Polskę, Grupę Wyszehradzką i szerzej całą Europę Środkową łączy coraz więcej wspólnych interesów z zubożałym południem Unii Europejskiej. Razem stworzylibyśmy blok, z którym musiałyby się liczyć Niemcy, Francja, Włochy i kraje Beneluksu, które dziś dyktują warunki gry po Brexicie. Cały układ sił w Brukseli zostałby więc odmieniony.
Zaszachowani przez populistów
Dobrym tego przykładem jest forsowana przez Komisję Europejską nowa dyrektywa o pracownikach delegowanych. Pod naciskiem Paryża, Berlina i Rzymu komisarz Marianne Thyssen chce do wiosny przyszłego roku przeprowadzić przez Radę UE prawo, które w praktyce zablokuje możliwość świadczenia usług przez firmy budowlane, transportowe czy usługowe z tańszych krajów Unii w krajach droższych. Temu przecież służy pomysł zrównania płac i wszystkich przywilejów socjalnych pracowników delegowanych i lokalnej ludności państwa, w którym firma realizuje kontrakt.
Polska, która wysłała do Unii na czasowe kontrakty setki tysięcy swoich pracowników rocznie, próbowała ten ruch zablokować. Przekonała do tego dziewięć innych krajów Europy Środkowej, a także Danię – liczące łącznie przeszło 100 mln mieszkańców.
Ale to było za mało: komisarz Thyssen w ogóle nie uwzględniła postulatów Warszawy, twierdząc, że jeśli „dumping socjalny”, na jakim rzekomo jest oparty sukces pracowników delegowanych, nie zostanie zatrzymany, populiści dojdą w przyszłym roku do władzy we Francji, Holandii i Włoszech. Podobny polityczny argument rządu Ewy Kopacz – że obowiązkowy system podziału uchodźców lansowany przez Angelę Merkel otworzy PiS drogę do władzy – rok temu nie znalazł uznania w Brukseli.
Kto stawia na swoim
Przykładów stosowania dwóch miar – jednej dla krajów „jądra Unii”, drugiej dla państw jej „peryferii” – jest znacznie więcej. Na ołtarzu walki z Frontem Narodowym czy Ruchem Pięciu Gwiazd Bruksela złożyła umowę o wolnym handlu z USA i Kanadą, choć kraje Europy Środkowej były jej zwolennikami. Tej samej logiki trzymają się propozycja ograniczenia funduszy strukturalnych na rzecz wzmocnienia środków na walkę z imigracją (która jest problemem Niemiec, Francji i Włoch, ale nie Polski) i pomysł zablokowania polskich firm transportowych na rynku niemieckim i francuskim poprzez narzucenie wygórowanych pensji.