Według raportu "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" najczęściej praktykanci są wykorzystywani w małych firmach, które zmuszają do nadgodzin, nie przyznają im urlopów i bardzo często też nie płacą albo płacą bardzo niewiele. Dodatkowo praktykantom zleca się zadania, które nie mają nic wspólnego z wyuczanym zawodem, jak na przykład mycie okien, mycie podłóg czy ustawianie regałów.

Najgorzej traktowani są praktykanci w zakładach fryzjerskich, gabinetach dentystycznych, biurach podróży, a także w gastronomii oraz branży hotelarskiej i firmach sprzątających.

Praktykanci są tam najczęściej zmuszani do brania nadgodzin za które firmy im nie płacą. Nie ma też zwyczaju rejestrowania tych nadgodzin, dlatego też skargi składane przez praktykantów rzadko kiedy były uznawane. Nie było dowodów. Efektem takich praktyk pracodawców były liczne nieobecności na zajęciach oraz gorsze wyniki stażystów na egzaminach końcowych.

Najczęściej ofiarami padają najsłabsi uczniowie, których słabe oceny w szkołach zawodowych na starcie stawiają ich w gorszej pozycji na rynku pracy. Praktykanci są postrzegani przez pracodawców jako "tania alternatywa" dla tzw. uczniów zawodowych, którym zakład musi płacić co najmniej płacę minimalną, która od stycznia tego roku wynosi 8,84 euro za godzinę. Praktykanci dostają po 500 euro miesięcznie

Niemieckie związki zawodowe od lat zwracają uwagę na ten proceder i podkreślają, że to nie są "pojedyncze przypadki, ale cały "system nadużyć". Związki uważają, że sprawa powinny zająć się branżowe izby gospodarcze, jednak one bardziej dbają o prawa pracodawców, niż pracowników i to tych najniższego szczebla.