W tym tygodniu Sąd Najwyższy rozpoznawał kasacje w sprawach dyscyplinarnych członków samorządu radcowskiego. W tym mecenasa Edwarda A. Został on obwiniony w związku z wszczęciem sprawy o egzekucję spłaconego roszczenia, które po odzyskaniu zatrzymał dla siebie.
W swym czynie nie widział nic zdrożnego, bo – jak mówił – jego klient (wierzyciel, który został wcześniej zaspokojony) nie miał do niego pretensji.
Argumentacja mecenasa nie przemówiła jednak do radcowskiego sądu dyscyplinarnego pierwszej instancji w Opolu, który 30 czerwca 2017 r. wymierzył mu karę pieniężną w wysokości 7 tys. zł i zakazał wykonywania patronatu przez trzy lata. To orzeczenie zostało uznane za niewłaściwe w zakresie wymiaru kary przez szefa resortu sprawiedliwości, który w odwołaniu domagał się wymierzenia maksymalnej kary – wydalenia z zawodu.
Wyższy Sąd Dyscyplinarny Krajowej Izby Radców Prawnych nie zdecydował się na zaostrzenie sankcji i utrzymał rozstrzygnięcie w całości. Mimo to mec. Edward A. zdecydował się – za pośrednictwem pełnomocnika – wnieść kasację do SN. W piśmie procesowym podnosił, że rozstrzygnięcie ma rażące błędy. Nie zastosowano bowiem art. 65 [1] ustawy o radcach prawnych. Zgodnie z tym przepisem w razie jednoczesnego ukarania za kilka przewinień dyscyplinarnych sąd dyscyplinarny wymierza karę za poszczególne przewinienia, a następnie karę łączną. Tymczasem – pisał autor kasacji – mecenas dopuścił się dwóch deliktów dyscyplinarnych: niezasadnego wszczęcia egzekucji oraz zatrzymania wyegzekwowanych środków.
Taka argumentacja zaskoczyła skład orzekający.