Wielkie nerwy w wiśniowym sadzie

Dzień zbieracza II

Publikacja: 21.07.2018 09:41

Wielkie nerwy w wiśniowym sadzie

Foto: AdobeStock

6.30

Nie pada. I przyjmują w skupie. Przyjmują, to tak naprawdę dużo powiedziane. Po wypowiedzi premiera Morawieckiego z ostatniej środy, że państwo zabierze się za skup owoców, wprawdzie ceny poszły w górę o 40 groszy do 1,10 złotych za kilogram najpiękniejszych wiśni.

Ale właściciele punktów odbioru znaleźli na to sposób i zaczęli utrudniać życie sadownikom racjonując opakowania, w których przyjmowali owoce. Sadownik oddając zbiory nie wie ile opakowań dostanie na następną dostawę: 5, 10, 20? Oczywiście wyjściem jest objechanie kilku punktów, uciułanie tylu platonów, ile się tylko da. Tak, naturalnie trzeba będzie zapisać ile opakowań się wzięło z którego punktu i tam też zawieźć potem owoce. To utrudnienie i dodatkowy koszt, bo paliwo drogie. No i nie każdy ma przyczepę do samochodu, żeby wieźć dalej. W ten sposób z grupy zbieraczy wyłącza się jedna osoba, która zajmuje się logistyką.

9.00

Zbieramy. Wiśnie są piękne, ale tak dojrzałe, że same lecą z drzew. Już nawet nie są wilgotne po ostatnich deszczach, ale w platonach nie mogą czekać nawet pół dnia, bo się „kocą". Czyli pokrywają się szarym puszkiem. Jeden zakocony owoc i spada gatunek do „dwójki".

Dlaczego płacą tak mało i stawiają tak wyśrubowane warunki. Jeden z właścicieli punktów skupu przyznał. Przejechali się na czereśniach, których nie dali rady sprzedać, to teraz muszą odbić na wiśniach. — Tak działa rynek— mówi.

12.00

Idzie naprawdę dobrze. Platony wypełniają się szybciej, niż sądziliśmy, więc trzeba jechać po nowe. Oczywiście bliżej ich nie ma. Właściciel sadu po 40 minutach wraca z pustymi opakowaniami i informacją, że podobno pod Mogielnicą płacą za wiśnie nawet po 1,20. Tak się przestraszyli Morawieckiego.

Warto jechać tak daleko? A jak pojedziemy i potem nie przyjmą? Albo przyjmą, ale nie dadzą pustych platonów na wymianę? To jest największe ryzyko. Lepiej nie ryzykować. Zbieramy.

Czytaj także: Ceny wiśni. Dlaczego nie lubię wisienek na torcie

12.30

Przyjeżdża wsparcie z Warszawy. Osoby, które zareagowały na zaproszenie, że mogą przyjechać do sadu i zebrać owoce i kupić je po cenie hurtowej. Właściciel sadu jest gotów opuścić te 10 groszy, niech będzie po złotówce. Czysty zysk, bo nie trzeba płacić za zbieranie.

W tej chwili, jak się chce wynająć Ukraińca do prasy w sadzie, trzeba mu zapłacić 12 złotych za godzinę. W ciągu godziny jedna dorosła, doświadczona w zbieraniu owoców osoba, jest w stanie wypełnić jeden platon w którym mieści się 10,5 kg owoców. W skupie zaliczają 10 kg, bo tyle powinno być. Sztorcują, jak jest więcej. No ale w sadzie nie ma wagi, a wiśnie są ciężkie od soku. Czyli stawka za pracę nie pokrywa wpływów ze zbioru.

Więc nadzieja w warszawiakach.

13.00

Hmmm. Chyba nie do końca. Panie mają złote klapki i białe spodnie. Jakiego koloru będą te spodnie, jak panie się zabiorą do rwania, trudno określić. Gwarancją są duże wiśniowe zacieki. Do sadu idzie się w ciemnym ubraniu. No i szybko wyjaśnia się całe nieporozumienie, bo panie nerwowo zaczynają dopytywać, gdzie będzie ten grill. Grilla nie będzie. My rwiemy wiśnie trzymając kanapkę w jednej ręce, drugą chwytamy owoce, które „same" spadają do podstawionego kubła.

—Tak pani dobrze idzie, to może i mnie pani urwie ze dwa trzy kilo. Więcej nie potrzeba- mówi miło jedna z pań. Niech bierze cały platon. To tylko 10 złotych. Odpuścimy te pół kilo.

14.00

Warszawa wyjeżdża. Nie wiem, czy zapłacili, czy właściciel sadu dał im wiśnie za darmo, żeby tylko wyjechali szybciej. Zresztą byli głodni, a grilla nie było.

Zbieramy dalej. Zaczynają się pojawiać czarne chmury, ale na AccuWeather, gdzie pogoda jest prognozowana z godziny na godzinę było, że ma nie padać. No i nie pada. Zresztą jakby zniknęły gzy. Więc chociaż gwarancja, że burzy nie będzie. Za to pojawiły się meszki. Mamy ze sobą spraye i płyn na okłady, żeby nie puchło, jak kogoś utnie.

17.00

Kończymy pracę. Boli wszystko. Plecy, nogi, ramiona. W domu trzeba będzie zrobić pranie ręczne, żeby odmoczyć ciemno-wiśniowe dłonie. Zebraliśmy w 5 dorosłych osób 29 platonów wiśni najwyższego gatunku i jeden „dwójki". Siedem z tych platonów zebrała pani, która zarabia na każdym 5,50 złotego.

Na drzewach zostało z 50 kilo wiśni, te zbierzemy w sobotę, to już czysta przyjemność. Może zrobimy jednak grilla. Bo w sadzie naprawdę jest miło. Oczywiście do czasu, kiedy nie przyjdą nowe informacje ze skupu.

19.00

Grilla możemy zrobić, ale wiśni nie ma po co zbierać, bo od soboty skupy już nie będą przyjmowały wiśni. Koniec akcji pod Grójcem, gdzie stoją drzewa z których nikt nie obrywa owoców. Bo się nie opłaca i nie ma kim. Jeśli nie pomoże rodzina sadownik tylko na tym traci.

A, no i w piątek wieczorem obniżyli ceny. Płacą już nie 1,10 złotego, ale 90 groszy. Tego oczywiście nie wiedzieliśmy rano, ale i tak byłoby żal zostawiać owoce na drzewach. No i zostało nam 5 pustych platonów, które jeszcze rano były najcenniejszym dobrem w sadzie.

Skoro w wiśniowym zagłębiu skup się skończył, to w Warszawie ceny pewnie pójdą w górę z 3-5 złotych, jakie za najpiękniejsze wiśnie trzeba zapłacić na bazarze. To oczywiście owoce bardzo trudne do domowego przerobu, bo na konfitury trzeba drylować, co oznacza sokową powódź. Sok z wiśni ? Cukier podobno ma podrożeć. Chyba, że jakaś naleweczka. Wtedy drylować nie trzeba.

Nie pada. I przyjmują w skupie. Przyjmują, to tak naprawdę dużo powiedziane. Po wypowiedzi premiera Morawieckiego z ostatniej środy, że państwo zabierze się za skup owoców, wprawdzie ceny poszły w górę o 40 groszy do 1,10 złotych za kilogram najpiękniejszych wiśni.

Ale właściciele punktów odbioru znaleźli na to sposób i zaczęli utrudniać życie sadownikom racjonując opakowania, w których przyjmowali owoce. Sadownik oddając zbiory nie wie ile opakowań dostanie na następną dostawę: 5, 10, 20? Oczywiście wyjściem jest objechanie kilku punktów, uciułanie tylu platonów, ile się tylko da. Tak, naturalnie trzeba będzie zapisać ile opakowań się wzięło z którego punktu i tam też zawieźć potem owoce. To utrudnienie i dodatkowy koszt, bo paliwo drogie. No i nie każdy ma przyczepę do samochodu, żeby wieźć dalej. W ten sposób z grupy zbieraczy wyłącza się jedna osoba, która zajmuje się logistyką.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rolnictwo
Polska wspomaga wojenną kasę Rosji importując nawozy. Najwięcej w UE
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Rolnictwo
Węgry ograniczą import produktów rolnych z Ukrainy. Rosja zadowolona
Rolnictwo
Największy producent wina Rosji w mackach Kremla. Parodia w sądzie
Rolnictwo
Przybywa zboża z Rosji w Europie. Dojrzewa pomysł na cła
Rolnictwo
Putin zawłaszcza jeden z największych agroholdingów w Rosji. To biznes z USA