Jeśli świat zmierza ku nowej Jałcie, polska dyplomacja winna zrobić wszystko, by tym razem nasz kraj znalazł się po „właściwej" stronie żelaznej kurtyny. Niestety, jej działania zmierzają w odwrotnym kierunku.
Każdego Polaka musi niepokoić to, co dzieje się za oceanem. Wszystko wskazuje na to, że zarówno nowy prezydent USA, jak i jego najbliższe otoczenie będą grać na zbliżenie z Rosją. Neoizolacjonistyczne nastawienie Donalda Trumpa będzie go skłaniać ku powolnemu wycofywaniu się z Europy i zamykaniu się w kokonie wewnątrzamerykańskich spraw. Jego wizja Rosji i samego prezydenta Putina pozwalają na ostrożną prognozę dotyczącą wzajemnych stosunków dawnych (i obecnych) rywali. A materializuje się ona w jakiś mniej czy bardziej oczywisty sojusz, a przynajmniej współpracę. Nowy lokator Białego Domu nie postrzega Kremla jako przeciwnika, ale raczej jako sojusznika w rozwiązywaniu palących dla Amerykanów zagadnień.
Są to przede wszystkim kwestie ekonomiczne oraz zagrożenie terroryzmem. W obu Trump dostrzega w Putinie raczej kooperanta, niźli konkurenta. W niewypowiedzianej, a już prawie zapoczątkowanej, wojnie handlowej i dyplomatycznej z Chinami (której podłożem są gospodarcze mniemania nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych) Rosja jawi się lokatorowi Białego Domu jako oczywisty sojusznik. Dokładnie tak samo ma się rzecz w drugiej kluczowej dla Amerykanów materii – w walce z terroryzmem. Z tego punktu widzenia rola Kremla jest nie do przecenienia – zwłaszcza w regionie Półwyspu Arabskiego i Azji Środkowej. Tu także Putin może wydawać się Trumpowi kimś, z kim warto zawierać porozumienia i układać się na przyszłość.
Po właściwej stronie
Tego typu rozumowanie nie jest pozbawione sensu – zwłaszcza jeśli uwzględni się neoizolacjonizm samego Trumpa oraz prorosyjskość części jego współpracowników. Jeśli dodać do tego zapatrywania Henry'ego Kissingera na tzw. realistyczną koncepcję stosunków międzynarodowych, to trudno oczekiwać od Białego Domu, by w najbliższych miesiącach i latach nie szukał jakiegoś zbliżenia z Kremlem.
Ale to, co jawi się jako w miarę sensowne i racjonalne z punktu widzenia Waszyngtonu, musi budzić zaniepokojenie w Warszawie. Bowiem „deal", który może zostać zawarty w najbliższym czasie między USA a Rosją, musi odbyć się kosztem interesów państw naszego regionu. Za pomoc w walce z Chinami oraz z międzynarodowym terroryzmem Putin na pewno wystawi Trumpowi wysoki rachunek.