Mark Leonard: Unia Europejska nie stała się wzorem dla świata

Jeśli Wspólnota przetrwa, to za sprawą współdziałania Angeli Merkel i Emmanuela Macrona. Polska musi przyłączyć się do ich inicjatywy albo wyjść z UE – mówi Jędrzejowi Bieleckiemu Mark Leonard, znany brytyjski politolog.

Aktualizacja: 07.09.2017 19:33 Publikacja: 06.09.2017 19:04

Mark Leonard: Unia Europejska nie stała się wzorem dla świata

Foto: World Economic Forum

Rzeczpospolita: W 2005 r. stał się pan sławny dzięki bestsellerowi „Dlaczego Europa będzie przewodzić światu w XXI w.". Prognoza się sprawdziła?

Mark Leonard: Nie, pomyliłem się. 12 lat temu uważałem, że Unia nie tyle będzie najpotężniejszym blokiem na świecie, lecz że jej metoda działania okaże się wzorem dla innych: umiejętność rozwiązywania problemów zgodnie procedurami prawnymi, zdolność dzielenia przez państwa narodowe suwerenności, jak w przypadku jednolitego rynku czy ochrony środowiska. Uważałem, że ta „europejska metoda" będzie się rozprzestrzeniała na różne sposoby: poprzez poszerzenie Unii, coraz silniejszą integrację z UE najbliżej leżących krajów w Afryce Północnej i Europie Wschodniej. I wreszcie poprzez rozwój globalnych instytucji, które działają podobnie jak sama Unia. Nie przewidziałem jednak, że w Europie rozwiną się alternatywne modele rozwoju, głównie w Rosji i Turcji. I przede wszystkim nie rozpoznałem słabości samego projektu europejskiego.

Na czym ta słabość polega?

Na tym, że ten projekt został zbudowany na fundamencie demokracji w państwach narodowych, które przechodzą głęboki kryzys z powodu niezwykłej siły ruchów populistycznych.

Czym tłumaczyć ten powrót populizmu?

Widzę trzy powody. Po pierwsze, głęboką polaryzację między tymi, którzy skorzystali, i tymi, którzy przegrali na globalizacji. To aspekt ekonomiczny. Ale jest też aspekt kulturowy. W naszych krajach około jednej czwartej społeczeństwa stało się zdecydowanie liberalne, kosmopolityczne. To doprowadziło do polaryzacji równie dużej grupy, która stała się bardzo nacjonalistyczna, i która wraca do tradycji. W środku jest największa grupa, która nie odnajduje się ani w jednej, ani w drugiej skrajności. Wreszcie trzeci powód: partie polityczne nie potrafią już skutecznie reprezentować coraz bardziej indywidualistycznego społeczeństwa. W wielu krajach powstał złudny podział na elitę i lud, a Unia jest postrzegana jako elita elit. To ją bardzo osłabia.

Unia może się rozpaść?

Nic nie trwa wiecznie. Wystarczy zobaczyć, jak skończyło Imperium Rzymskie czy imperium brytyjskie. Ale rok temu zagrożenie tym, że Unia się rozpadnie, było o wiele większe. Teraz ryzyko, że tak się stanie, jest równie duże, jak to, że Wspólnota stoi u progu nowego otwarcia. A to dzięki odradzającemu się tandemowi między Francją i Niemcami, między Emmanuelem Macronem i Angelą Merkel.

To jednak kraje bardzo odmienne, o porozumienie między nimi będzie trudno...

Tu tkwi siła tego tandemu, bo kiedy już Francja i Niemcy się porozumieją, w tym kompromisie mogą odnaleźć się pozostałe kraje Unii. Z grubsza zresztą wiadomo, jak takie porozumienie musiałoby wyglądać. Z jednej trony Niemcy powinny się zgodzić na pogłębienie unii walutowej, większą elastyczność w polityce fiskalnej, większe inwestycje i pobudzanie wzrostu. Niemcy muszą też bardziej zaangażować się w rozwiązanie problemów globalnych, przyczyn międzynarodowego terroryzmu – jak to zresztą zrobiły w stosunkach z Turcją po wybuchu kryzysu migracyjnego czy z Rosją po wybuchu konfliktu na Ukrainie. W zamian Francja musi natomiast na poważnie zreformować gospodarkę, a także porzucić gaullistowski model prowadzenia polityki zagranicznej na rzecz współpracy dla dobra całej Unii.

Porozumienie między Merkel i Macronem to ostatnia szansa na uratowanie liberalnej, zachodniej Europy?

Może nie ostatnia szansa, ale moment jest krytyczny. USA nie chcą już być bastionem liberalizmu, bezpieczeństwa Zachodu. Wielka Brytania przynajmniej na dziesięć lat pogrążyła się w żenującym prowincjonalizmie. Jeśli Unia nie postawi się Rosji i Chinom, liberalny porządek na świecie upadnie.

Co się stanie, jeśli Polska nie przyłączy się do francusko-niemieckiej inicjatywy odbudowy Unii?

Przesłanie z Berlina i Paryża jest jasne: nie chcemy sabotażystów! Polska stoi więc przed wyborem: albo porzuci nacjonalistyczną retorykę, powróci do Europy, a wtedy może odegrać poważną rolę w Unii, albo powinna pójść w ślady Wielkiej Brytanii i opuścić UE. Nikt nie może dłużej odnosić korzyści z integracji w sferze gospodarczej czy bezpieczeństwa, nie dając nic w zamian.

Kraje, które przystąpiły do Unii w 2004 r., nie dorosły do europejskich wartości?

Te wartości kształtowały się przez wieki, walka o ich utrzymanie będzie do pewnego stopnia trwała zawsze. Oczywiście każdy z naszych krajów został odmiennie ukształtowany przez historię, gospodarkę, geografię. Ekipa, która jest dziś u władzy w Polsce, otwarcie występuje przeciw Brukseli na wielu frontach, w tym tak kluczowych, jak niezależność sądów. Ale to bardziej wynik koniunktury politycznej niż immanentnych cech polskiego narodu.

Szacunek dla europejskich wartości nie przeszkadza jednak Merkel i innymi przywódcom Unii współpracować z krajami jawnie autorytarnymi jak Turcja, Rosja, Libia. Nie ma tu sprzeczności?

Wartości są uniwersalne. Ale jest różnica, jeśli łamie je ktoś wewnątrz europejskiego klubu i na zewnątrz. Inaczej rzecz wygląda, jeśli kara śmierci byłaby wykonywana w którymś z państw Unii, a inaczej, jak to się dzieje w USA czy Chinach, które są suwerenne. Jeśli sądy w Polsce przestaną być niezależne, ma to bezpośredni wpływ na działanie jednolitego rynku. Takiego efektu nie będzie z powodu podporządkowania chińskiego wymiaru sprawiedliwości władzom politycznym.

Wartości Ameryki i Europy są odmienne? To inna cywilizacja?

Wiele z tych wartości się pokrywa, ale są też takie, które się mocno różnią. Inaczej podchodzimy do roli państwa w gospodarce, do zabezpieczeń socjalnych. Mamy też inną wizję relacji między religią a życiem publicznym, choć może nie dotyczy to Polski (śmiech). Różnica między cywilizacją na przykład Włoch i Niemiec jest jednak o wiele mniejsza niż Niemiec i Ameryki.

Skoro Europa nie zdołała narzucić swoich wartości światu zewnętrznemu, może nadszedł moment ustalenia ostatecznych granic Unii?

Sednem projektu europejskiego jest to, że nic nie jest ostateczne. Także granice. Ale jest to rzeczywiście moment rozróżnienia między tym, co „wewnątrz" i „na zewnątrz". Jest jasne, że Ukraina, Gruzja nie będą w środku bardzo długo, może nigdy. Polska musi zaś rozstrzygnąć, gdzie jej miejsce. Po brexicie nikt nie może być w połowie w Unii, a w połowie na zewnątrz.

Merkel uważa, Unia nie może dłużej opierać swojego bezpieczeństwa na Ameryce, że musi wziąć swój los we własne ręce. Jest na to gotowa?

Ten proces już trwa. W czasie zimnej wojny Europa była całkowicie zależna od Ameryki, bo ZSRR stanowił dla niej egzystencjalne zagrożenie. W latach 90. XX wieku tego zagrożenia już nie było, ale USA wciąż były niezbędne, choćby z uwagi na wojnę w Jugosławii. Ale od początku XXI nasze drogi się rozchodzą. Europejczycy zostali wręcz wciągnięci przez Amerykanów w wojny, których – jak w Iraku i Afganistanie – nie uważali za niezbędne dla zachowania własnego bezpieczeństwa. A kiedy Rosja zaatakowała Gruzję i Ukrainę, zaangażowania nie wykazały USA. Dlatego Niemcy i Francja same przejęły odpowiedzialność za rozwiązanie kryzysu ukraińskiego. 300 mln Amerykanów nie będzie chciało wiecznie bronić 500 mln Europejczyków. To skończy się za jakieś 20–30 lat. Mamy więc kolejne wyzwania dla Polski, która będzie musiała zdecydować, czy w tym nowym układzie jest gotowa mocniej zintegrować swoje siły zbrojne z armiami Niemiec i Francji .

Mark Leonard – jeden z najbardziej wpływowych politologów brytyjskich, dyrektor European Council on Foreign Relations (ECFR), autor przetłumaczonych na kilkanaście języków książek w tym „Why Europe will run the 21st Century" i „What does China think?"

Rzeczpospolita: W 2005 r. stał się pan sławny dzięki bestsellerowi „Dlaczego Europa będzie przewodzić światu w XXI w.". Prognoza się sprawdziła?

Mark Leonard: Nie, pomyliłem się. 12 lat temu uważałem, że Unia nie tyle będzie najpotężniejszym blokiem na świecie, lecz że jej metoda działania okaże się wzorem dla innych: umiejętność rozwiązywania problemów zgodnie procedurami prawnymi, zdolność dzielenia przez państwa narodowe suwerenności, jak w przypadku jednolitego rynku czy ochrony środowiska. Uważałem, że ta „europejska metoda" będzie się rozprzestrzeniała na różne sposoby: poprzez poszerzenie Unii, coraz silniejszą integrację z UE najbliżej leżących krajów w Afryce Północnej i Europie Wschodniej. I wreszcie poprzez rozwój globalnych instytucji, które działają podobnie jak sama Unia. Nie przewidziałem jednak, że w Europie rozwiną się alternatywne modele rozwoju, głównie w Rosji i Turcji. I przede wszystkim nie rozpoznałem słabości samego projektu europejskiego.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Michał Kolanko: Andrzej Duda i Donald Tusk. Skończył się Waszyngton, wróciła wolna amerykanka
Publicystyka
Andrzeja Dudę i Donalda Tuska łączy tylko bezpieczeństwo. Są skazani na konflikt
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Czy nad Episkopatem Polski zamiast słońca wyjdzie księżyc?
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Unijna polityka klimatyczna? Zagrożenie dla naszego dobrobytu