- Ja myślę, że chodzi o to, że ta grupa, ona nigdy nie była z perspektywy partii rządzącej opłacalna. To nie była taka grupa, co do której można liczyć, że odwzajemni się na masową skalę głosami - przekonywał Zandberg, komentując fakt, że opiekunowie protestują w tej samej sprawie już po raz drugi.

Polityk partii Razem ocenił postulaty protestujących w Sejmie jako skromne. Gdy prowadząca rozmowę w Programie 3 Polskiego Radia Beata Michniewicz powiedziała, że protestujący domagają się pieniędzy "na życie", a nie tylko na rehabilitację, Zandberg zwrócił uwagę, że "w przypadku rodziny, która boryka się z niepełnosprawnością, ta granica pomiędzy życiem, rehabilitacją, przetrwaniem, jest bardzo płynna".

- To są w znacznym stopniu rodziny, które ledwo wiążą koniec z końcem, dlatego że polskie państwo po prostu od tych rodzin przez długie lata zwyczajnie się odwróciło. I długie kolejki do lekarzy, do fizjoterapeutów, niemożność zdobycia dostępu do nowoczesnych świadczeń medycznych, to jak działa polska ochrona zdrowia, na tych rodzinach odbija się najmocniej - mówił Zandberg. 

- Co jest złego w tym, żeby te rodziny mogły sobie pozwolić na to, żeby pójść do kina? - pytał.

- Jakiś czas temu, kiedy Prawo i Sprawiedliwość wprowadzało 500 plus, byłem jedną z nielicznych osób po stronie opozycyjnej, które mówiły, że to jest dobry kierunek, żeby stworzyć uniwersalne świadczenia społeczne, które trafiają do każdego, które nie są takim stygmatem "jesteś biedny, jesteś potrzebujący, w związku z czym z łaski, tylko sprawdzając, czy na pewno ci się należy, damy ci jakąś jałmużnę". To jest dobre rozwiązanie i dokładnie z tych samych powodów, jak rozumiem, protestujące dziś matki osób niepełnosprawnych mówią w Sejmie prostą rzecz: "chcemy być traktowane tak samo" - powiedział polityk Razem.