Rzeczpospolita: Współpracował pan blisko z rządem i kanclerz Angelą Merkel przy opracowaniu traktatu lizbońskiego. Czy w obecnej sytuacji UE wymaga on gruntownej rewizji?
Ruprecht Polenz: Nie sądzę, aby trzeba go było dogłębnie zmieniać, ale należy się poważnie zastanowić, czy sprawdziła się koncepcja przekazania do Brukseli wielu kompetencji państw narodowych. Dotyczy to nie tylko ostatniej dekady. Można dyskutować, czy nie byłoby lepiej pozostawić wielu spraw w kompetencji państw członkowskich.
Oznacza to, że traktat się przeżył?
Nie. Jako całość był i jest dobrym rozwiązaniem. Po rozszerzeniu UE konieczne było utrzymanie mechanizmów pogłębienia Unii, aby zapobiec tendencjom odśrodkowym. Instrumentami służącymi temu celowi było porozumienie Schengen oraz wspólny rynek. Od dawna jednak potrzebne są nowe projekty integracyjne w dziedzinie bezpieczeństwa czy w sprawach gospodarczych, handlu i finansów.
W niektórych stolicach, jak w Warszawie, nie tylko nie ma zgody na dalsze pogłębianie integracji, ale też pojawiają się głosy, że poszła ona za daleko.