Pokolenie temu, w drugiej połowie lat 80., mało kto zapowiadał upadek realnego socjalizmu – później przechrzczonego na komunizm – i rozkład Związku Radzieckiego. Odwrotnie; nawet tak znani sowietolodzy jak Zbigniew Brzeziński przyjmowali, że ZSRR nie może upaść i będzie trwać. Gdy stało się inaczej i w ślad za tym Francis Fukuyama przedwcześnie ogłosił koniec historii, tysiące sowietologów, zwłaszcza amerykańskich i brytyjskich, poszukując uzasadnienia swego istnienia, przekwalifikowali się na fachowców od przemian ustrojowych w naszej części świata. Stali się znawcami złożonych kwestii przekształceń politycznych, prawnych, kulturowych i społecznych, a nade wszystko ekonomicznych i finansowych. Było na to największe zapotrzebowanie, a i opłacało się nie najgorzej.
Szybko wyłonił się i rozwinął cały nurt interdyscyplinarnej wiedzy. I, oczywiście, pseudowiedzy – „tranzytologii". Termin ten nie zagościł w polskim żargonie nauk społecznych, inaczej niż „transitology". Powszechnym pragnieniem osób parających się naukami społecznymi, zwłaszcza ekonomią – od prostych wyrobników po luminarzy – stało się posiadanie choć jednego artykułu czy referatu na temat „transition", czyli przechodzenia od gospodarki socjalistycznej do kapitalistycznej albo, jak kto woli, od planu do rynku. Dziś literatura przedmiotu jest tak bogata, że gdyby nie ucyfrowienie, to jej zbiory nie pomieściłyby się w żadnej tradycyjnej bibliotece.
Historia dwa razy się nie powtarza, ale coś podobnego dzieje się obecnie. Bez wątpienia wyłoni się brexitologia – interdyscyplinarna wiedza o uwarunkowaniach, przebiegu i skutkach wychodzenia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Skutkach sięgających daleko poza ten kraj oraz naszą grupę integracyjną i daleko poza dającą się dziś przewidzieć przyszłość. Z czasem ujawnią się zarówno negatywne, jak i pozytywne skutki Brexitu, choć tych drugich będzie zdecydowanie mniej.
Nieracjonalność
Najciekawsze jest to, że decyzja o Brexicie, choć określana jako trzęsienie ziemi, sama z siebie nie spowodowała strat materialnych. Żadna powódź nie zatopiła urodzajnych farm, nie spłonęła żadna fabryka, nie zawalił się żaden most, nie stłukła się żadna szklanka whisky. Nie spadł nawet włos z głowy premiera Davida Camerona.
Szokowo zmieniają się natomiast czynniki psychologiczne i polityczne – indywidualne i społeczne oczekiwania oraz krajowe i międzynarodowe pola wyborów. A to zwiększa obszar niepewności i utrudnia podejmowanie racjonalnych decyzji. Nade wszystko zaś zmienić się muszą, niekiedy radykalnie, instytucje, a więc regulacje prawne rządzące procesami gospodarczymi: od przepisów w sprawie handlu zagranicznego po zasady rządzące ponadgranicznym przepływem ludzi. To dobitnie pokazuje, jak fundamentalne znaczenie mają we współczesnej gospodarce ustalone reguły gry. Ale ten bardzo zły czas to bardzo dobry okres dla ekonomistów, a zwłaszcza dla prawników, bo znowu więcej tu pytań niż odpowiedzi.