Przykładem są mitomani i naciągacze pasożytujący na pamięci ofiar zamachów z 11 września 2001 r. Ich listę otwiera wyjątkowa oszustka, z której naiwne media głównego nurtu uczyniły niemal postać pomnikową.
Alicia Esteve Head jest jedną z najbardziej bezczelnych mistyfikatorek w historii. Udając zalęknioną, słabą kobietę, której los dał szansę przeżycia wraz z 18 innymi pracownikami z 78. piętra WTC, zrobiła wielką karierę w amerykańskich mediach. W czasie jednego z wywiadów prasowych stwierdziła, że dopiero w miarę występowania na licznych spotkaniach i konferencjach pozbyła się wrodzonego lęku przed tłumem. W rzeczywistości była obsesyjnie owładnięta kompleksem Herostratesa. Niemal każdego dnia przemawiała bez żadnej tremy, szlifując swoją „historię" o cudownej ucieczce z wieży WTC. W jedną z kolejnych rocznic zamachów przekroczyła wszelkie granice bezczelności, występując na Grand Zero przed władzami miasta i stanu, rodzinami ofiar i tysiącami mieszkańców Nowego Jorku jako szefowa fundacji założonej na cześć jej rzekomo zaginionego męża Dave'a, który tak naprawdę był postacią zmyśloną. Na tę uroczystość przyjechała żółtą taksówką, taką samą jak ta, w której miała rzekomo poznać swojego przyszłego męża. Fundacja, którą Amerykanie zasypali natychmiast hojnymi datkami, miała wspierać edukację ubogich dzieci, ale jak to bywa w wypadku pospolitych naciągaczy, środki trafiały w większości do kieszeni Hiszpanki.
Zdumiewać może fakt, że przeciętna studentka z Barcelony, mówiąca po angielsku z obcym akcentem, nie wzbudzała żadnych podejrzeń służb specjalnych ani policji. Jak bardzo udało jej się omamić opinię publiczną, świadczy fakt, że zarówno burmistrz Nowego Jorku Rudolf Giuliani, jak i jego następca Michael Bloomberg oraz gubernator stanu Nowy Jork George Pataki zabiegali o jej obecność w czasie swoich wystąpień publicznych.
„To, co zobaczyłam tam na górze, zostanie we mnie na zawsze. To była śmierć, zniszczenie, ale także nadzieja" – powtarzała to zdanie jak mantrę kolejnym przedstawicielom władzy, z którymi się spotykała.
Prawdziwie amerykańska historia Alicii Esteve Head załamała się jak domek z kart w 2006 r., kiedy dziennik „New York Times" dowiódł, że Tania Head to tak naprawdę była pracownica hiszpańskiej firmy hotelowej Hovisa, która po raz pierwszy przyjechała do USA na wizie turystycznej w 2003 r. Ślady urazów, które miały być dowodem poparzeń w czasie ucieczki z wieżowca, były śladami ran po wypadku samochodowym z dzieciństwa.