Wiarygodność wyborów w kryzysie

Chcieliśmy zbadać, co stało za znacznym wzrostem liczby głosów nieważnych w ostatnich wyborach sejmikowych – pisze ekspert Fundacji Batorego.

Publikacja: 10.12.2015 21:10

Wiarygodność wyborów w kryzysie

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

W „Rzeczpospolitej" prof. Jacek Czaputowicz podał w wątpliwość sensowność badania kart do głosowania z wyborów samorządowych, które prowadziliśmy we współpracy z Fundacją im. Stefana Batorego i Naczelną Dyrekcją Archiwów Państwowych. W swoim tekście sugerował nawet, że zespół ekspertów Fundacji zdecydował się na przebadanie próby losowej obwodów specjalnie po to, aby złego słowa nie powiedzieć o rzetelności wyborów.

To poważny zarzut wobec badaczy. Jego źródłem jest niezrozumienie celu naszego badania. Nieporozumieniem jest porównanie naszego zespołu do policjantów, którzy otrzymali wezwanie do kradzieży i zamiast pojechać pod wskazane adresy, udają się w przypadkowo dobrane miejsca. Celem naszej pracy nie było weryfikowanie, czy dochodziło do spektakularnych fałszerstw wyborczych w „najbardziej podejrzanych" obwodach – od tego są instytucja protestu wyborczego i sądy.

Postawiliśmy pytania, które należało zadać w pierwszej kolejności. Kryzys wiarygodności wyborów nie dotyczył obwodu numer 2 w Pieszycach, gmin Powidz czy Pacanów (które wskazuje prof. Czaputowicz), ale wyników wyborów w skali całego kraju. Coś istotnego stało się w całej Polsce, a nie tylko w wyselekcjonowanych obwodach. Zachowajmy proporcje: w jednym obwodzie głosuje średnio 550 wyborców, jednego radnego sejmiku wybiera kilkadziesiąt tysięcy, głosów nieważnych w 2014 r. oddano prawie 2,5 mln, około 750 tys. więcej niż w 2010 r.

Chcieliśmy zbadać, co stało za znacznym wzrostem liczby głosów nieważnych w ostatnich wyborach sejmikowych, a także sprawdzić, czy były systematyczne problemy z kwalifikowaniem głosów przez komisje wyborcze. Na tyle systematyczne, że mogłyby znacząco zmienić wyniki wyborów skali całego kraju. Gdybyśmy dobrali próbę celową 100 obwodów najbardziej odstających od normy, być może zauważylibyśmy poważne błędy komisji wyborczych. Ale nie wiedzielibyśmy nic o tym, jak były powszechne, w jaki sposób mogły zniekształcić wyniki i wpłynąć na obsadę mandatów. Do tego niezbędna jest próba reprezentatywna.

Gdybyśmy dobrali obwody celowo, a nie losowo, nie moglibyśmy w żaden sposób porównać naszych oszacowań powodów nieważności głosów z danymi z 2014 r. Nie moglibyśmy powiedzieć tego, co powiedzieliśmy: że głosów pustych w 2014 r. najpewniej nie przybyło, ale za to wzrosła trzykrotnie liczba głosów z wieloma krzyżykami, najprawdopodobniej z powodu książeczki do głosowania.

Wyniki naszych prac nie zamykają tematu, nie wykluczają możliwości prowadzenia dalszych badań, m.in. obwodów o skrajnych charakterystykach. Archiwa zachowają i udostępnią materiały z 1000 obwodów głosowania – to też rezultat naszego przedsięwzięcia.

Autor jest socjologiem i geografem, adiunktem na UW, członkiem zespołu ekspertów Fundacji im. Stefana Batorego zajmującego się badaniem kart do głosowania z ostatnich wyborów samorządowych

Pisał w Opiniach

Jacek Czaputowicz

Naprawdę nie było fałszerstw?

8.12.2015

Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: My, stare solidaruchy
analizy
Lewica przed największym wyzwaniem od lat. Przez Tuska straciła powagę
Opinie polityczno - społeczne
Elżbieta Puacz: Od kiedy biologicznie zaczyna się życie człowieka i co to oznacza w kwestii aborcji