Wszyscy dziś na świecie walczą o demokrację: nie tylko władze Unii Europejskiej, ale także jej zagorzali krytycy, Hillary Clinton i Donald Trump, PiS i jego opozycja, a nawet Putin i Erdogan. Wszyscy oni czują się przedstawicielami ruchu demokratycznego i demokratycznych wartości. Najgorsze, że właściwie wszyscy mają rację.
Antydemokratyczni liberałowie?
Przez ostatnie kilkadziesiąt lat posługiwaliśmy się bowiem pojęciem demokracji, mając na myśli de facto ustrój ograniczonego konstytucjonalizmu. Nazwaliśmy go demokracją liberalną i zapomnieliśmy, czym jest ta zbitka, co oznacza rzeczownik, a co przymiotnik. A oznaczały one kiedyś wartości... przeciwstawne. Tak, tak – były czasy, wcale nie tak odległe, że demokraci byli antyliberalni, a liberałowie antydemokratyczni. Jeszcze w XIX wieku te dwa systemy aksjologiczne były w opozycji wobec siebie, a ich wyznawcy toczyli ze sobą wojnę na śmierć i życie.
Demokraci flirtowali wówczas z nacjonalistami i populistami (w obu przypadkach były to wówczas określenia nie obraźliwe, lecz jedynie deskryptywne), a liberałowie romansowali z monarchistami i dyktatorami. Dlaczego? Bo demokracja i liberalizm odwołują się do sprzecznych w istocie wartości – ta pierwsza do woli większości, ten drugi do wolności. Przez przypadek (wspomagany jednak przez wiele pokoleń polityków i filozofów) obie te aksjologie zespoliły się w jedno pojęcie demokracji liberalnej, ale na początku były wobec siebie przeciwstawne.
Gdy Alexis de Tocqueville zachwycał się amerykańskim stylem życia i politykowania, najbardziej fascynowała go nie siła demokracji, ale groźba „tyranii większości". Gdy podziwiał tamtejszy system polityczny, to nie tylko z powodu jego inkluzji szerokich mas społecznych (nie na tyle jednak szerokich, by włączyć do niego niewolników, kobiety i inne upośledzone społecznie grupy), ile z powodu przemyślnych zabezpieczeń, które czyniły go odpornym na populizm i kaprysy niemądrej większości. Owszem, z podziwem patrzył na działanie „społeczeństwa obywatelskiego", ale jeszcze bardziej zachwycał się mechanizmami powściągającymi rewoltę tłumu i wulgarne mniemania mas.
Gdy dzisiaj patrzymy na amerykański system polityczny najbardziej uderzającym elementem jest jego...niedemokratyczność.