Wielka Wojna Ojczyźniana: prawda o narodzie żydowskim

Jaka jest prawda o wkładzie narodu żydowskiego w Wielką Wojnę Ojczyźnianą? Fakty przeczą antysemickim radzieckim mitom i oficjalnemu stanowisku władz.

Aktualizacja: 04.09.2016 16:41 Publikacja: 01.09.2016 17:01

Egzekucja Żydów kijowskich dokonana przez niemieckie oddziały Einsatzgruppen niedaleko Iwangorodu na

Egzekucja Żydów kijowskich dokonana przez niemieckie oddziały Einsatzgruppen niedaleko Iwangorodu na Ukrainie (1942 r.)

Foto: Wikipedia

Wokół polityki Stalina wobec radzieckich Żydów podczas II wojny światowej narosło wiele mitów. Oficjalnie władze ZSRR potępiły Holocaust i chroniły żydowskich obywateli na zapleczu frontu i terytoriach okupowanych. Żydzi byli także równoprawnymi żołnierzami Armii Czerwonej oraz bojownikami antyhitlerowskiej partyzantki. Z drugiej strony, niepodważalnym faktem był powszechny antysemityzm ówczesnego społeczeństwa, który wyrażał się równie powszechnym przekonaniem o dekowaniu Żydów na głębokich tyłach. Pielęgnowane przez władze zjawisko przybrało formę lokalnych pogromów oraz pogardliwego sloganu o żydowskim „taszkienckim froncie" w Azji Centralnej.

Stalin wspólnikiem Hitlera

Na długo przed tym, jak na froncie zagrzmiały działa, ZSRR oficjalnie potępił antysemicką politykę hitlerowskich Niemiec. Prasa regularnie informowała o antyżydowskich pogromach w III Rzeszy, Komintern organizował propagandowe mityngi protestu, a gdy w 1935 r. naziści przyjęli tzw. ustawy norymberskie, będące prawną podstawą prześladowań Żydów, głos zabrał radziecki premier. Wiaczesław Mołotow publicznie potwierdził „braterskie uczucia narodów ZSRR do narodu żydowskiego". Ale była to koniunkturalna postawa, bo gdy trzeba było udzielić realnej pomocy, Moskwa nabierała wody w usta.

Według współczesnego rosyjskiego historyka Ilii Altmana, autora pracy „Holocaust i żydowski ruch oporu w ZSRR pod okupacją", już w 1935 r. Kreml opracował zasady migracyjne dla żydowskich uchodźców z III Rzeszy, zamykając faktycznie możliwość exodusu do Żydowskiego Obwodu Autonomicznego (ŻOA), ze stolicą w dalekowschodnim Birobidżanie. Dokument formalnie nie zabraniał przesiedlenia do ZSRR, ale NKWD otrzymał tajne cyrkularze nakazujące zawracanie fali migracyjnej pod pretekstem klasowym. W efekcie przyjęto nieliczną grupę specjalistów potrzebnych sowieckiej gospodarce i komunistów. Identyczny finał miała propozycja organizacji żydowskich z USA skierowana do samego Stalina. Choć przewidywała atrakcyjną rekompensatę finansową za przyjęcie kilkudziesięciu tysięcy niemieckich Żydów, górę wzięły uwarunkowania polityczne. Stalin nie chciał rzekomo faworyzować jednej grupy narodowościowej, a w rzeczywistości kierował się osobistym antysemityzmem. Przecież w tym samym czasie ZSRR przyjął wielotysięczną grupę uciekinierów z ogarniętej wojną domową Hiszpanii.

Deklaratywne wsparcie dla dyskryminowanego narodu przetrwało do 23 sierpnia 1939 r., czyli daty podpisania Paktu Ribbentrop – Mołotow. Po wspólnej agresji na Rzeczpospolitą, kwestia żydowska stała się, według Altmana, problemem dwustronnych relacji Moskwy i Berlina, które ustanowiły wspólną granicę. Żydowską emigrację potraktowano jako fragment dwustronnej wymiany ludności, jednak jak raportowali niemieccy dyplomaci, podczas spotkań wspólnej komisji, na czele której ze strony radzieckiej stanął b. minister spraw zagranicznych Litwinow, „kwestia żydowska nie interesowała Sowietów". Nieoficjalnie Moskwa dawała do zrozumienia, że większej liczby Żydów nie jest w stanie wchłonąć, a jako dowód przedstawiała infrastrukturalne możliwości ŻOA szacowane na 15 tys. przesiedleńców rocznie. O wszystkim zadecydowała zatem praktyka: o ile niemiecka straż graniczna nie przeszkadzała w nielegalnej migracji do ZSRR, o tyle wojska NKWD już od listopada 1939 r. otrzymały rozkaz strzelania do żydowskich uciekinierów i zawracania na hitlerowską stronę, co równało się pewnej śmierci.

W sumie podczas przyjaźni Stalina z Hitlerem radziecką granicę przekroczyło legalnie nie więcej niż 14 tys. Żydów, z których większość znalazła się uprzednio na Litwie, anektowanej wkrótce przez Moskwę. Kilkuset z nich wyjechało następnie do Japonii na podstawie wiz wydanych przez konsula tego kraju w Wilnie. Nie do pozazdroszczenia był los polskich Żydów, którzy odmówili przyjęcia radzieckiego obywatelstwa. Większość została zesłana w ramach deportacji wrogów klasowych, a więc prześladowań społeczności polskiej na Zachodniej Białorusi i Ukrainie. Nierzadkie były jednak przypadki przymusowej repatriacji do Generalnego Gubernatorstwa.

Najbardziej jaskrawym dowodem współudziału Stalina w Holocauście jest stosunkowo mało znana propozycja niemiecka dotycząca przejazdu do ZSRR wszystkich Żydów z III Rzeszy. Dokument pochodził z wiedeńskiego i berlińskiego biura ds. emigracji żydowskiej i zawierał projekt przesiedlenia niemieckich i austriackich Żydów do ŻOA lub na Zachodnią Ukrainę. Rząd radziecki nie wyraził zgody pod czysto formalnym pretekstem. Żydzi nie byli bowiem oddzielną kategorią narodowościową, która zgodnie z pracami wspólnej komisji podlegałaby wzajemnej „ewakuacji".

Stan taki przetrwał do 22 czerwca 1941 r. Zgodnie z danymi ze spisu powszechnego 1940 r. w ZSRR było ponad 4 miliony obywateli żydowskiego pochodzenia zamieszkujących w większości tereny anektowane w latach 1939–1940 oraz dawny obszar tzw. pasa osiedlenia (zachodnie regiony carskiego imperium). W chwili wybuchu wojny z III Rzeszą zdecydowana większość Żydów znalazła się zatem w zasięgu hitlerowskiego blitzkriegu. Co prawda, już w lipcu 1941 r. powołano komisję ewakuacyjną, ale kierowała się ona kryteriami potrzeb wojennych, a nie narodowościowymi. Ewakuacji podlegali mężczyźni w wieku mobilizacyjnym oraz osoby niezbędne przy produkcji obronnej. Jednak władze ZSRR nie zrobiły nic, aby pomóc Żydom, a największym grzechem był brak jakiejkolwiek polityki informacyjnej. Stalin zdawał sobie doskonale sprawę z losu Żydów niemieckich i polskich, a mimo to Żydzi radzieccy nie zostali należycie ostrzeżeni, ani tym bardziej wezwani do ucieczki. Mało tego, kompletnie nieznany pozostaje fakt utworzenia linii filtracyjnej na tzw. starej granicy (sprzed 1939 r.). Armia i NKWD zatrzymywały na niej uchodźców, w tym ocalałych Żydów, co wobec błyskawicznych postępów hitlerowskich już we wrześniu skazało ich powtórnie na śmierć.

Trzecią falę Holocaustu przyniosła letnia ofensywa Wehrmachtu w 1942 r. Żydzi nie zostali ewakuowani w głąb ZSRR, dlatego eksterminacji uległy grupy skierowane na południe kraju, w stronę Wołgi i Kaukazu. Stalin przyznawał potem wprost, że nie chciał podjąć innych decyzji wobec Żydów z powodów propagandowych. Nie mógł bowiem dopuścić do osłabienia ducha bojowego innych narodowości, a do takiej sytuacji doszłoby jego zdaniem, gdyby Słowianie nabrali przekonania, że muszą walczyć za życie i wolność Żydów faworyzowanych podczas ewakuacji.

Antysemicki mit

Zgodnie z szacunkami z 4 mln radzieckich Żydów przed blitzkriegiem uciekło ok. 1,8 mln osób. Najbezpieczniejszym obszarem okazały się Ural i Azja Centralna, dokąd ewakuowały się liczne centra naukowo-badawcze i przemysł obronny. Wśród specjalistów z różnych dziedzin życia oraz gospodarki nie brakowało zatem radzieckich Żydów, co posłużyło stworzeniu podsycanego przez państwo antysemickiego mitu. Głosił on, że Żydzi unikają jak ognia poboru do armii i walki za ZSRR w ogóle. Jednym słowem zadekowali się na tyłach, tworząc „taszkiencki front" w stolicy Uzbekistanu. Mit służył wytłumaczeniu wojennych niepowodzeń i trudności bytowych, wskazując rzekomych winowajców. Jest to niezwykle krzywdzące postawienie sprawy, wojenne statystyki mówią bowiem zupełnie co innego. Współczesny dziennikarz Walerij Kadżaja, uhonorowany w 2002 r. nagrodą Związku Rosyjskich Dziennikarzy za artykuły obalające antysemickie stereotypy, zebrał pokaźne archiwum dowodzące, że żaden taszkiencki front nie istniał, a radzieccy Żydzi oddali za ZSRR ofiarę proporcjonalnie większą niż wiele innych narodów imperium. Kadżaja poddał również krytyce współtwórcę antyżydowskiego stereotypu, czyli Aleksandra Sołżenicyna. To on w publikacji „Dwieście lat razem" stwierdził, że Żydzi w Armii Czerwonej zajmowali wyłącznie stanowiska na tzw. trzeciej linii frontu, czyli w zaopatrzeniu, propagandzie politycznej oraz w sztabach. Sołżenicyn jako przykład podał baterię nasłuchu artyleryjskiego, którą dowodził, a w której na 60 żołnierzy tylko jeden był Żydem.

W rzeczywistości do wojska powołano lub zgłosiło się ochotniczo ok. 500 tys. Żydów, co przyniosło im czwarte miejsce, po Rosjanach, Ukraińcach i Białorusinach. W trakcie wojny współczynnik ten nie poprawiał się z powodu ogromnych strat. Wśród poległych 77 proc. stanowili szeregowi i podoficerowie, a 23 proc. lejtnanci i kapitanowie, czyli żołnierze liniowi. Co więcej, w dywizjach pierwszego rzutu w latach 1942?1943 służyło 1,8 proc. Żydów, podczas gdy ich współczynnik w ogólnej mobilizacji wynosił tylko 1,3 proc. Drugim czynnikiem zmieniającym proporcje był fakt włączania do wojska Słowian z terenów wyzwalanych, na których Żydzi zostali niemal całkowicie wymordowani przez hitlerowców. Ponadto w armii służyło łącznie 303 generałów i admirałów pochodzenie żydowskiego, z których 40 poległo.

O jakim zatem taszkienckim froncie mogła być mowa? – pytał rozsądnie Kadżaja, zadając natomiast inne – kto stał za takim stereotypem? Otóż od 1942 r. Agitprop, czyli wydział propagandy KC WKP(b), a za nim zarząd polityczny armii otrzymały i realizowały stalinowską dyrektywę dyskryminacji Żydów w siłach zbrojnych, której wyrazem była dyskredytacja czynów bojowych. Zgodnie z poleceniem szefa Agitpropu Aleksandra Szczerbakowa za bohaterskie czyny na polu walki byli nagradzani wszyscy żołnierze oprócz Żydów, a jeśli ci ostatni, to w ograniczonym zakresie i wyłącznie odznaczeniami niższej rangi. Nierzadkie były przypadki odmowy na wnioski o przyznanie tytułu bohatera ZSRR, w sytuacji gdy za taki sam czyn Rosjanie, Białorusini i Ukraińcy uzyskiwali ten order automatycznie. Na przykład z 14 pilotów – Żydów, którzy dokonali udokumentowanego staranowania samolotu przeciwnika, złotą gwiazdę dostało tylko dwóch, a i to długo po wojnie. Innych nagrody ominęły, mimo że z wnioskami występowali dowódcy frontów i armii, m.in. marszałkowie Rokossowski i Żukow. Tymczasem procedura celowo grzęzła w Moskwie. Co więcej, istnieją udokumentowane przypadki, gdy wymaganym warunkiem odznaczenia było zatajenie narodowości lub jej zamiana na inną. Gdy żydowska telefonistka odmówiła przyjęcia odznaczenia jako Łotyszka, dowództwo korpusu zagroziło jej rozstrzelaniem, bo psuła internacjonalistyczną statystykę. W listopadzie 1944 r. Stalin przeprowadził specjalną naradę kadrową, podczas której zażądał „bardzo ostrożnego mianowania Żydów" na stanowiska dowódcze i kierownicze. Ideę wodza zrealizował Gieorgij Malenkow, wydając specjalny cyrkularz ochrzczony zresztą jego imieniem, w którym domagał się „najwyższej uwagi wobec Żydów", załączając listę zakazanych funkcji.

Antysemickim działaniom na froncie towarzyszyła antyżydowska atmosfera na jego zapleczu. Choć do wybuchu wojny Żydów w Centralnej Azji i na Uralu można było policzyć na palcach, to głównie wobec nich skierowała się społeczna wrogość, a nawet nienawiść. Do reguły należały pobicia Żydów w kolejkach po żywność i deficytowe towary. Byli także obiektem szykan w restauracjach, teatrach i transporcie publicznym. Celowali w nich tzw. ozdrowieńcy, czyli frontowi rekonwalescenci rosyjskiego i ukraińskiego pochodzenia. Często pijani, chętnie wdawali się w bójki i odreagowywali na Żydach bojowe frustracje. Antyżydowska fala niechęci stała się tak powszechna, że zwrócił na nią uwagę znany pisarz i frontowy korespondent Ilia Erenburg. W jednej z publicznych wypowiedzi stwierdził z niepokojem: „choć na polu walki żydowscy żołnierze ponoszą ogromne ofiary i są dobrze traktowani przez towarzyszy, nie mogą dobrze walczyć, gdyż niezbędny spokój odbierają im obawy o bezpieczeństwo rodzin na tyłach frontu". Erenburg próbował także działać, prosząc o interwencję naczelnego redaktora gazety „Krasnaja Zwiezda" Dawida Ortenberga. Gdy ten udał się na rozmowę do Szczerbakowa, natychmiast utracił stanowisko.

Internacjonalistyczna partyzantka

Tragiczne wręcz okazało się położenie Żydów, którzy wiązali nadzieję na ratunek z sowiecką partyzantką. Choć wobec hitlerowskiej eksterminacji narodu żydowskiego na terenach okupowanych, to właśnie ruch oporu powinien spróbować podjąć się takiego zadania. Jednak i tam obowiązywały dyrektywy Stalina oraz antysemickie prawo dżungli, które działało od chwili popadnięcia milionów radzieckich żołnierzy w niewolę. Badacz Holocaustu Aron Szneer przytacza wstrząsające relacje z tzw. selekcji, które oprócz komisarzy politycznych dotyczyły Żydów. I to od pierwszych dni wojny, o czym świadczy los Efima Fomina – komisarza i Żyda zarazem, zadenuncjowanego przez podkomendnych po upadku twierdzy brzeskiej. Z kolei szeregowy Abram Pogrebickij został ranny i latem 1943 r. trafił do niewoli wraz z przypadkowymi żołnierzami. Na rutynowe pytanie, czy wśród schwytanych są Żydzi?, sowieccy żołnierze wręcz się obruszyli, twierdząc, że „gdyby tacy byli, to oni sami dokonaliby na nich linczu". W tej sytuacji Pogrebickij rozerwał opatrunek na rannej głowie, aby zalać się krwią ? w obawie przed ujawnieniem semickich rysów. Lejtnanta Borysa Nudelmana zadenuncjował rosyjski przyjaciel ze szkolnej ławy, z którym zgodnie ruszyli na front. Nie tylko wydał, ale także zabił z wręczonego przez esesmanów pistoletu. Takie i podobne przypadki stały się okrutną normą, zwiastując stosunek ludności terenów okupowanych do żydowskich sąsiadów, nacechowany bestialskimi pogromami i rabunkiem mienia.

Taka zasada przeniosła się niestety również na sowiecki ruch oporu, tak na oddziały partyzanckie, jak i moskiewskie dowództwo. Badający zagadnienie profesor Dawid Mielcer stwierdził, że w listopadzie 1942 r. Stalin podpisał szyfrogram zabraniający konspiracyjnym jaczejkom partyjnym i partyzanckim dowódcom „przyjmować Żydów, którym udało się uratować z licznych gett, jakie hitlerowcy utworzyli na całym terenie okupowanym". Rozkaz z Moskwy jest tym bardziej niezrozumiały, że na przełomie 1942 i 1943 r. „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej" szło już pełną parą. Natomiast w pracy „Przejawy antysemityzmu w sowieckim ruchu oporu na przykładzie Białorusi" cytowane są zapiski partyjnych konspiratorów potwierdzające ogromną niechęć i złą wolę, nie tylko we włączaniu Żydów do walki, ale też w udzielaniu elementarnej pomocy żydowskim uciekinierom. Nawet jeśli młodzież żydowska przychodziła do lasu ze zdobytą na Niemcach bronią i własnym zaopatrzeniem, często była rozbrajana, bita i wypędzana z powrotem do getta. Niektórzy dowódcy, jak „Groznyj", przyjmowali Żydów, ale inni nie, stosując bicie i odpędzanie lub rozstrzelanie.

W rozkazie z sierpnia 1944 r. mowa już o „masowym terrorze stosowanym wobec partyzantów Żydów". Szef mohylowskiej organizacji partyjnej w konspiracji Kazimir Mette informował o tak silnych nastrojach antysemickich wśród ludności, że uniemożliwiały one ochronę ocalałych Żydów. „Jawna propaganda w obronie Żydów mogłaby dać negatywny efekt ? także na sowieckich zwolennikach". Jak silne były nastroje antysemickie wspominał także podpułkownik bezpieczeństwa państwowego Kirył Orłowski – bohater ZSRR, dowodzący w 1943 r. oddziałem białoruskich partyzantów im. Berii. W wywiadzie udzielonym Instytutowi Historii KPZR powiedział, że konspiratorów, a szczególnie komórki NKWD, ogarnęło zbiorowe antysemickie szaleństwo. W każdym Żydzie, któremu udało się uciec z getta do lasu, widzieli niemieckich szpiegów nasłanych w celu zniszczenia partyzantki. Dlatego każdy cudownie ocalony stawał się z miejsca głównym podejrzanym, poddawanym długotrwałym brutalnym przesłuchaniom, często zakończonym rozstrzelaniem. Logika oprawców była wstrząsająca: jeśli Żydowi udało się zbiec z rąk hitlerowców, to znaczy, że był agentem Gestapo, bo w partyzantce nikt nie będzie podejrzewał go o pracę na rzecz Niemców. Zatem pobyt w getcie to z pewnością część szpiegowskiej legendy, a w rzeczywistości element wywiadowczego przeszkolenia. Zdaniem Orłowskiego, który sam dowodził żydowskimi żołnierzami, antysemicka paranoja była powszechna.

Można zatem śmiało postawić tezę, że powojenna radziecka nauka historyczna, propagując mit o internacjonalistycznej równości narodów ZSRR i ich braterskiej walce podczas II wojny światowej, była świadomym fałszowaniem wydarzeń. Antysemityzm nie tylko żył, ale, stanowiąc część celowej polityki Stalina, rozwijał się w armii, ruchu oporu i na cywilnym zapleczu frontu. Świadczą o tym powojenne starania o umniejszenie roli radzieckich Żydów w walce z hitlerowcami oraz przedstawianie sytuacji narodu żydowskiego w wojennym ZSRR i na terenach okupowanych w pozytywnym świetle. Generalną linią nakazaną przez samego Stalina i kontynuowaną po dziś dzień pozostaje mit braterskiej walki monolitycznego narodu radzieckiego, radzieckiego społeczeństwa i radzieckich obywateli oraz ponoszonych ofiar. To dlatego przeciętny Rosjanin wie dziś, że w Babim Jarze pod Kijowem, miejscu kaźni tysięcy Żydów, leżą szczątki obywateli radzieckich, podobnie jak w zbiorowych mogiłach ofiar gett w Rydze, Odessie czy Rostowie nad Donem i na Kaukazie.

Wokół polityki Stalina wobec radzieckich Żydów podczas II wojny światowej narosło wiele mitów. Oficjalnie władze ZSRR potępiły Holocaust i chroniły żydowskich obywateli na zapleczu frontu i terytoriach okupowanych. Żydzi byli także równoprawnymi żołnierzami Armii Czerwonej oraz bojownikami antyhitlerowskiej partyzantki. Z drugiej strony, niepodważalnym faktem był powszechny antysemityzm ówczesnego społeczeństwa, który wyrażał się równie powszechnym przekonaniem o dekowaniu Żydów na głębokich tyłach. Pielęgnowane przez władze zjawisko przybrało formę lokalnych pogromów oraz pogardliwego sloganu o żydowskim „taszkienckim froncie" w Azji Centralnej.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL