PiS pokazuje, co to znaczy być partią władzy, która zajmuje się rządzeniem, a nie piarem. Przez ostatnie osiem lat nie było dnia, by któryś z polityków Prawa i Sprawiedliwości nie zarzucał poprzedniej partii władzy tego, że ta swój wizerunek stawia ponad wszystko, a na pewno ponad podejmowanie trudnych decyzji. I skoro mówiło się „A" w postaci owego wieloletniego zarzutu, to teraz trzeba było powiedzieć „B" w postaci pokazania, że wizerunkiem nikt przejmować się nie będzie. I nic nie zatrzyma przed podejmowaniem decyzji, które prowadzą do zmian, jakie postawiło się sobie za cel.
Konsekwencję w takim podejściu widać każdego dnia. Od chwili oficjalnego ogłoszenia wyników wyborów. Nie ma się czemu dziwić. PiS ma zarówno jasną i klarowną wizję rządzenia, jak i jasną i klarowną wizję państwa pod swoimi rządami czy Polski jako takiej. Nie uznaje kompromisów, a rzeczywistość widzi w czarno-białych barwach. Nie liczy się z opiniami innych, z nikim, kto myśli inaczej, i z niczym, co mogłoby przeszkadzać w realizacji własnej wizji.
Bez oglądania się na opozycję
Przekonanie o racji i słuszności działań jest teraz w PiS tak silne, że nikt nie przejmuje się tym, co ktoś o nim pisze czy mówi. Politycy zwycięskiej partii jak mantrę powtarzają zdanie, że skoro wygrali podwójne wybory, uzyskując przy tym możliwość samodzielnego rządzenia, to znaczy, że Polacy chcą szybkich i głębokich zmian. A to, w opinii PiS, daje mandat do robienia wszystkiego według własnej koncepcji, bez oglądania się na nikogo, zwłaszcza bez oglądania się na opozycję oraz jej coraz ostrzejsze i głośniejsze głosy sprzeciwu.
A im PiS jest bardziej wierne swoim zasadom, im więcej pada słów oburzenia z powodu jego działań, tym większe ma poparcie, a jego politycy cieszą się rosnącym zaufaniem. I co z tego, że wielu nie podobała się błyskawiczna zamiana miejsc w MON, gdzie Jarosława Gowina zmieniono na Antoniego Macierewicza? I co z tego, że podniosła się nieprawdopodobna wrzawa, bo wielu oburzyło ułaskawienie Mariusza Kamińskiego, i to na jego życzenie, choć wielokrotnie zapewniał, że takie rozwiązanie w ogóle go nie interesuje? Jakie ma znaczenie dla PiS to, że w tylu miejscach można było usłyszeć o skandalu, jakim według oburzonych było wejście Jacka Kurskiego do Ministerstwa Kultury, zwłaszcza że został człowiekiem do zadań specjalnych? Tak jak nieistotne jest z punktu widzenia polityków PiS oprotestowywanie zmian ustaw dotyczących Trybunału Konstytucyjnego. Nie przeszkadza też nikomu w rządzącej partii mówienie na głos, jakie kto ma zamiary, nawet jeśli te zamiary są niepopularne czy wręcz spotykają się z emocjonalnym sprzeciwem i – jak zapewnia masa specjalistów – fatalnie wpływają na wizerunek. Dlatego ministrowi kultury nawet na chwilę nie zadrżał głos, gdy pouczał, a wręcz straszył dziennikarkę TVP. Zresztą zdań, których spece od wizerunku każą unikać jak ognia, pada sporo. PiS nie ma problemu z mówieniem, że z czymś „zrobi porządek", że „skończy się to, co było", że „koniec kolesiostwa" itp.
Taką listę przewinień wizerunkowych można rozszerzać dowolnie. Przykładów przybywa każdego dnia. I co z tego, skoro na razie PiS w ogólnym rozrachunku jedynie na takim działaniu zyskuje. Przybywa tych, którzy przyklaskują i kibicują. Nie brak głosów w stylu: „wreszcie ktoś wziął się na poważnie do rządzenia", „trzeba zdecydowanych działań, żeby pogonić szkodników i złodziei". Zresztą PiS sam narzuca taką narrację, powtarzając, iż żeby skutecznie przeprowadzić reformy, najpierw trzeba zrobić porządek w kraju.