Warszawa: Oszustwo robione na Monzap

Adwokat i kupiec roszczeń z zarzutami za próbę przejęcia wartej 714 mln zł ziemi należącej do przedwojennej spółki.

Aktualizacja: 25.09.2017 23:07 Publikacja: 25.09.2017 18:42

Warszawa: Oszustwo robione na Monzap

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Maciej M. to jeden z najbardziej znanych w stolicy biznesmenów skupujących roszczenia do znacjonalizowanych nieruchomości. Andrzej M. to adwokat specjalizujący się w sprawach reprywatyzacyjnych. Od maja są w areszcie.

Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", do już ciążących na nich zarzutów doszedł nowy, dotyczący spektakularnej próby przejęcia metodą na kuratora z Karaibów wartych fortunę gruntów w Warszawie.

– W sierpniu Andrzejowi M. i Maciejowi M. postawiliśmy zarzut usiłowania doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem o wartości 714 mln zł, czyli usiłowania dokonania oszustwa – mówi Piotr Kowalczyk, szef Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu, która prowadzi większość śledztw związanych z tzw. dziką reprywatyzacją w stolicy.

Jak twierdzą śledczy, mecenas i biznesmen chcieli przejąć tereny obecnych ogródków działkowych, znajdujących się w dzielnicy Mokotów, w obrębie ulic Piaseczyńska, Idzikowskiego i Sobieskiego. Niezwykle atrakcyjnych, o powierzchni ok. 20 hektarów.

Historia wiąże się z głośną sprawą Monzap SA. Przedwojenna firma o tej nazwie należąca do Szwedów była potentatem w produkcji zapałek. Posiadała cenne grunty w stolicy, które po wojnie dekretem Bieruta zabrało państwo. Za utratę praw w przedwojennej spółce Szwedom, jeszcze w czasach PRL, zapłacono odszkodowanie.

Nieoczekiwanie ponad pół wieku później „zapałczaną" spółkę reaktywował w 2006 r. mec. Andrzej M. na podstawie pełnomocnictwa rzekomo jedynego akcjonariusza – którym była spółka zarejestrowana na Karaibach (kulisy opisała w czerwcu 2016 r. „Gazeta Wyborcza"). Wskrzeszona spółka pod nazwą Monzap SA miała zajmować się m.in. obrotem nieruchomościami.

Reaktywacja miała jasny cel: przejęcie terenów, jakie państwo zabrało przedwojennej firmie – uważają śledczy.

Mecenas Andrzej M. podjął starania o zwrot ziemi w Biurze Gospodarki Nieruchomościami ratusza (BGN po aferach z dziką reprywatyzacją już rozwiązano – red.), a gdy w 2012 r. wycofał się ze sprawy, do Monzapu wszedł Maciej M. i został prezesem ożywionej spółki.

Zabiegi o zwrot ziemi udaremnili Szwedzi, zdumieni, że ktoś stara się o ich dawną własność. Zawiadomili ratusz i zastrzegli, że z próbą przejęcia nie mają nic wspólnego, nigdy też nie starali się o wskrzeszenie spółki.

Prokuratura uważa, że do reaktywacji nigdy nie powinno dojść, bo Monzap SA wskrzesiła spółka do tego nieuprawniona. Firma prawdziwego akcjonariusza miała siedzibę w Szwecji, tymczasem reaktywacji dokonano na wniosek firmy, która się pod nią podszyła – o identycznej nazwie (tyle że z dopiskiem „Ltd.") z siedzibą na Karaibach. Skoro spółka z Karaibów nigdy nie była akcjonariuszem Monzapu, to wskrzeszenie spółki – jak ocenili śledczy – było bezprawne. Także dlatego, że prawdziwej szwedzkiej spółce na mocy zawartego w 1949 r. porozumienia między rządem polskim a szwedzkim wypłacono odszkodowanie za akcje utracone w przedwojennym Monzapie (które przeszły na własność Skarbu Państwa i zostały zdeponowane w NBP).

Podsumowując: karaibska spółka nie mogła się podawać za właściciela Monzapu, bo nigdy nie była właścicielem akcji i nie mogła nim zostać np. w drodze kupna od Szwedów. Do takich wniosków doszli już warszawscy prokuratorzy, którzy w kwietniu 2017 r. (o czym pisała „Rzeczpospolita") oskarżyli Macieja M. o formalne zaniedbania przy zarządzaniu reaktywowaną spółką.

Obecne zarzuty te ustalenia potwierdzają. – Mechanizm oszustwa polegał na próbie ustanowienia prawa wieczystego użytkowania na nieruchomości gruntowej, która należała do przedwojennej spółki Monzap, poprzez usiłowanie wprowadzenia w błąd pracowników BGN ratusza co do posiadania w tym zakresie uprawnień – mówi prok. Piotr Kowalczyk.

Wartość terenów, jakie usiłowano przejąć, jest ogromna – 714 mln zł – to szacunek biegłych powołanych przez wrocławską prokuraturę. Zarówno mecenas Andrzej M., jak i biznesmen Maciej M. nie przyznali się do zarzutów.

W zeszłym roku, jeszcze przed zatrzymaniem, mecenas M. twierdził w mediach, że reaktywację zlecił mu „mówiący po polsku, z wyraźnym akcentem, obywatel Niemiec". To on miał mu dostarczyć „wyglądające na wiarygodne" dokumenty.

Obecne zarzuty to niejedyne, jakie mają mecenas i biznesmen. Obu, wraz z sześcioma innymi osobami, w maju 2017 r. zatrzymało CBA – w tym gronie był też syn Macieja M., dwoje innych adwokatów (występowali jako kuratorzy spadkobierców nieruchomości) i biegli. Tamte zatrzymania – jak podawała Prokuratura Krajowa – dotyczyły nadużyć przy reprywatyzacji ze szkodą na 46,1 mln zł. Chodziło wówczas o działki przy pl. Defilad – koło Pałacu Kultury (dawny adres ul. Sienna 29), przy ul. Twardej 8 i 10 (skąd wyrzucono znane gimnazjum) i ul. Królewskiej 39 w Warszawie.

W sprawach dzikiej reprywatyzacji śledczy z Wrocławia postawili dotąd zarzuty 19 osobom. – Ruszyliśmy dopiero wierzchołek góry lodowej – twierdzą.

Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany
Kraj
Posłowie napiszą nową definicję drzewa. Wskazują na jeden brak w dotychczasowym znaczeniu
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii