Rz: Mamy ambitne projekty i programy nie tylko związane z polityką historyczną, ale również z rozwojem mediów, z polityką kulturalną. Podstawą działania jest idea, żeby promować polską kulturę, pokazywać bardzo ważne dla Polski wydarzenia" – to słowa premier Beaty Szydło z początku tego roku. Jak Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wywiązuje się z tych zapowiedzi?
Agata Diduszko-Zyglewska: Od roku ze strony ministerstwa mamy do czynienia ze zwrotem ku przeszłości, i to w narodowo-katolickiej wersji. Ministerstwo promuje program twórczego odwoływania się do wybranych rocznic czy wydarzeń historycznych – w tym takie działania jak organizowanie obchodów siódmej rocznicy katastrofy smoleńskiej. To dość nietypowy obszar działania dla MKiDN. Nie ma tu miejsca na wsparcie kultury współczesnej, skierowanej w przyszłość.
To chyba oczywiste, że nie można wspierać wszystkich inicjatyw.
Minister zarządza całym publicznym budżetem na kulturę i jest zobowiązany do wspierania różnorodnych jej nurtów. Teraz ministerstwo wygląda jak pas transmisyjny ideologii, wartości i postaw, w które wierzą rządzący. Tak było w czasie awantury wokół Muzeum II Wojny Światowej. Paweł Machcewicz stworzył wyjątkową, docenioną przez publiczność i ekspertów wystawę, na którą wydano dużo publicznych pieniędzy. I teraz my nie będziemy mogli jej obejrzeć, bo jak to określił minister Piotr Gliński, ta wystawa nie realizuje wizji polityków, którzy dostali mandat do rządzenia Polską. Zatem kiedy jacyś politycy zaczynają rządzić, to wystawy w instytucjach kultury powinny być dopasowane do ich światopoglądu? Przecież to jest niedopuszczalne.
Ostatnio minister kultury także doprowadził do burzy medialnej, zapowiadając wycofanie dotacji dla poznańskiego festiwalu Malta, bo kuratorem tegorocznej edycji jest kontrowersyjny reżyser „Klątwy" Oliver Frljić.