Krzyżak: Tylko PiS może zatrzymać nienawiść

Polacy pilnie potrzebują zmiany sposobu prowadzenia debaty publicznej. Przykład musi pójść od polityków.

Aktualizacja: 08.01.2018 19:47 Publikacja: 07.01.2018 18:24

Krzyżak: Tylko PiS może zatrzymać nienawiść

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Po ubiegłotygodniowym napadzie o podłożu rasistowskim na czternastoletnią dziewczynkę pochodzenia tureckiego, do którego doszło w stolicy, politycy PiS gremialnie ten atak potępili. Z ust premiera, a także ministra spraw wewnętrznych, Polacy usłyszeli, że nie ma zgody na takie zachowania i że trzeba im się zdecydowanie przeciwstawić. Problem w tym, że w jakimś stopniu za tego typu akty agresji odpowiadają politycy. Ich działania trafnie scharakteryzował w ostatnim orędziu na Światowy Dzień Pokoju papież Franciszek: „Ci, którzy podsycają strach przed migrantami, być może w celach politycznych, zamiast budować pokój, sieją przemoc, dyskryminację rasową oraz ksenofobię...".

Być może temat jest wyolbrzymiony i mają rację ci, którzy mówią, że u nas i tak jest w miarę normalnie, bo w Niemczech, we Francji niemal każdego dnia dochodzi do tego typu zdarzeń. Owszem, jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy była z pewnością zgoda tamtejszych rządów na niekontrolowany napływ imigrantów ekonomicznych. Polski rząd twardo się postawił. A dziś, gdy część krajów przyznaje, że polityka szerokiego otwarcia granic była błędem, trudno odmówić racji naszym rządzącym.

Problem leży jednak nie w polityce rządu wobec imigrantów, lecz w sposobie mówienia i opisywania całego kryzysu migracyjnego oraz idących za nim niebezpieczeństw. Już w 2015 roku Polacy usłyszeli, że imigranci niosą ze sobą choroby, że ich odrębność kulturowa nigdy nie pozwoli na to, by się zintegrowali z naszym społeczeństwem. Za każdym razem, gdy w Europie dochodziło do jakiegoś aktu terroru, Polakom zadawano pytanie, czy chcą, by identycznie było także i u nas. Brak rozróżnienia w debacie publicznej uchodźców, którzy uciekali z domów w obawie o życie, od imigrantów ekonomicznych, dla których konflikt zbrojny stał się okazją do polepszenia warunków bytowych, spowodował wrzucenie wszystkich do jednego worka, na którym błyskawicznie napisano: „islamista", „muzułmanin". Ten brak rozróżnienia i towarzyszące mu nieustanne hasło troski o bezpieczeństwo Polaków u wielu z nas spowodował to, że jak najbardziej naturalny lęk przed czymś, co obce i nieznane, przerodził się w budzący agresję strach.

Dziś wprawdzie rząd chwali się tym, że przyjmujemy rzesze uchodźców z Ukrainy (w istocie w ogromnej większości są to jednak imigranci ekonomiczni), ale sęk w tym, że atmosfera niechęci do obcych obraca się także przeciwko nim. Obraca się także przeciwko tym, którzy już od dawna u nas są, prowadzą nad Wisłą swoje interesy, pożenili się z Polkami, którzy tu znaleźli swoje miejsce i traktują nasz kraj jako SWOJĄ ojczyznę.

Uproszczeniem będzie jednak stwierdzenie, że za wszystko odpowiadają tylko politycy PiS i problem imigrancki. Tak nie jest, a problem jest dużo szerszy i dotyczy także przedstawicieli Platformy, Nowoczesnej oraz innych ugrupowań. Efektem braku merytorycznej dyskusji, brutalizacji języka, a także straszenia Polaków przez opozycję „demonem PiS" są chociażby ostatnie podpalenia biur poselskich przedstawicieli partii rządzącej. Kardynał Stefan Wyszyński, nie bez powodu nazywany Prymasem Tysiąclecia, w kwietniu 1969 roku wypowiedział m.in. takie słowa: „Nienawiścią nie obronimy naszej Ojczyzny, a musimy jej przecież bronić. Brońmy jej więc miłością! Naprzód między sobą, aby nie podnosić ręki przeciw nikomu w Ojczyźnie, w której ongiś bili nas najeźdźcy. Nie możemy ich naśladować. Nie możemy sami siebie poniewierać i bić. Polacy już dosyć byli bici przez obcych, niechże więc nauczą się czegoś z tych bolesnych doświadczeń. Trzeba spróbować innej drogi porozumienia – przez miłość, która sprawi, że cały świat, patrząc na nas, będzie mówił: »Oto, jak oni się miłują«. Wtedy dopiero zapanuje upragniony pokój, zgoda i wzajemne zaufanie".

Wzajemną falę wrogości mogą dziś powstrzymać politycy PiS. Wszak to oni są dziś u władzy i im – co zresztą wyraźnie pokazują sondaże – Polacy wciąż ufają najbardziej. To od nich powinien zatem pójść wyraźny sygnał do zmiany języka naszej debaty. Kilka tygodni temu próbował to uczynić w swoim exposé premier Mateusz Morawiecki, ale jak dotąd niewielu podążyło jego śladem.

Polityka
Machcewicz o Nawrockim: Człowiek niezwykle brutalny, mam nadzieję, że nie wygra
Polityka
Karol Nawrocki spotkał się w Gabinecie Owalnym z Donaldem Trumpem
Polityka
Kandydat na prezydenta Marek Woch: Polska powinna mieć broń jądrową
Polityka
Donald Tusk wygłosił orędzie. „To nam przypadło nie tylko marzyć, ale przede wszystkim działać”
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Polityka
Joanna Senyszyn: Lewica to ja
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne