W czerwcu tego roku w Warszawie odbyła się międzynarodowa konferencja Polskiego Towarzystwa Chirurgii Naczyniowej, w czasie której uczniowie prof. Wojciecha Noszczyka zorganizowali jego benefis z pokazem filmu o nim jako wybitnym chirurgu i naukowcu. Były wspomnienia znaczących postaci tej dziedziny, w tym także gości zagranicznych. Daniel Olbrychski znakomicie wygłosił wiersz ku czci żony profesora, znanej i pięknej aktorki Grażyny Staniszewskiej.
Wybitni lekarze przedstawili fakty i opinie o profesorze i chirurgii naczyń krwionośnych, mówiono wiele o pracy codziennej i niezwykłej, o nauce i nauczaniu, ale mimo że impreza trwała aż trzy godziny, zabrakło czasu na choćby jedno zdanie o bodaj najtrwalszym dziele prof. Noszczyka, o pionierskim „Zarysie dziejów chirurgii polskiej" (PZWL 1989, 2011) i równie oryginalnych, monumentalnych, trzytomowych „Dziejach medycyny w Polsce" (PZWL 2015–2016), mających łącznie 2 tys. stron w formacie A4.
Jest to dzieło nie tylko wybitnego lekarza, ale także uznanego historyka medycyny. Na to drugie miano Wojciech Noszczyk zasłużył jeszcze w XX w. jako pomysłodawca, redaktor naukowy i współautor księgi o historii chirurgii, która wzbudziła ogromne zainteresowanie lekarzy, biologów, historyków, pisarzy i dziennikarzy. Choć żadne z tych dwóch dzieł nie ma charakteru encyklopedycznego i typowo podręcznikowego, każde zawiera dane źródłowe i ideowe niezbędne lekarzowi w rozwoju zawodowym.
Trzeba pamiętać, że historia medycyny w wykształceniu i zdobywaniu doświadczenia lekarskiego ma znaczenie absolutnie podstawowe, o czym w ostatnich dziesięcioleciach zapominają organizatorzy zarówno nauczania medycyny, jak i praktyki codziennej. Uczelnie lekarskie wydają się lekceważyć potrzebę nauczania tej dziedziny. Katedry i zakłady historii medycyny są w zaniku, a zawodowo zajmuje się nią dosłownie garstka lekarzy, ponieważ wymaga ona nie tylko ogromnej wiedzy biomedycznej, ale także umiejętności naukowych z zakresu historii i filozofii. Tak wszechstronnych humanistów wśród medyków jest coraz mniej i zagraża nam, podobnie jak w XIX w. w czasach pozytywizmu, dokonanie się totalnej dehumanizacji tego zawodu.
Wyważanie otwartych drzwi
Przyczyną główną tego stanu rzeczy jest przekształcanie się służby zdrowia i modelu kontaktów lekarz–pacjent z systemu opiekuńczo-pomocowego w usługowo-kliencki. Coraz więcej lekarzy przestaje rozumieć funkcję nauki i pojmuje swój zawód technicznie, fałszywie. Traktuje go jako rzemiosło podobne do sprawnego zegarmistrzostwa czy rutynowej metody zdobywania pieniędzy, a nie humanistycznie, po ludzku. Słowo „służba" właściwie już wypadło z języka lekarskiego. A przecież każda decyzja medyczna jako czysty akt logiczny, badawczy, naukowy zawsze musi być skontrolowana moralnie i powiązana z przewidywaniem bliższych i odległych skutków postępowania.