– Podczas obliczeń przyjąłem założenia możliwie najbardziej korzystne dla kolumny rządowej – mówi Janusz Popiel, prezes Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych Alter Ego. Jest byłym członkiem Rady ds. Pokrzywdzonych Przestępstwem i uznanym ekspertem od badania wypadków.
Przeprowadził analizę kolizji w Oświęcimiu, w której 10 lutego została ranna premier Beata Szydło, a jej wyniki wysłał do prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Powód? Ustalenia Popiela różnią się od wersji prokuratury, która postawiła kierowcy fiata zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku.
Popiel podjął się m.in. obliczenia odległości między pierwszym pojazdem w kolumnie a audi z premier Szydło. Jego zdaniem te auta dzielił dystans, na którego pokonanie trzeba nie mniej niż 2,2 s. Dlaczego? Ekspert założył, że kierowca fiata zdecydował się na skręt natychmiast po ominięciu przez pierwszy pojazd. – Stojący przy prawej krawędzi jezdni fiat potrzebował 1,6 s, by dojechać do miejsca zderzenia. Trzeba doliczyć do tego czas na podjęcie decyzji – wywodzi Popiel.
Zdaniem eksperta czas 2,2 s przekłada się na odległości 43 lub 49 m, w zależności od tego, czy kolumna poruszała się z prędkością 70 czy 80 km/h. Popiel twierdzi, że mniejsza prędkość jest mało prawdopodobna. – Z komunikatu policji wynika, że biegli oszacowali prędkość uderzenia w drzewo na 50–60 km/h – przypomina.
Jaki z tego wniosek? Kierowca seicento mógł nie widzieć audi z Szydło. A to dlatego, że zdaniem części świadków za fiatem stały jeszcze dwa samochody. Popiel wziął pod uwagę ich łączną długość i ukształtowanie jezdni. Twierdzi, że samochód z Szydło, jadący ponad 40 m za pierwszym wozem, musiał być na prawym pasie, zasłonięty przez wspomniane auta, gdy fiat rozpoczął skręt.