Rzeczpospolita: W 2005 r. stał się pan sławny dzięki bestsellerowi „Dlaczego Europa będzie przewodzić światu w XXI w.". Prognoza się sprawdziła?
Mark Leonard: Nie, pomyliłem się. 12 lat temu uważałem, że Unia nie tyle będzie najpotężniejszym blokiem na świecie, lecz że jej metoda działania okaże się wzorem dla innych: umiejętność rozwiązywania problemów zgodnie procedurami prawnymi, zdolność dzielenia przez państwa narodowe suwerenności, jak w przypadku jednolitego rynku czy ochrony środowiska. Uważałem, że ta „europejska metoda" będzie się rozprzestrzeniała na różne sposoby: poprzez poszerzenie Unii, coraz silniejszą integrację z UE najbliżej leżących krajów w Afryce Północnej i Europie Wschodniej. I wreszcie poprzez rozwój globalnych instytucji, które działają podobnie jak sama Unia. Nie przewidziałem jednak, że w Europie rozwiną się alternatywne modele rozwoju, głównie w Rosji i Turcji. I przede wszystkim nie rozpoznałem słabości samego projektu europejskiego.
Na czym ta słabość polega?
Na tym, że ten projekt został zbudowany na fundamencie demokracji w państwach narodowych, które przechodzą głęboki kryzys z powodu niezwykłej siły ruchów populistycznych.
Czym tłumaczyć ten powrót populizmu?