Co wydarzy się w środę w parlamencie? Uczestnicy spotkania zorganizowanego przez Stanisława Karczewskiego uzgodnili, że ich kluby nie będą blokować mównicy sejmowej. Niemniej kością niezgody nadal pozostaje kwestia poprawek do budżetu.
Platforma Obywatelska odmawia udziału w rozmowach. Marek Kuchciński zaś „ugodowo" stwierdza na antenie TVP Info, że sejmowy protest jest niezgodny z prawem. Eksperci, których marszałek Sejmu poprosił o opinie prawne, zaproponowali, by kryzys rozwiązać za pomocą rozmaitych środków. Samo cyrkulowanie takich pomysłów, jak wprowadzenie na salę funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, nie tylko nie sprzyja kompromisowi, ale może mieć o wiele poważniejsze konsekwencje.
Aż trudno bowiem uwierzyć, że sprawa rozejdzie się po kościach. Być może w całej historii III RP nigdy nie było bardziej sprzyjającego momentu do degeneracji polskiego parlamentaryzmu niż teraz. Chodzi mniej o grzechy tego czy innego ugrupowania partyjnego. Po prostu znikają zewnętrzne punkty odniesienia dla polskiej polityki. Od 1989 r. nie mieliśmy warunków tak sprzyjających powrotowi do niechlubnych tradycji.
Polityczne pokusy
Wyzywanie przeciwników politycznych od wskrzesicieli Polski Ludowej czy „resortowych dzieci" jest dziś wszechobecne. To zarzuty nie tylko niedorzeczne, ale i oddalające nas od zrozumienia, co się obecnie dzieje na politycznej scenie.
Polska Ludowa, państwo satelickie wobec Moskwy, nie była miejscem do pobierania nauki demokracji i nie może być żadnym punktem odniesienia. Później przez lata wyobrażano sobie, iż USA i Europa Zachodnia nie tylko zwyciężyły w zimnej wojnie, ale także dominują pod względem politycznym, materialnym, kulturalnym, a nawet moralnym. Idealizowanie brało się z oczywistych wad bloku sowieckiego i oddzielenia żelazną kurtyną. Mit Zachodu dawał jednak wielką siłę do mobilizowania się do demokratycznych reform w III RP. Wystarczyło zapytać: „Co powiedzą na Zachodzie?" – by to jedno zdanie trzymało w ryzach polityków od prawicy do lewicy.