Jarosław Kuisz: Polska daje atuty Marine Le Pen

Francuscy robotnicy boją się o miejsca pracy.

Aktualizacja: 26.04.2017 14:35 Publikacja: 25.04.2017 17:49

Jarosław Kuisz: Polska daje atuty Marine Le Pen

Foto: AFP

Na marginesie gorących wiadomości o wynikach pierwszej tury wyborów prezydenckich we Francji przemknęła informacja o rozpaczliwym strajku w zakładach Whirlpool w Amiens, niedużym mieście na północ od Paryża. Sytuacja ta pozwala lepiej zrozumieć pewne paradoksalne zjawisko: wydarzenia, które uważamy za nasz sukces – nowe miejsca pracy nad Wisłą – przyczyniają się do wzrostu nastrojów antyunijnych i skrajnej prawicy na Zachodzie.

W 2018 roku planowane jest przeniesienie fabryki z Amiens do Polski. Dla francuskich pracowników oznaczać to będzie kolejną falę masowych zwolnień. Szeregi bezrobotnych zasili blisko 300 osób. Nic dziwnego, że chwaloną w ramach Unii Europejskiej „delokalizację" media francuskie prezentują jako społeczny dramat. Robotnicy z zamykanej fabryki, nawet ci wcześniej skłonni, by poprzeć lewicę, dziś, stojąc przed wyborem: prounijny Emmanuel Macron czy antyunijna Marine Le Pen, mogą skłaniać się ku tej ostatniej. Nie trzeba zatem być faszystą czy islamofobem, by poszukiwać ratunku w programie Frontu Narodowego.

Niechęć do przybyszów zarobkowych bywa uzasadniana brakiem gościnności ze strony między innymi... Polaków. W audycji radiowej na falach prestiżowego „France Culture" autorka skierowanej przeciwko Brukseli książki stwierdziła niedawno, że trudno mówić o unijnej solidarności, skoro kraje Grupy Wyszehradzkiej nie okazują jej w sprawie uchodźców. Podobną opinię wyrażał ostatnio także włoski premier Matteo Renzi.

Wysokie bezrobocie wśród młodych, niski wzrost gospodarczy i poczucie stagnacji przyczyniają się do powstania specyficznej atmosfery politycznej nad Sekwaną. Książki o dekadencji, kryzysie i niesprawiedliwości „systemu" dosłownie wylewają się z księgarń w Paryżu czy Londynie. Tymczasem polska polityka zagraniczna wydaje się zupełnie nieprzygotowana do prowadzenia subtelnej gry, w sytuacji gdy nasi partnerzy unijni borykają się z kłopotami społecznymi. Opowieści ekipy Beaty Szydło o „Europie ojczyzn" oraz wyśnionej podmiotowości, niezależnie od intencji, stanowią świetne paliwo głównie dla Frontu Narodowego i partii eurosceptycznych.

Marine Le Pen doprowadza postulat „Europy ojczyzn" do samego końca: zwinięcie strefy Schengen, referendum w sprawie członkostwa w Unii Europejskiej (i ewentualny Frexit), powrót do franka i ponowne opuszczenie struktur NATO. Oczywiście, napływ pracowników z innych państw unijnych czy delokalizacje fabryk miałyby zostać wstrzymane. Właśnie dlaczego nawet umiarkowani politycy w krajach starej UE skłonni są lansować hasło „Europy wielu prędkości". Dziś szarpnięcie cuglami w UE zapowiada Macron. Jeśli 7 maja wygra lider En Marche!, to jeszcze w tym roku trafią na stół propozycje wspólnego rozwiązania problemów unijnych. Ich logika będzie podobna do tego, jak funkcjonuje strefa euro: kto nie wchodzi na pokład, pozostaje na zewnątrz – by nie powiedzieć, na marginesie. Ze względu na problemy, jakie generują delokalizacja i swobodna możliwość pracy w krajach innych niż Polska, Zachód prędzej czy później podejmie inicjatywy reform.

Wybór Macrona, jego polityczny idealizm, centrowy populizm, stanowi szansę dla Polski. Tym bardziej że – na co zwraca uwagę wybitny komentator polityczny David Goodhart w najnowszej książce – współczesny populizm prawicowy można postrzegać jako rodzaj idealizmu politycznego. To wyjątkowo kłopotliwe dla zwolenników UE, którzy gotowi są prowadzić kampanię za pozostaniem, obracając się obsesyjnie dokoła tematu pieniędzy. I dlatego nie jest w porządku uznawać osoby, które głosowały za Brexitem, za ekonomicznych głupców, jednocześnie zachwycając się bogaczami, którzy wspaniałomyślnie głosują za wyższymi podatkami.

W tym tygodniu Macron udaje się do Amiens. Geopolityka i dramatyczna historia Polski w XX wieku powinna dyktować to, w którym obozie powinniśmy się odnajdywać, niezależnie od krajowych podziałów partyjnych. A skoro tak bardzo zależy nam na podmiotowości i szacunku w Europie, to najlepiej mieć w zanadrzu własne, sensowne propozycje rozwiązań instytucjonalnych.

Autor jest redaktorem naczelnym „Kultury Liberalnej", adiunktem na Wydziale Prawa i Administracji UW; współkierownik projektu polskiego w St. Antony's College, University of Oxford.

 

Na marginesie gorących wiadomości o wynikach pierwszej tury wyborów prezydenckich we Francji przemknęła informacja o rozpaczliwym strajku w zakładach Whirlpool w Amiens, niedużym mieście na północ od Paryża. Sytuacja ta pozwala lepiej zrozumieć pewne paradoksalne zjawisko: wydarzenia, które uważamy za nasz sukces – nowe miejsca pracy nad Wisłą – przyczyniają się do wzrostu nastrojów antyunijnych i skrajnej prawicy na Zachodzie.

W 2018 roku planowane jest przeniesienie fabryki z Amiens do Polski. Dla francuskich pracowników oznaczać to będzie kolejną falę masowych zwolnień. Szeregi bezrobotnych zasili blisko 300 osób. Nic dziwnego, że chwaloną w ramach Unii Europejskiej „delokalizację" media francuskie prezentują jako społeczny dramat. Robotnicy z zamykanej fabryki, nawet ci wcześniej skłonni, by poprzeć lewicę, dziś, stojąc przed wyborem: prounijny Emmanuel Macron czy antyunijna Marine Le Pen, mogą skłaniać się ku tej ostatniej. Nie trzeba zatem być faszystą czy islamofobem, by poszukiwać ratunku w programie Frontu Narodowego.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej