Najważniejszym bojem Polski w 2018 r. będzie walka o pozycję naszego kraju w UE. Pomimo groźby głosowania przez Radę Europejską nad tym, czy łamiemy praworządność, sytuacja wcale nie jest zła. Polska bowiem nie idzie wbrew głównemu nurtowi unijnemu.
Pomimo deklaracji prezydenta Francji Macrona i lidera niemieckiej SPD Schulza, w Europie nie widać wielkiej chęci do tworzenia federacji. Państwa narodowe mają się wybornie, a silna pozycja ruchów eurosceptycznych we Francji, Włoszech i Niemczech powoduje, że zbyt daleko idące ruchy integracyjne mogą doprowadzić do skutku odwrotnego od zakładanego, czyli kolejnych exitów z Unii. I nie będzie to polexit, ale italoexit lub francoexit. To zbyt duże ryzyko, by bawić się w stygmatyzowanie jakiegokolwiek kraju członkowskiego.
Nie jest to jednak powód do pomniejszania roli Unii ani bagatelizowania konfliktu z jej instytucjami. Polska bowiem potrzebuje UE, silnej, skutecznej, przyciągającej państwa ościenne swoim dobrobytem i rozwiązaniami instytucjonalnymi. Wspólnota stała się – obok NATO – jednym z dwóch filarów polskiego bezpieczeństwa. Gdyby spór rządu z instytucjami UE miał doprowadzić do referendum nad wyjściem z UE, a wręcz – polexitu, byłaby to geopolityczna katastrofa.
Atrakcyjna Unia nie musi jednak być federacją ani Unią kilku prędkości. Wręcz przeciwnie – takie pomysły są oderwaną od rzeczywistości, szkodliwą utopią. Kiedy spojrzeć na wiele poczynań UE bez ideologicznej siatki i zbędnych emocji, pod pozorem walki o wartości i spójność widać wyraźnie walkę o interesy. Narodowe interesy – dodajmy.
Przyjrzyjmy się kilku przykładom. Nowa regulacja dotycząca pracowników delegowanych nie przywraca równości szans, ale chroni francuski rynek pracy, który jest wciąż bardzo regulowany. Stworzenie budżetu strefy euro (Macron), a w konsekwencji wspólnotowych obligacji, pozwoliłoby bezkarnie zadłużać się dalej krajom o największym procencie długu publicznego wobec PKB, głównie Francji i Włochom, bo ich dług byłby gwarantowany przez państwa o niskim procencie zadłużenia wobec PKB, głównie Niemcy, a zatem bardziej wiarygodne. Utworzenie europejskiej armii (Schulz) pozwoliłoby zaś Niemcom nie zwiększać wydatków na obronę, ponieważ mogłyby wzmocnić własne bezpieczeństwo potencjałem militarnym innych państw Wspólnoty bez dodatkowych wydatków, wykorzystując znany z biznesu efekt synergii.