Jak potoczyły się losy arabskich dyktatorów

Pytanie o sens rewolucji arabskich wróciło, gdy wolność odzyskał były przywódca najważniejszego kraju w regionie.

Aktualizacja: 31.03.2017 20:41 Publikacja: 30.03.2017 19:09

Tym wolnym znowu człowiekiem jest Hosni Mubarak, który przez trzy dekady stał na czele Egiptu. Nie tylko najludniejszego kraju arabskiego, ale i narzucającego innym mody kulturalne i polityczne. Choć chyba akurat nie w sprawie byłych dyktatorów. Losy obalonych przywódców arabskich są bowiem różne.

Mubaraka obaliła rewolucja w lutym 2011 roku. Gdy trafił za kraty, postawiono mu zarzuty korupcji i krwawej rozprawy z buntownikami. Dostawał wyroki, później podważane. W końcu ten 89-letni polityk legenda został uwolniony ze wszystkich zarzutów.

– Zachował grupę lojalnych ludzi w głębokich strukturach państwa i poza nimi. Nie jest niespodzianką, że całkowicie go uniewinniono, po prostu dowody zostały zniszczone przez generałów bezpieki i sędziowie nie mieli podstaw do wydania ostatecznych wyroków – mówi „Rzeczpospolitej" Said Sadek, politolog z Uniwersytetu Amerykańskiego w Kairze.

– Poza tym jest stary i schorowany, a egipska tradycja nakazuje, by takich ludzi nie karać – dodaje.

W złotej klatce

Przed Mubarakiem, w styczniu 2011 roku, padł dyktator Tunezji Zin al-Abidin Ben Ali. On w przeciwieństwie do Egipcjanina, któremu duma nie zezwoliła na ucieczkę z kraju, skorzystał z oferty schronienia w Arabii Saudyjskiej. Mieszka jak w złotej klatce w pałacu i korzysta z wywiezionych z kraju pieniędzy i kosztowności, o których krążą legendy. W ojczyźnie wydano na niego in absentia kilka wyroków długoletniego więzienia.

– Gdyby wrócił do Tunezji, toby go zlinczowano, rozerwano na kawałki. Podobnie byłoby z jego rodziną – mówił mi w zeszłym roku Ahmed Abderrauf Unajes, który po upadku Ben Alego był szefem tunezyjskiego MSZ.

– Powinien wrócić do Tunezji i osobiście stanąć przed sądem. Nie sądzę, by został uniewinniony. Nie byłoby to tak łatwe, jak w Egipcie, gdzie o wszystkim decydują wojskowi. U nas jest jeszcze wolna opinia publiczna – podkreśla w rozmowie z „Rz" Mesaud Ramzani, czołowy tunezyjski obrońca praw człowieka.

Tron się zatrząsł

Z dyktatorów, przeciw którym wzniecono sześć lat temu rewolucje, najgorzej skończył Muammar Kaddafi. Został zabity pod swoją rodzinną Syrtą.

Odsunięty od władzy został także długoletni prezydent Jemenu Ali Abdullah Saleh, ale on najpierw wynegocjował sobie nietykalność, a potem przystąpił do wojny domowej po stronie proirańskich rebeliantów Huti. I wciąż jest najbardziej wpływowym człowiekiem w kraju, choć teraz nieoficjalnie i wbrew światowym potęgom.

Najgorzej skończyła się rewolucja w Syrii, ale nie dla dyktatora Baszara Asada. On nadal rządzi w Damaszku, i mimo setek tysięcy ofiar, za których śmierć odpowiada, nie musi się obawiać, że stanie przed sądem.

Rewolucje ominęły monarchie arabskie, z jednym wyjątkiem – Bahrajnu. Ale tam została zdławiona przez silnego sąsiada – Saudyjczyków, król Hamad bin Isa al-Chalifa przetrwał.

Nie przetrwał natomiast władca Kataru, choć w jego bajecznie bogatym kraju rewolucji nie było. Emir Hamad bin Chalifa as-Sani zaangażował się w rozniecanie buntów w innych krajach – w Libii i Syrii. Prawdopodobnie to właśnie te mocarstwowe zapędy władcy malutkiego emiratu doprowadziły do tego, że w 2013 ustąpił i przekazał urząd synowi Tamimowi. Syn jest ostrożniejszy w polityce międzynarodowej.

Kontrrewolucja

W krajach, w których sześć lat temu wybuchły rewolucje, poziom życia jest niższy niż za dyktatorów. A poziom bezpieczeństwa nawet trudno porównywać – w Syrii, Libii, Jemenie toczą się wojny domowe, Tunezja i Egipt zmagają się z zamachami terrorystów islamskich, co odstrasza zagranicznych turystów, a pieniądze przez nich zostawiane miały duży wpływ na gospodarkę i zatrudnienie. – Mimo że codzienne życie jest coraz trudniejsze, a przyszłość naszych dzieci niepewna, rewolucje miały sens. Ale widzimy, że obalenie dyktatora jest łatwiejsze niż ustanowienie demokracji, z wolnymi wyborami, wolnością słowa i – przede wszystkim – sprawiedliwością społeczną – uważa Tunezyjczyk Mesaud Ramzani.

– Doszło do kontrrewolucji, którą wsparły państwa Zatoki Perskiej. I teraz rewolucje z 2011 roku są przedstawiane jako wielki błąd, zmusza się ludzi do porównań z przeszłością i wyrażania żalu na ich obecną sytuację, ekonomiczną czy w zakresie bezpieczeństwa. Uczestnicy rewolucji są prześladowani i publicznie poniżani – dodaje Egipcjanin Said Sadek.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: j.haszczynski@rp.pl

Tym wolnym znowu człowiekiem jest Hosni Mubarak, który przez trzy dekady stał na czele Egiptu. Nie tylko najludniejszego kraju arabskiego, ale i narzucającego innym mody kulturalne i polityczne. Choć chyba akurat nie w sprawie byłych dyktatorów. Losy obalonych przywódców arabskich są bowiem różne.

Mubaraka obaliła rewolucja w lutym 2011 roku. Gdy trafił za kraty, postawiono mu zarzuty korupcji i krwawej rozprawy z buntownikami. Dostawał wyroki, później podważane. W końcu ten 89-letni polityk legenda został uwolniony ze wszystkich zarzutów.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej