Brexit: Będzie wojna o europejski model społeczny

Harmonizacja polityki socjalnej w Unii znajdzie się teraz w centrum debaty

Aktualizacja: 21.03.2017 19:14 Publikacja: 21.03.2017 18:05

Polityków drażnią tańsi pracownicy delegowani.

Polityków drażnią tańsi pracownicy delegowani.

Foto: shutterstock

Korespondencja z Brukseli

Przycichł chwilowo spór wokół polityki migracyjnej, który tak boleśnie podzielił Unię Europejską półtora roku temu. Problemu obowiązkowych kwot uchodźców co prawda nie rozwiązano, ale ponieważ w międzyczasie podpisano porozumienie z Turcją o powstrzymaniu fali migracyjnej z jej wybrzeża, to pilnych działań nie trzeba podejmować i retoryka obu stron sporu mogła trochę złagodnieć. Nie należy dać się jednak zwieść pozornej ciszy. W Unii szykuje się kolejna wojna, a linia podziału ma być mniej więcej identyczna: na Wschód i Zachód Europy.

Nowy front

Chodzi o politykę społeczną, czyli – jak to się mówi w Brukseli – ochronę modelu socjalnego Europy. Politycy i dyplomaci nie mają żadnej wątpliwości, że właśnie ona będzie głównym punktem debaty o przyszłości UE po Brexicie. Pierwsze sygnały już są, bo do starcia doszło przy pisaniu projektu deklaracji rzymskiej, która ma być ogłoszona 25 marca, z okazji 60. rocznicy podpisania traktatów rzymskich: Zachód chciał więcej o wartościach socjalnych, Wschód – raczej o spójności i zbliżeniu gospodarczym. Kompromis na pewno się znajdzie, ale mówimy tylko o ogólnie brzmiącym dokumencie, który ma nie dzielić Europy w tej uroczystej chwili, zaledwie na cztery dni przed złożeniem przez Theresę May oficjalnego zawiadomienia o Brexicie. Gdy dojdzie do podejmowania konkretnych decyzji, już nie będzie miło brzmiących słów i chęci kompromisu. Bo podziały są zbyt głębokie i coraz bardziej widoczne.

U źródeł prospołecznej ofensywy krajów Zachodu tkwią nastroje antyglobalizacyjne. W nich miesza się wizja zamkniętych zakładów przemysłowych, których produkcja została przeniesiona do Chin, czy innych mniej rozwiniętych krajów trzecich, z problemem tzw. delokalizacji i dumpingu społecznego w granicach UE. Nowe państwa, takie jak Polska, nie są dość rozwinięte, żeby konkurować z Zachodem myślą technologiczną. Robią więc to, co umieją najlepiej: produkują taniej. A jak chętni do pracy nie są dość zadowoleni z oferty w kraju, to wyjeżdżają do bogatszych państw UE. Czy to na stałe lub na dłuższy okres, jak do Wielkiej Brytanii i Irlandii, czy to na kilkumiesięczne misje jako pracownicy delegowani do wykonywania usług polskich firm na francuskich budowach, czy w holenderskich szklarniach. I tam zgadzają się pracować za pensję minimalną, a ponieważ dodatkowo płacą znacznie niższe stawki społeczne w Polsce, to są oczywiście bardziej konkurencyjni niż pracownicy lokalni.

To wszystko jest zgodne z unijnym prawem i tak naprawdę jest wyrazem pewnej równowagi praw i interesów w UE: ze swobody przepływu towarów i kapitału bardziej korzysta Zachód, na swobodzie dotyczącej pracowników czy usług może zarobić Wschód. Ale o ile te pierwsze dwie wolności są nie do ruszenia, o tyle na kolejne dwie zamachnąć się znacznie łatwiej. I gdy dojdzie do takiego zamachu Polsce i innym kraju regionu pozostanie tylko minimalizowanie szkód.

Francja na barykadzie

Sztandarowym przykładem socjalnej ofensywy Zachodu jest dyrektywa o pracownikach delegowanych. Nowelizowana wbrew logice, bo nie zaczęła jeszcze działać inna dyrektywa, która miała usunąć nieprawidłowość w delegowaniu.

Nie wiadomo, czy przyniosła efekty, a już szykujemy się do utrudnień w delegowaniu, żeby odpowiedzieć na zarzuty zgłaszane przede wszystkim przez Francję. To ona tradycyjnie przoduje w apelach o rozwiązania socjalne. Po pierwsze, bo taka jest jej tradycja polityczno-gospodarcza. Po drugie, bo od lat rządzący tam politycy obawiają się, że niezadowolenie społeczne wykorzystają populiści z Frontu Narodowego. I tym argumentem bezustannie szantażują inne państwa członkowskie i Brukselę.

Ale Francja nie jest już jedyna. Właśnie ostatnio ujawniła się koalicja krajów chętnych do socjalnej dyskryminacji pracowników z biedniejszych państw UE. Niemcy Austria, Szwecja i Dania chcą ograniczyć prawa zagranicznych pracowników do korzystania z lokalnych zasiłków na dzieci, jeśli te mieszkają w innym kraju.

Komisja Europejska zgodziła się na takie możliwości w ofercie dla Wielkiej Brytanii, gdy próbowała przed referendum zniechęcić ją do Brexitu. Wtedy jednak wyraźnie zostało powiedziane, że to jednorazowa propozycja i w razie głosowania za wyjściem z UE jest niebyła. Inaczej jednak uważają wspomniane kraje.

Jesienią szykuje się też kolejna debata przy okazji dyskusji nad planowaną przez KE nowelizacją dyrektywy o koordynacji systemów socjalnych. O sprawach socjalnych będzie też wiele w szykowanym na maj pakiecie transportowym.

Potrzeba sojusznika

Polska jako największy kraj tej biedniejszej części UE ma najwięcej do stracenia. To my wysyłamy najwięcej pracowników delegowanych, to my przodujemy w statystykach cudzoziemskich pracowników na rynkach krajów UE, to naszych kierowców tirów jeździ najwięcej na unijnych drogach.

W wersji minimalnej, o której już się konkretnie mówi, będziemy mieli do czynienia z ograniczeniem możliwości konkurencji dla tańszej siły roboczej na innych rynkach UE. Ale jeśli to się uda, a nastroje społeczne się nie poprawią, to należy się spodziewać kolejnej odsłony i próby harmonizacji wymogów socjalnych, czyli zbliżania tego, co w Polsce, do tego, co we Francji. No, bo skoro rynek jest jednolity, to powinny na nim panować jednolite reguły konkurencji. Polska ma tego świadomość.

Na ostatnim szczycie UE, na którym rząd nieszczęśliwe zablokował konkluzje, premier Beata Szydło mówiła też o debacie o przyszłości UE. – Nie zgodzimy się na harmonizację w tej dziedzinie. Lepsze standardy socjalne są efektem rozwoju gospodarczego, a nie unijnych reguł – mówiła.

Argument słuszny, ale polityka rządzi się innymi zasadami. Polska i inne kraje mogą być w przyszłości przegłosowane, tak jak grozi to nam w wypadku dyrektywy o pracownikach delegowanych. Albo to już w dalszej przyszłości pozostawione na boku w modelu wielu unijnych prędkości. I wtedy, parafrazując François Hollande'a z ostatniego szczytu, Polska miałaby swoje zasady, a kraje szybszej prędkości swoje pieniądze i swój model społeczny. Jedyną szansą, aby nie doszło do najgorszego, jest znalezienie sojuszników poza naszym regionem. Niemcom, Holendrom czy Hiszpanom może odpowiadać zaostrzenie zasad delegowania pracowników. Ale mogą się bać pójść krok dalej.

Na razie widać, że na pewno sojusznika nie znajdziemy w Brukseli. Komisja Europejska pod wodzą Jeana-Claude'a Junckera, socjalisty w chadeckich szatach, z ochrony europejskiego modelu socjalnego uczyniła swój priorytet.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: a.slojewska@rp.pl

Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Wydarzenia
#RZECZo...: Powiedzieli nam