Komisja wydała sześć decyzji. Za dwa tygodnie ponownie rozpocznie prace. Już teraz jednak można stwierdzić, że ani Platforma, ani prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz nie byli w stanie znaleźć spójnej strategii wobec działań komisji. A jej prace w nowym sezonie politycznym będą nakładać się na rozkręcającą się kampanię samorządową.
Powołanie Komisji Weryfikacyjnej badającej reprywatyzację w Warszawie postawiło przed opozycją dylemat. Z jednej strony pojawiały się zarzuty o jej niekonstytucyjność, z drugiej – żadna z partii nie zdecydowała się na bojkot prac. To dotyczyło w szczególności Platformy. – Ta komisja nie będzie z nikim działać, ta komisja to tylko festiwal igrzysk i pusta demagogia – mówił 11 maja na antenie RMF Borys Budka. Ale jednocześnie dodał, że PO swojego przedstawiciela do komisji wyśle. – Będzie głosem rozsądku – przekonywał wtedy. PO od samego początku miała problem z komisją. Z jednej strony twarde zapewnienia prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, że to ciało niekonstytucyjne, przed którym się nie stawi. Z drugiej – udział Roberta Kropiwnickiego, posła PO.
Ten brak spójności można było też zauważyć w trakcie prac. Z jednej strony poseł Kropiwnicki, z drugiej zmieniająca się strategia ratusza i coraz większe naciski Platformy – zarówno oficjalne, jak i nieoficjalne – aby prezydent przynajmniej wysyłała swoich reprezentantów. To wykorzystywał PiS, który systematycznie apelował do Grzegorza Schetyny, aby wymógł na prezydent Warszawy – wiceprzewodniczącej Platformy – by wystąpiła przed komisją. – Uważam, że urząd miasta, ratusz musi się bronić, nie może być ani jednego oskarżenia ratusza bez odpowiedzi ze strony ratusza – mówił w „Faktach po Faktach" 30 czerwca Schetyna. Tak też się stało – od 13 lipca (sprawa Chmielnej 70) w posiedzeniach zaczęli brać udział prawnicy ze strony ratusza, jak Piotr Rodkiewicz. Ale politycznie niewiele to zmieniło. A w partii wiele osób jest przekonanych, że decyzja o bojkocie komisji przez samą prezydent jest błędem, który zemści się na PO najbardziej wtedy, gdy zacznie się kampania samorządowa.
Bo PiS jest konsekwenty w swojej strategii. Po pierwsze, każda sprawa przed komisją wiąże się z wezwaniem prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. To doprowadziło do sytuacji, w której prezydent – ku niewątpliwemu zadowoleniu polityków PiS – zadeklarowała, że grzywny z tytułu niestawiennictwa będzie płacić nie ona osobiście, ale ratusz. To natychmiast wykorzystała też Nowoczesna. – Przerzucanie swojej odpowiedzialności na mieszkańców Warszawy, żeby to mieszkańcy Warszawy płacili kary za nieobecność pani prezydent przed komisją, jest oburzające, absurdalne i nieodpowiedzialne – powiedział w piątek Paweł Rabiej, członek komisji i jednocześnie kandydat Nowoczesnej na prezydenta miasta.
Po drugie, komisja rozpoczęła prace od najgłośniejszych i najbardziej medialnych spraw, jak Chmielna 70. – Zaczęliśmy pracę od spraw, które są najlepiej udokumentowane, jednocześnie zbieraliśmy dokumenty dotyczące kolejnych – podkreśla w rozmowie z „Rz" Sebastian Kaleta, członek komisji. I jednocześnie w trakcie przesłuchań zeznający byli urzędnicy ratusza ujawniali historie, które w negatywnym świetle stawiały ratusz i prezydent Gronkiewicz-Waltz. Jednocześnie PiS udało się uniknąć medialnej ostentacji i wrażenia, że to partyjne polowanie na prezydent miasta.