Rafał Majka brązowym medalistą igrzysk olimpijskich

Jest pierwszy medal – Rafał Majka zdobył olimpijski brąz, Michał Kwiatkowski bardzo pomógł koledze.

Aktualizacja: 07.08.2016 22:36 Publikacja: 07.08.2016 19:48

Rafał Majka brązowym medalistą igrzysk olimpijskich

Foto: AFP

Korespondencja z Rio de Janeiro

Kto powie, że była szansa nawet na złoto, ten będzie miał rację, lecz ten brązowy medal, należy cenić wyjątkowo.

Brawurowy atak Rafała Majki na ostatnim zjeździe, potem jego samotna jazda kilka kilometrów przed metą na Avenida Lucio Costa i coraz większe cierpienie wypisane na twarzy, sylwetki Belga Grega Van Avermaeta i Duńczyka Jakoba Fuglsanga goniących wściekle lidera, nerwowe liczenie uciekających sekund przewagi i metrów do mety, wreszcie finisz skrajnie zmęczonego Polaka na trzecim miejscu – to najważniejsze obrazy z tego wydarzenia.

Wcześniej były niemal tak samo dramatyczne wypadki, bo igrzyska dawno nie dostały od kolarzy tak wspaniałej dawki emocji. Pierwsza ważna ucieczka zorganizowała się szybko, już na początkowych kilometrach. Do olimpijskich kronik najwcześniej chcieli przejść, a raczej przejechać, Michael Albasini, Sven Erik Bystrom, Simon Geschke, Paweł Koczetkow, Jarlinson Pantano i nasz Michał Kwiatkowski.

Pojechali, peleton z początku potraktował ich dość pobłażliwie, ale nie tak, by pozbawić się kontroli. Obraz rywalizacji siłą rzeczy dość długo był podobny, co nie znaczy nudny. Dzielna szóstka w przodzie, peleton w nastroju do pogoni, choć przez długie minuty taktyka brała górę i było wyczekiwanie na tych, którzy wezmą na siebie trud wzmocnienia tempa.

Niechęć do ryzyka można zrozumieć. Góry, zjazdy, trochę kamieni i piasku na asfalcie, wietrzna prosta – wyzwania były oczywiste. To był jednak dobry pomysł zrobić trasę w kształcie sztangi: dwa ciężary górzystych pętli (z lewej Grumari, z prawej Canoas i Vista Chinesa ze stromizną sięgającą 18 procent) połączone długim gryfem nadmorskiej promenady. W sumie 237,5 km wyzwań.

Straszył kolarzy nawet fragment drogi z kostki, wypisz wymaluj jak w wyścigu Paryż–Roubaix. Zdecydowanie dał możliwość wykazania się mechanikom. Wywrotek, awarii, przebitych gum było wiele. Pecha mieli także ci najbardziej znani: Fabio Aru, Bauke Mollema, Van Avermaet (późniejszy mistrz olimpijski). Chris Froome, mistrz Tour de France, również zmieniał rower, ale dobry kolega (prawidłowo) oraz wóz techniczny ekipy brytyjskiej (nielegalnie) natychmiast pomogli, by ta gonitwa za peletonem była krótka i skuteczna.

Ocenić dokładnie przewagę ucieczki nie było łatwo, organizatorzy podawali różnicę czasu dość oszczędnie. Może trochę się gubili, bo gdy jedni kolarze śmigali na zjazdach, inni ciężko pracowali pod górę. Na 100 km przed metą przewaga uciekających zaczęła się znacząco zmniejszać, najsłabsi odpadli, tylko Koczetkow i Kwiatkowski trzymali się z przodu dłużej. Z peletonu zaczęły wyskakiwać grupki chętnych do podium.

Kwiatkowski, zgodnie z założeniami, jeszcze chwilę uciekał, do 45. kilometra przed metą, ale już na przedostatnim okrążeniu planowo zaczął szukać za sobą Majki. Lider polskiej drużyny przez parę godzin jechał spokojnie, lecz czujnie i nie przegapił właściwego momentu na atak. Z Kwiatkowskim, harującym do ostatniej kropli potu, było mu znacznie łatwiej. Po paru ostrych zrywach rywali na kilkanaście kilometrów przed metą Majka wyskoczył do przodu z dwójką Vincenzo Nibali i Sergio Henao. Ostatni zjazd pokonywali razem, tempo było szalone i stało się: Włoch i Kolumbijczyk upadli. Polak znalazł się nagle sam z przodu.

Potem było to, co każdy polski kibic widział i przeżywał: 8 km do mety, 20 sekund przewagi nad Van Avermaetem i Fuglsangiem. Trzymanie kciuków, zaklinanie, by Majka wytrwał.

Długi prosty odcinek do Copacabany zabrał Polakowi złoto, zaczęły się kurcze mięśni nóg. Belg i Duńczyk dopadli Majkę, sprinterami są lepszymi, więc został nam brąz. Majka ledwie mówił ze zmęczenia, ale widać było, jak jest szczęśliwy. Dzień później spotkał się z dziennikarzami w wiosce olimpijskiej. Przyszli też trzej koledzy: Michał Kwiatkowski, Michał Gołaś i Maciej Bodnar. Brązowy medalista olimpijski kilka razy nam przypominał: kolarstwo to jest sport drużynowy.

Brak słuchawek – recepta na wspaniałe widowisko

Walka o olimpijskie złoto w kolarstwie była pasjonująca, to jeden z najciekawszych wyścigów ostatnich lat. Michał Kwiatkowski obiecał, że będzie pomagał Rafałowi Majce, a zrobił nawet więcej, bo przez ponad pięć godzin przygotowywał koledze najlepszą pozycję do ataku. Był kolarskim profesorem, podejmował najmądrzejsze taktycznie decyzje, był prawdziwym stróżem korzystnych dla nas wydarzeń na szosie.

Ten wyścig był ciekawy z jeszcze jednego powodu, nie tylko dla nas, ale również dla wszystkich kibiców: nie widzieliśmy słuchawek w uszach kolarzy. Decyzję o zakazie łączności radiowej między zawodnikami i trenerami schowanymi w wozach technicznych podjęto jeszcze przed igrzyskami w Londynie. To proste pociągnięcie spowodowało, że oglądaliśmy fantastyczny wyścig. A jeśli dodamy do tego ograniczenie liczby kolarzy w jednym zespole do pięciu, co uniemożliwia kontrolowanie wydarzeń przez jedną drużynę, mamy receptę na wspaniałe kolarstwo, przywracające zawodnikom możliwość podejmowania trafnych decyzji i popełnianie pomyłek.

Polska była wspaniałą drużyną, bo Majce pomagał nie tylko Kwiatkowski. Maciej Bodnar i Michał Gołaś nie opuszczali lidera ani na metr przez pierwsze 200 km. Wielkie brawa!

—Krzysztof Wyrzykowski

Korespondencja z Rio de Janeiro

Kto powie, że była szansa nawet na złoto, ten będzie miał rację, lecz ten brązowy medal, należy cenić wyjątkowo.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową