Chcieliśmy się dowiedzieć, ile tak naprawdę kosztuje leczenie w Polsce, bo okazało się, że choć NFZ płaci za nie konkretną kwotę, tak naprawdę nie wiemy, za co. Do tej pory wycenionych było 20–30 proc. jednorodnych grup pacjentów (JGP) i nigdy nie przeanalizowano, ile w przypadku pozostałych grup kosztuje diagnostyka i terapia każdego pacjenta.
Kiedy poznamy pierwsze nowe wyceny?
Żeby wyciągnąć wnioski, musimy mieć całość obrazu. Może się okazać, że część procedur jest niedofinansowana, a część przeszacowana, bo np. spadają koszty różnych produktów medycznych, a rosną pozostałe koszty. Musimy to właściwie wyregulować, bo nie powinno być tak, że niektóre obszary są dla szpitala deficytowe, a inne przynoszą zyski. Pierwsze wyniki powinniśmy poznać w najbliższych miesiącach i będziemy je podawać dalszej, wewnętrznej analizie.
Rozmawiamy o projektach, które są abstrakcyjne dla pacjentów. Co pan robi konkretnie dla nich?
Obszarów priorytetowych jest kilka. Pierwszy to kadry. Jedna z organizacji pacjenckich zrobiła ostatnio analizę, na ile poprawiła się sytuacja pacjenta po zmianach związanych z działaniami kadrowymi, czyli po włączeniu do podstawy wynagrodzenia dodatku dla pielęgniarek, podwyżkach dla ratowników, lekarzy rezydentów i specjalistów. Zauważyłem, że dziś rozmawiamy nie o tym, ile kto będzie zarabiał, ale czy w ogóle będzie kto się miał nami opiekować i nas leczyć. Bez tych rozwiązań za dziesięć lat mogłoby się okazać, że nie ma pielęgniarek i lekarzy, bo pielęgniarki, których średnia wieku wynosi obecnie 55 lat, skończą lat 65 i pójdą na emeryturę. Jeśli jedna trzecia pielęgniarek, których mamy dziś ok. 250 tys., poszłoby na emeryturę, czekałby nas prawdziwy kataklizm. Już teraz wiem, że działania rządu przyniosły efekt, zatrzymaliśmy wreszcie niekorzystny trend. Jak informuje Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych, w roku 2018 niemal 100 proc. absolwentów kierunków pielęgniarskich wystąpiło do samorządu zawodowego o prawo wykonywania zawodu, podczas gdy – dla porównania – wcześniej 30 proc. tego prawa nie odbierało i podejmowało prace w innym zawodzie. Rośnie również liczba uczelni z kierunkami pielęgniarskimi. Pielęgniarki chcą pracować w zawodzie.
Dyrektorzy szpitali twierdzą, że koszty tych odważnych decyzji przerzucił pan na nich.