Rafał Wnuk: Muzea to nie pomniki zaspokajające potrzeby serca ich twórców

Członkowie Rady Programowej Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL odpowiedzieli na mój tekst omawiający „Konspekt stałej ekspozycji" tego muzeum.

Aktualizacja: 01.09.2017 00:48 Publikacja: 30.08.2017 21:42

fot. Aleksander Paszkowski

fot. Aleksander Paszkowski

Foto: Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported

Wszystkie uwagi krytyczne uznali za bezzasadne i wypływające ze złej woli. Jako wzór do naśladowania postawili rzetelną wg nich dyskusję nad ekspozycją stałą Muzeum II Wojny Światowej (MIIWŚ).

Przypomnę fakty. Prace nad wystawą MIIWŚ poprzedziło opublikowanie „Zarysu koncepcji programowej", do którego mogli się odnieść wszyscy zainteresowani. Twórcy Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL do tej pory nie upublicznili założeń wystawy, uniemożliwiając tym samym dyskusję nad nimi. Część krytyków oskarżała autorów wystawy MIIWŚ o „reprezentowanie niemieckiej polityki historycznej", „zdradę", „prezentowanie niepolskiej wrażliwości" i odsyłali ich do Berlina lub Brukseli. Czy o taką „jakość dyskusji" chodzi?

W polemice pada wiele stwierdzeń, których nie mogę pozostawić bez komentarza. Nie jest prawdą, jakobym zarzucał autorom koncepcji Muzeum Żołnierzy Wyklętych makiawelizm. Nigdzie terminu tego nie użyłem. Chodzi zapewne o urywek tekstu, w którym piszę, iż twórcy Muzeum Żołnierzy Wyklętych posługują się „manichejskim schematem interpretacyjnym dziejów". Wyjaśniam, iż manicheizm nie ma nic wspólnego z makiawelizmem.

Nieprawdą jest również, jakobym „kwestionował tezę o okupacji sowieckiej". Mój artykuł w ogóle nie dotyczył tego problemu. Natomiast w innych swoich tekstach pisałem wprost o tym, że sowiecka obecność na ziemiach polskich od stycznia 1944 do czerwca 1945 r. powinna być traktowana jako okupacja. W narracji Muzeum II Wojny Światowej czy Muzeum POLIN nie są także pomijane ciemne strony podziemia. Na obu wystawach tematy te są obecne. Na przykład wystawa MIIWŚ opowiada m.in. o nieuprawnionych partyzanckich rekwizycjach, mordach Gwardii Ludowej na członkach NSZ i żołnierzach AK czy mordzie NSZ na członkach i zwolennikach GL. Na ekspozycji POLIN znajduje się opis akcji oddziału Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia" przeciwko parczewskim Żydom. Uważny widz na obu wystawach znajdzie przykłady niechlubnych zachowań obywateli polskich różnych narodowości (kolaboracja, mordy, pogromy). To właśnie otwarte mówienie o trudnej historii czyni ekspozycje wiarygodnymi.

Nie jest również prawdą, jakobym „wysnuł z konspektu wniosek, iż powstanie antykomunistyczne wymierzone było nie w okupanta sowieckiego, ale jedynie w polskich komunistów". Napisałem natomiast, że żadne wielkie polskie antykomunistyczne powstanie lat 1944–1963 nie miało miejsca. Zarzuciłem twórcom koncepcji, że starają się wykreować sprzeczny z faktami mit, i zarzut ten podtrzymuję.

Kategoryczne twierdzenie, jakoby Józef Kuraś „Ogień" nie otrzymał od AK wyroku śmierci za dezercję, moi adwersarze opierają na stosunkowo niedawnych próbach interpretacji znanych źródeł. Prób tych nie sposób uznać za rozstrzygające lub ostateczne. Stoją też one w sprzeczności z treścią większości opracowań i relacjami żołnierzy AK z terenu Podhala. W stosunku do Józefa Kurasia „Ognia" użyłem określenia „kontrowersyjny dowódca". W świetle tego, co dziś wiemy o nim i jego podkomendnych, zdecydowanie lepiej opisuje ono jego osobę niż preferowane przez moich polemistów słowo „bohater".

Nie będę się odnosił do stwierdzeń zawartych w odpowiedzi, według których artykuł mój: „wykracza poza standardy naukowe", jest „głosem pozamerytorycznym", „zestawem inwektyw", i stosuje „obraźliwe porównania". Czy tak jest faktycznie, ocenić mogą czytelnicy „Rzeczpospolitej", sięgając po mój poprzedni artykuł.

Miałem zaszczyt być członkiem „seminarium domowego" prof. Tomasza Strzembosza. Moi polemiści powołują się na ten fakt i przypominają standardy, jakie prof. Strzembosz wpajał swoim uczniom. Były wśród nich: podejmowanie trudnych tematów, zadawanie niewygodnych pytań, niezależność sądów, odwaga chodzenia pod prąd, odpowiedzialność za społeczny wymiar historii. Na tyle, na ile umiem, staram się tych standardów dochowywać.

Tekst swój członkowie Rady Programowej Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL kończą stwierdzeniem, że przyszłe muzeum ma być pomnikiem drogim sercu każdego z nich. Nie zgadzam się z takim myśleniem. Muzea i wystawy historyczne tworzy się dla zwiedzających. Goście muzeum mają tam wejść i otrzymać atrakcyjnie opowiedzianą, rzetelną, skłaniającą do refleksji historię. Muzea to nie pomniki zaspokajające potrzeby serca ich twórców.

Wszystkie uwagi krytyczne uznali za bezzasadne i wypływające ze złej woli. Jako wzór do naśladowania postawili rzetelną wg nich dyskusję nad ekspozycją stałą Muzeum II Wojny Światowej (MIIWŚ).

Przypomnę fakty. Prace nad wystawą MIIWŚ poprzedziło opublikowanie „Zarysu koncepcji programowej", do którego mogli się odnieść wszyscy zainteresowani. Twórcy Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL do tej pory nie upublicznili założeń wystawy, uniemożliwiając tym samym dyskusję nad nimi. Część krytyków oskarżała autorów wystawy MIIWŚ o „reprezentowanie niemieckiej polityki historycznej", „zdradę", „prezentowanie niepolskiej wrażliwości" i odsyłali ich do Berlina lub Brukseli. Czy o taką „jakość dyskusji" chodzi?

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Czego chcemy od Europy?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Co Ostatnie Pokolenie ma wspólnego z obywatelskim nieposłuszeństwem