To sedno najnowszego wyroku Sądu Najwyższego. O uwzględnienie dowodu z DNA wystąpił mąż matki dziecka. Dysponował badaniem, z którego wynikało, że nie jest ojcem. Sądy niższych instancji oddaliły jednak dowód, zasłaniając się dobrem dziecka i kwestiami proceduralnymi.
Powagi sprawie dodaje fakt, że domniemanym ojcem ma być ksiądz, którego formalny ojciec od dawna o to podejrzewał. Dziecko ma teraz dziewięć lat.
Na badanie do Krakowa
Z tego powodu pobrał materiał genetyczny dziecka i w Instytucie badań DNA Uniwersytetu Jagiellońskiego uzyskał wynik wyłączający pokrewieństwo I stopnia, a więc ojcostwo.
Sąd rejonowy nie dopuścił jednak tego dowodu jako prywatnego, choć oczywiście też są one uwzględniane.
Samo powództwo sąd rejonowy oddalił, wskazując, że w okresie kiedy dziecko się urodziło, rodzice mieszkali wspólnie i dochodziło między nimi do kontaktów fizycznych. Poza tym dziecko traktowało powoda jak ojca, on je jak swoje dziecko. Relacje się popsuły dopiero po około trzech latach, gdy u ojca, nadużywającego alkoholu, narastały podejrzenia o romans żony z księdzem. W przerwie w rozprawie mężczyzna powiedział, że od początku miał podejrzenia, a domniemany ojciec miał wyjeżdżać na wakacje z jego żoną i tym dzieckiem, którego zresztą nie traktował jak obcego.