Wątpliwy sąd nad Franciszkiem

Te same przyczyny, które powodują wzrost popularności obecnego papieża wśród liberałów, chrześcijan innych wyznań i wyznawców innych religii, a nawet ateistów, budzą niepokój, a nawet przerażenie wśród konserwatywnych katolików – polemika teologa i byłego jezuity.

Aktualizacja: 06.12.2015 22:10 Publikacja: 06.12.2015 20:01

Wątpliwy sąd nad Franciszkiem

Foto: AFP

Papież Franciszek budzi mocne uczucia. Z jednej strony wywołuje entuzjazm przeważnie u ludzi będących daleko od Kościoła, a z drugiej – rosnącą i wcale nieukrywaną irytację u konserwatywnych katolików, którzy swoją katolickość utożsamili z pewną formą wiary. Formą, z którą argentyńskiemu papieżowi jest wyraźnie nie po drodze. Sądzę, że warto spokojnie przyjrzeć się zarówno przyczynom zachwytu, jak i źródłom zaniepokojenia.

Gromadzenie materiału dowodowego

Lista tych pierwszych jest powszechne znana, więc ograniczę się do wyliczenia najważniejszych: spontaniczny styl życia, rezygnacja z papieskich apartamentów, otwarte i bezpośrednie kontakty z wszystkimi, a zwłaszcza ludźmi krytycznymi wobec Kościoła (najbardziej znane są opublikowane rozmowy z lewicowym, a nawet antyklerykalnym dziennikarzem włoskim Eugenio Scalfarim), rehabilitacja teologii wyzwolenia, zachęcanie do otwartej dyskusji na wszystkie tematy, niechęć do osądzania (słynna odpowiedź na pytanie o stosunek do homoseksualizmu – „kimże ja jestem, by kogokolwiek osądzać"). Najtrafniej jednak istotę przesłania Franciszkowego Kościoła określił ostatnio amerykański pisarz katolicki Garry Wills, który swój artykuł z 19 listopada w „Boston Globe" zatytułował: „Powrót do Jezusa w Kościele katolickim" (użył neologizmu re-Jesuising, którego nie potrafię oddać po polsku).

Zarówno Socci, jak i Cenckiewicz zdają się nie dostrzegać teologicznego wymiaru przemian, jakim podlegał i podlega katolicyzm

Natomiast przyczyny negatywnych emocji są znacznie trudniejsze do zrozumienia, ale właśnie dlatego należy poświęcić im więcej uwagi. Warto też zauważyć, że te same przyczyny, które powodują wzrost popularności Franciszka wśród liberałów, chrześcijan innych wyznań i wyznawców innych religii, a nawet ateistów, budzą niepokój, a nawet przerażenie wśród konserwatywnych katolików.

Jak się wydaje, mamy do czynienia nie tyle z odmiennymi opiniami, bo to przecież jest naturalne w debacie publicznej, ile z próbą zawłaszczenia i podporządkowanie sobie samej idei katolickości, a nawet idei papiestwa. Skłócone z sobą grupy nie dyskutują, ale gromadzą materiał dowodowy mający udowodnić „heretyckie skłonności" lub po prostu brak ortodoksji strony przeciwnej.

Jednak sam papież Franciszek wymyka się tej dychotomicznej wizji Kościoła i papiestwa. Liberałów zaskakuje podkreślaniem swej wierności doktrynie wyznaczonej przez bezpośrednich poprzedników (Pawła VI, Jana Pawła II i Benedykta XVI), a zwłaszcza przez dokumenty soborowe, konserwatystów zaś drażni wskazywaniem na konieczność odejścia od fiksacji na tematach aborcji, antykoncepcji, homoseksualizmu czy rozwodów. Do tej pory były to tematy tabu, stąd zapewne poczucie „zamieszania i dezorientacji".

Jednym i drugim Franciszek uzmysławia, że chrześcijaństwo i nauka przyniesiona przez Jezusa Chrystusa jest przede wszystkim przesłaniem miłosierdzia, a nie litery prawa. Można też zaryzykować tezę, że wspominający z zapałem Sobór Watykański II liberałowie widzą w słowach i gestach papieża kontynuację i rozwój soborowych intuicji, natomiast konserwatyści upatrujący w soborowych dokumentach przyczynę obecnych tarapatów Kościoła katolickiego zaczynają powątpiewać, czy aby jest on naprawdę następcą świętego Piotra i czy konklawe odbyło się z poszanowaniem wszystkich przepisów prawnych.

Dobrą okazją do podjęcia kwestii recepcji pontyfikatu Franciszka są dwa teksty, jakie ukazały się na łamach „Plusa Minusa" 21–22 listopada 2015 roku. Jeden to niezwykle pouczająca rozmowa z Antonio Soccim, znanym włoskim dziennikarzem i autorem licznych książek, w tym dwu poświęconych papieżowi Franciszkowi. Została ona znamiennie zatytułowana w formie tezy „Franciszek wywołał zgorszenie", która została drobiazgowo udokumentowana przez Socciego.

Tekst drugi, równie znacząco zatytułowany „Antypapieże XXI wieku", wyszedł spod pióra znanego polskiego historyka Sławomira Cenckiewicza, który jest nie tylko autorem wielu książek poświęconych najnowszej historii Polski (obficie korzysta w nich z zasobów IPN), ale też wziętym publicystą o konserwatywnych poglądach. Był też redaktorem naczelnym pisma „Zawsze Wierni", które jest organem polskich tradycjonalistów niekryjących swego sceptycyzmu wobec Soboru Watykańskiego II.

Zacznę od polskiego historyka, który niby krytykuje najbardziej absurdalne tezy włoskiego dziennikarza, niby je tylko referuje, ale przecież po części się z nimi zgadza. Czytelnik pozostaje więc na rozdrożu, nie wie, co tak naprawdę polski historyk myśli, czy jest za czy przeciw. Nie ulega jednak wątpliwości, że Cenckiewicz wiele z poglądów wyrażonych zarówno w książkach, jak i w obszernym wywiadzie podziela, choć dystansuje się od radykalnej krytyki papieża Franciszka. Tak więc wymowa jego tekstu zdaje się (to nie jest do końca jasne) jednoznacznie pozytywna. Stwierdza bowiem: „Dlatego tak ważne jest, byśmy mieli dobrych pasterzy za przewodników dusz. Akurat w tej sprawie nie mam wątpliwości, że Socci napisał swoją książkę przejęty Chrystusową przypowieścią o dobrym pasterzu".

Mam co do tego wątpliwości natury teologicznej. Wydaje mi się bowiem, że zarówno włoskiemu dziennikarzowi, jak i polskiemu historykowi umykają rzeczy najważniejsze. Zważywszy jednak, że głównym bohaterem jest Socci, pozwolę sobie przywołać jego zasadnicze tezy. Nim to zrobię, przypomnę sprawę podstawową.

Nowa epoka

Przede wszystkim warto się zastanowić, czym był Sobór Watykański II, a do takiej refleksji skłania obchodzona na całym świecie 50. rocznica jego zakończenia. Miałem okazję uczestniczyć w tym roku w dwóch międzynarodowych konferencjach w USA. W maju na jezuickim uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie i w październiku w Uniwersytecie Northwestern w Evanston koło Chicago. W obu konferencjach wiele mówiło się o papieżu Franciszku i o podjętym przez niego, zaraz po wyborze na Stolicę Apostolską 13 marca 2013 roku, nawiązaniu do ustaleń soborowych. A przede wszystkim do doświadczenia, jakim ten sobór był dla całego katolicyzmu – naprawdę otworzył nową epokę!

Nie dziwią więc odwołania Franciszka przede wszystkim do papieża Jana XXIII i jego zaskakującej decyzji zwołania nowego soboru. Jak wiadomo, tego nikt się nie spodziewał po zbliżającym się do osiemdziesiątki papieżu. A jednak. Nie zważając na wiek i opór najbliższych współpracowników z Kurii Rzymskiej, papież Jan zaufał, jak to określił, natchnieniu Ducha Świętego i rozpoczął dzieło odnowy. Zostało ono dokonane dzięki zebranym z całego świata biskupom, teologom i obserwatorom. To sprawy znane, więc o nich wspominam tylko dla wskazania na podobieństwa sytuacji, w jakiej znalazł się katolicyzm po wyborze papieża Franciszka.

Ta analogia uszła jednak uwagi zarówno Antonia Socciego, jak i Sławomira Cenckiewicza. Obaj natomiast mówią dużo o własnym rozumieniu katolicyzmu i o zagrożeniu, jakie stwarza styl sprawowania urzędu przez nowego papieża. Oczywiście mają do tego prawo, ale warto uświadomić sobie, że zarówno jeden, jak i drugi zdają się w ogóle nie dostrzegać teologicznego wymiaru przemian, jakim podlegał i podlega katolicyzm. Zaklinanie rzeczywistości nie jest dobrym sposobem na jego rozumienie.

Bałamutne tezy

Jak się rzekło, głównym motorem i dostarczycielem argumentów przeciw argentyńskiemu papieżowi jest Antonio Socci. Zebrał je w dwu książkach, obie zostały wydane po polsku. Najpierw „Czas burzy. Dramat czasu konklawe", zaraz po ukazaniu się włoskiego oryginału w 2013 roku, w której kwestionuje prawomocność konklawe, które wybrało Franciszka, i druga „Czy to naprawdę Franciszek? Kościół w czasach zamętu", w której został zakwestionowany nie tylko sposób wyboru, ale cały pontyfikat. Moim zdaniem są to książki wyjątkowo bałamutne, których autor miesza troskę o czystość katolicyzmu z własnymi konserwatywnymi, a nawet fundamentalistycznymi obsesjami. Odsyłając zainteresowanych do wspomnianych książek, pozwolę sobie przywołać z rozmowy opublikowanej na łamach „Plusa Minusa" jedynie kilka najbardziej zdumiewających stwierdzeń, które można sprowadzić do jednego – papież Franciszek wywołuje w umysłach wiernych wielkie zamieszanie i zamiast umacniać ich w wierze, tej wiary ich pozbawia.

Otóż zdaniem Socciego: „Papieżowi udało się jedynie wprowadzić wielkie zamieszanie. To tak, jakby ktoś zrzucił bombę atomową na Kościół. Franciszek zasiał niepewność i wywołał zgorszenie wśród rzesz wiernych, jednak na razie nie udało mu się wprowadzić żadnych zmian. A tego nie powinien robić żaden pasterz Kościoła. Co gorsza, wierni są zdezorientowani w chwili, gdy Kościół i rodzina atakowane są przez różne ideologie. Zamiast więc zewrzeć szyki w obronie Kościoła i rodziny, papież obalił mury i wprowadził do dyskusji eklezjalnej ziarna świeckich ideologii". A nawiązując do rozmowy ze Scalfarim, stwierdza: „Po pierwsze, Franciszek obalił pojęcie grzechu, identyfikując Boga z miłością, miłosierdziem i przebaczeniem. Podkreślił przy okazji, że człowiek jest wolny i taki został stworzony. Zrelatywizował pojęcie dobra i zła, ogłaszając, że wszystko zależy od intencji. W końcu miał powiedzieć, że Bóg nie jest katolikiem, co w ustach głowy Kościoła katolickiego brzmi dość zaskakująco".

Czytam wszystko, co napisał Franciszek, i sporo komentarzy na jego temat. Muszę więc przyznać, że oceny Antonia Socciego są odosobnione. Czy można z takimi opiniami polemizować? Owszem, można, ale chyba nie warto. Zresztą sam Antonio Socci stwierdził, że to, co napisał, na razie wystarczy. W najbliższych latach chce wrócić do „dawnej miłości i młodzieńczej pasji", pisze książkę o Dantem. Na pewno będzie to czas spędzony z większym pożytkiem niż tropienie herezji współczesnych papieży. To samo radziłbym Sławomirowi Cenckiewiczowi – lepiej pisać na tematy, na których naprawdę się zna, niż budzić zamęt wątpliwymi osądami o „antypapieżach XXI wieku".

Autor jest teologiem i historykiem, w latach 1983–2005 był jezuitą

Papież Franciszek budzi mocne uczucia. Z jednej strony wywołuje entuzjazm przeważnie u ludzi będących daleko od Kościoła, a z drugiej – rosnącą i wcale nieukrywaną irytację u konserwatywnych katolików, którzy swoją katolickość utożsamili z pewną formą wiary. Formą, z którą argentyńskiemu papieżowi jest wyraźnie nie po drodze. Sądzę, że warto spokojnie przyjrzeć się zarówno przyczynom zachwytu, jak i źródłom zaniepokojenia.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę