takich ludzi może być pewny.

Wtedy zaczyna się błyskawiczna kariera Dudy i Szydło. Awansują w strukturze partii oraz w klubie poselskim. On dostaje szansę zdobycia mandatu europosła w 2014 r., ona zajmuje stanowisko wiceprezesa partii. Duda zostaje potem wyznaczony na kandydata PiS na prezydenta, a Szydło, najpierw będąc szefową jego kampanii, otrzymuje propozycję objęcia funkcji premiera. Oboje osiągają swoje cele i dziś sprawują te zaszczytne urzędy.

Oboje byli nikim w polityce, zanim zdradzili obecnego ministra sprawiedliwości. Oboje zostali nagrodzeni przez Kaczyńskiego stanowiskami dlatego, że nie mieli swojej frakcji w partii i nie przejawiali ambicji politycznych. Oboje wszystko zawdzięczają wierności prezesowi PiS. Oboje wreszcie dostąpili wszystkich możliwych zaszczytów dlatego, że Kaczyński nie dostrzegł w nich potencjału buntu i uznał, iż będą mu całkowicie podporządkowani.

Nie zawiódł się. Prezydent i premier wypełniają jego polecenia, narażając się nawet na możliwość postawienia przed Trybunałem Stanu. Bez szemrania przyjmują polecenia i są poręcznymi narzędziami w dłoniach prezesa. W czym zatem widzę różnicę między nimi?

W stylu. Choć żadne nie przejawia skłonności do samodzielności politycznej i oboje pokornie realizują przekazy przychodzące z Nowogrodzkiej, to jednak Szydło robi to w o wiele lepszym stylu. Owszem, jest wierna prezesowi PiS, ale nie wykorzystuje każdej okazji, by się do niego łasić. Nie zdarzyła jej się tak ambarasująca sytuacja jak ta, w której urzędująca głowa państwa składa publicznie hołd lenny swemu patronowi, mówiąc w jego obecności, że jest wielkim strategiem i politykiem.

Szydło nie mówi o sobie jako o niezłomnej, a tak właśnie autodefiniował się Andrzej Duda, gdy obejmował urząd.

Pani premier spełnia polecenia Kaczyńskiego, ale nigdy nie dała się zapędzić o trzeciej w nocy do zaprzysięgania tego czy owego – co łacno wykonała obecna głowa państwa.

Kontrast między Dudą a Szydło jest tym bardziej widoczny, że ich umocowanie jest zasadniczo różne. On ma pewność pozostawania na urzędzie przez następne cztery lata, ona może być w każdej chwili zmieniona jednym kiwnięciem palca prezesa. Na prezydenta głosowało 8 mln ludzi, premier zaś była tylko jedną z twarzy partii, na którą oddało głos niewiele ponad 5 mln wyborców.

Politycznie, prawnie i konstytucyjnie to właśnie Duda powinien wykazywać większą skłonność do samodzielności i niepokorności. A jednak jeśli u kogoś z tej dwójki możemy dostrzec jej objawy, to raczej u Szydło. Przedziwne zaiste.

Pani premier zdarzały się wpadki, zupełnie bezsensowne wypowiedzi i zachowania. Czasami za głośno krzyczała, czasami przesadzała w atakach na opozycję, byle tylko przypodobać się prezesowi, czasami nadmiernie ulegała emocjom. Ale nigdy nie straciła czegoś, co w polityce określa się jako gravity czy dignity – ciężar, powaga. Sprawuje urząd na miarę swoich ograniczonych (politycznie, intelektualnie i charakterologicznie) możliwości, ale nie popadła w śmieszność.

Prezydent natomiast wielokrotnie dał dowody na to, że nie dorósł do powierzonego mu urzędu. Sprawuje najważniejszą funkcję w kraju, ale jego próby wciśnięcia się w zbroję Zawiszy Czarnego lub chociażby garnitur Lecha Kaczyńskiego są żenujące.

Może dlatego Beata Szydło na jego tle wypada lepiej. Wpadki zalicza tylko wtedy, gdy najbliżsi współpracownicy próbują ją przebrać w żakiet Żelaznej Damy czy Angeli Merkel. Ale ostatnimi czasy pani premier chyba coraz częściej dostrzega, że tego typu zabiegi przynoszą opłakane skutki. Jest jej o tyle łatwo to skonstatować, że widzi, do jakiej śmieszności doprowadziły one Andrzeja Dudę.

Autor jest politologiem, był europosłem PiS, PJN i Polski Razem

Na pierwszy rzut oka żywoty polityczne Andrzeja Dudy i Beaty Szydło są prawie identyczne. Ale jeśli przyjrzeć im się bliżej, dostrzec można poważne różnice między dwojgiem polityków. Różnice, dodajmy, na korzyść pani premier.

Oboje są byłymi ziobrystami. To właśnie Zbigniew Ziobro wciągnął ich do polityki, a potem „rozprowadzał" po niej. Oboje zresztą zdradzili swojego protektora, gdy w 2011 r. odchodził z PiS i zakładał nowe ugrupowanie pod nazwą Solidarna Polska. Zostali za to wynagrodzeni awansami w partii.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej