Bruksela zdecydowała w środę o odrzuceniu tzw. żółtej kartki ze strony parlamentów narodowych 11 państw członkowskich. Skrytykowały one projekt zmian dyrektywy o delegowaniu pracowników i zaapelowały do KE o rezygnację z niego. Komisja jednak ogłosiła, że z projektu się nie wycofa. – KE zamiast bronić wspólnego rynku usług chce go ograniczyć niejasnymi przepisami, których sensem jest wprowadzenie regulacji płac i ograniczenie wolności umów. To oznacza, że KE nie wyciągnęła wniosków z Brexitu. Zlekceważenie 11 parlamentów narodowych, które reprezentują ponad 100 milionów Europejczyków, jest wyjątkowo nieodpowiedzialne – powiedział „Rzeczpospolitej" Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich. Polska była inicjatorem akcji państw członkowskich i będzie głównym krajem dotkniętym proponowanymi zmianami prawnymi. Nasi obywatele stanowią jedną czwartą z 2 milionów pracowników delegowanych w UE.

Marianne Thyssen, unijna komisarz ds. zatrudnienia i spraw społecznych, tłumaczyła, że żółta kartka może być uznana wtedy, gdy projekt narusza zasadę pomocniczości określającą, że Bruksela reguluje problemy, które nie mogą być załatwione na poziomie narodowym. – W przypadku delegowania pracowników nie da się problemu uregulować w prawie krajowym, bo dochodzi do ponadgranicznego świadczenia usług – wyjaśniała komisarz. Według niej jest polityczne zapotrzebowanie ze strony społeczeństw części krajów (Europy Zachodniej) na działania, które pokażą, że Unia dba o sprawiedliwość społeczną. Elementem tego ma być podniesienie minimalnego wynagrodzenia pracowników delegowanych. Obecnie musi ono być przynajmniej równe płacy minimalnej w danym kraju, w przyszłości ma być powiększone o inne składniki wynagrodzenia obowiązujące na danym stanowisku pracy, w danym sektorze, w danym kraju.

Propozycja KE wyraźnie dzieli UE na wschód i zachód, bo oprotestowały ją parlamenty narodowe: Polski, Czech, Słowacji,Węgier, Litwy, Łotwy, Estonii, Bułgarii, Rumunii, Chorwacji i Danii.

– Żółta kartka powinna jak najszybciej zmienić się w czerwoną kartkę. Politycznie już się na to wszyscy zgodzili, wiec liczymy na wdrożenie tej zmiany – powiedział Szymański. Odniósł się od uzgodnionej kilka miesięcy temu zmiany unijnego prawa, która w sytuacji takiego oporu ze strony parlamentów narodowych miałaby zmusić KE do wycofania projektu, a nie tylko jego ponownego przeanalizowania. Tyle że ta zmiana była elementem oferty dla Brytyjczyków, żeby nie wychodzili z UE. Po referendum całość oferty jest nieważna.