Unia Europejska: Jak utrzymać „złoty róg”

Członkostwo w Unii to związek nie tylko na dobre, ale także na złe.

Aktualizacja: 21.03.2017 19:25 Publikacja: 21.03.2017 17:42

Polska poniosła w Brukseli wizerunkową klęskę (na zdjęciu przywódcy UE przed wyborem na przewodniczą

Polska poniosła w Brukseli wizerunkową klęskę (na zdjęciu przywódcy UE przed wyborem na przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska), ale opozycja nie powinna się z tego cieszyć, tylko pracować nad tym, by poprawiać jakość polskiej obecności we Wspólnocie – przekonuje były ambasador.

Foto: AFP

Ostatnie wyczyny polskiej dyplomacji to istny chocholi taniec. Nie lada osiągnięciem było przecież doprowadzenie do sytuacji, w której wybór Polaka na jedno z trzech najważniejszych unijnych stanowisk zakończył się największą w historii naszego członkostwa w UE porażką wizerunkową.

Można teraz powtarzać: „miałeś, chamie, złoty róg, (...) ostał ci się ino sznur". Jednak z symbolicznym „sznurem" ostała się nie tylko władza, lecz my wszyscy. W tej sytuacji triumfalistyczna retoryka wielu opozycyjnych polityków wydaje się kompletnie nie na miejscu. Hołdowanie zasadzie: im gorzej, tym lepiej, stanowi w istocie przedłużenie polityki Prawa i Sprawiedliwości, które traktuje Unię jako dodatkową arenę wewnątrzpolitycznych wojenek.

Wszyscy, którym dzisiaj naprawdę zależy na zachowaniu chociaż części „złotego rogu", czyli członkostwa naszego kraju w Unii, zamiast cieszyć się z izolacji i kompromitacji Polski, winni się zastanowić, jak w obecnych warunkach można poprawiać jakość polskiej obecności w UE. Jak najefektywniej stworzyć przyczółki, które będzie można wykorzystać w momencie, gdy w Warszawie pojawił się ponownie proeuropejski i prounijny rząd.

Kultywowana bezsilność

Odpowiedź na to pytanie należałoby zacząć od rewizji postawy dominującej wśród sił identyfikujących się dzisiaj w Polsce jako prounijne. Opiera się ona dziś na założeniu, że za politykę naszego kraju w UE odpowiedzialna jest wyłącznie władza. Wszyscy pozostali zaś są skazani na bierną obserwację. Jedyne, co im pozostaje, to odreagowywanie swojej frustracji w zjadliwych recenzjach działań pani premier i jej ministrów.

Nie ulega wątpliwości, że to przede wszystkim polityka rządu decyduje o tym, w jaki sposób Polska funkcjonuje w ramach Wspólnoty. Unia Europejska wykracza jednak znacznie poza wymiar międzyrządowy. Istnieją instytucje wspólnotowe umożliwiające zaangażowanie bardzo różnych podmiotów i środowisk, takich jak organizacje pozarządowe, biznes, samorządy lokalne. W parlamencie europejskim reprezentowane są różne siły polskiej sceny politycznej. Prounijna opozycja ma więcej posłów niż PiS, przy czym należą oni do dużo silniejszych niż partia rządząca grup politycznych (Europejskiej Partii Ludowej i Partii Europejskich Socjalistów).

Wreszcie do 2019 roku to Platforma Obywatelska, a nie Prawo i Sprawiedliwość, ma „swojego" komisarza w Komisji Europejskiej. Wszystkie te przyczółki nie pozwalają wprawdzie na uczynienie z Polski jednej z czołowych sił europejskiej integracji, ale jest to potencjał wystarczająco duży, by znacząco spowolnić, a być może nawet powstrzymać, proces społecznego i instytucjonalnego wyobcowania Polski we Wspólnocie.

Batalia o świadomość

Jak pokazuje analiza opublikowana przez Fundację Batorego „Polacy wobec UE: koniec konsensusu" – znacząca część batalii o unijność Polski dokona się nie w Brukseli, ale na naszym własnym podwórku. Prounijne postawy Polaków są wprawdzie powszechne, ale słabo ugruntowane, a rozumienie UE nie zawsze nadąża za szybko zmieniającą się rzeczywistością.

Polacy potrzebują, aby wytłumaczyć im Unię na nowo. Nie wystarczą histeryczne alarmy, że PiS chce wyprowadzić Polskę z Unii. Co więcej, taki radykalny przekaz nikogo do głębszej integracji nie przekonana.

Opozycja musi wreszcie wyjść poza reaktywność wobec działań PiS i przedstawić własną konstruktywną narrację o Unii. Potrzebne jest inicjowanie możliwie szerokiej debaty na temat tego, czym dla Polski wielkomiejskiej i wykształconej, a także tej z małych miast i wsi jest Unia. Powinniśmy dyskutować o tym, czy Polsce potrzebne jest euro. Co oznacza pojęcie Unii dwóch prędkości? Taka debata powinna być podejmowana w środowiskach akademickich, biznesowych, na poziomie samorządów i organizacji pozarządowych.

Szczególne możliwości, a więc także odpowiedzialność spoczywa tu jednak na politykach, zwłaszcza europosłach, a przede wszystkim Elżbiecie Bieńkowskiej, będącej przecież unijną komisarz. Ich głos powinien być dzisiaj w Polsce jak najdonośniejszy: słyszalny w mediach, obecny na spotkaniach z obywatelami. To zadaniem tych polityków jest „przenoszenie" Unii do Polski. Niestety, poza kilkoma chlubnymi wyjątkami (i nie można niestety zaliczyć do nich pani komisarz) głosu tego w Polsce zupełnie nie słychać.

Pokażmy prounijną Polskę

Kolejnym elementem unijnej strategii zwolenników Unii musi być pokazywanie w Brukseli proeuropejskiego oblicza Polski. Tu znowu ogromne pole do działania mają europosłowie – swoim zaangażowaniem, profesjonalizmem, aktywnością powinni w praktyce udowadniać, że Polska w UE to nie tylko PiS.

W opublikowanym w marcu przez Politico rankingu 40 najbardziej wpływowych europarlamentarzystów była tylko jedna posłanka z Polski – Danuta Hübner. Tymczasem na tej samej liście znalazło się trzech przedstawicieli Rumunii. Pokazuje to, że aktywność Polaków w Parlamencie Europejskim zdecydowanie powinna się zmienić.

Ciągle też istnieje spore pole do zwiększania obecności Polaków w wymianach edukacyjnych, współpracy naukowej, współpracy samorządowej, zawodowej i na poziomie społeczeństwa obywatelskiego. Od lat widoczna jest swoista niedoreprezentacja – jeśli patrzeć na demograficzny i ekonomiczny potencjał kraju – polskich podmiotów w tego rodzaju unijnych strukturach i platformach kooperacji. Tutaj niezwykle pomocna byłaby solidarność polskiego prounijnego obozu w Brukseli: wzajemne wspieranie, wymiana informacji, dbanie o to, aby w ważnych debatach, konferencjach, w przesłuchaniach parlamentarnych jak najczęściej zabrzmiał kompetentny głos z Polski.

Na dobre i na złe

Na koniec pytanie: jak postępować w toczącej się w Brukseli debacie na temat łamania zasad praworządności w Polsce? Najgorsze wydaje się stanie w rozkroku: z jednej strony wstrzymywanie się od nadmiernej krytyki Polski, by nie narazić się na piętno zdrajcy w kraju, z drugiej oczekiwanie, że Unia podejmie skuteczną interwencję w obronie polskiej demokracji. Jeśli naprawdę chcemy angażować się w projekt integracji europejskiej, to trzeba uznać, że strategia mówienia w Unii prawdy o Polsce jest słuszna. Złodziejem nie jest ten, kto ujawnia kradzież, lecz ten, kto ją popełnia. Zasada chowania trupów w szafie w imię chronienia „honoru ojczyzny" jest szkodliwa i nigdy nie prowadzi do „wyzdrowienia". Potrzebna jest odwaga myślenia i mówienia o Unii nie jako świecie zewnętrznym, przed którym musimy się chronić, ale naszym wewnętrznym środowisku, którego jesteśmy częścią, z wszystkimi przywilejami i obowiązkami z tego wynikającymi.

Jednak rozmowa z unijnymi partnerami musi wykraczać poza krytykę łamania zasad demokracji w Polsce. Reprezentujący opcję prounijną politycy powinni formułować też jasne oczekiwania wobec naszych zachodnich partnerów. Przede wszystkim należy podkreślać, że wszelkie objawy pogardy wobec Polski i Polaków, demonstrowanie poczucia wyższości są absolutnie nie na miejscu. Wypowiedzi, jak niedawna François Hollande'a: „wy macie zasady, a my fundusze strukturalne", muszą zostać jednoznacznie potępione. Należy też ostro kontrować coraz częstsze komentarze zachodniej prasy o „niedojrzałości narodów Europy Wschodniej do integracji". Nie można przyzwalać na pochopne przekreślanie i dezawuowanie osiągnięć ponad dekady polskiego członkostwa we Wspólnocie.

Warto podkreślać, że członkostwo w Unii to związek nie tylko na dobre, ale także na złe. Dzisiaj unijni partnerzy, zamiast dystansować się wobec naszego kraju, powinni podkreślać, że Polacy są obywatelami UE, a Polska ważnym członkiem Wspólnoty. Wreszcie potrzebne są elastyczne działania ze strony samej Komisji Europejskiej. Konieczne jest wypracowanie instrumentów (także finansowych), które umożliwiłyby aktywizację prounijnych i prodemokratycznych sił społecznych w krajach członkowskich. Unia ma w Polsce wielu gorących zwolenników. Powinna zatem okazać im solidarność i udzielić realnego, a nie tylko werbalnego wsparcia. ©?

Autorka jest dyrektorem

programu Otwarta Europa Fundacji Batorego. Była ambasador RP w Moskwie.

Ostatnie wyczyny polskiej dyplomacji to istny chocholi taniec. Nie lada osiągnięciem było przecież doprowadzenie do sytuacji, w której wybór Polaka na jedno z trzech najważniejszych unijnych stanowisk zakończył się największą w historii naszego członkostwa w UE porażką wizerunkową.

Można teraz powtarzać: „miałeś, chamie, złoty róg, (...) ostał ci się ino sznur". Jednak z symbolicznym „sznurem" ostała się nie tylko władza, lecz my wszyscy. W tej sytuacji triumfalistyczna retoryka wielu opozycyjnych polityków wydaje się kompletnie nie na miejscu. Hołdowanie zasadzie: im gorzej, tym lepiej, stanowi w istocie przedłużenie polityki Prawa i Sprawiedliwości, które traktuje Unię jako dodatkową arenę wewnątrzpolitycznych wojenek.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej