Michel Barnier: Będę kroczył środkiem drogi

Wiem, że jest mnóstwo emocji. Dlatego chcę szybko wynegocjować główne ustalenia dotyczące spraw, które budzą największe emocje, czyli praw obywateli, płatności i granic – mówi Michel Barnier, negocjator UE ds. brexitu w pierwszym wywiadzie udzielonym po objęciu stanowiska.

Aktualizacja: 13.06.2017 22:53 Publikacja: 12.06.2017 21:24

Michel Barnier był francuskim ministrem spraw zagranicznych i ministrem rolnictwa

Michel Barnier był francuskim ministrem spraw zagranicznych i ministrem rolnictwa

Foto: AFP

Rzeczpospolita: Nie takiego wyniku wyborów w Wielkiej Brytanii oczekiwała premier Theresa May. Chciała wyraźnej większości, która wzmocniłaby ją w negocjacjach w sprawie brexitu, a teraz nie wiemy nawet, czy to w ogóle ona zasiądzie do stołu negocjacyjnego. Jak bardzo to może utrudnić rozmowy?

Michel Barnier: Jestem negocjatorem UE, nie będę więc komentował sytuacji politycznej w Wielkiej Brytanii. Ale owszem, martwię się o tyle, że chciałbym jak najszybciej zacząć negocjacje. I udanie je zakończyć. Do tego potrzebuję po drugiej stronie partnera brytyjskiego, który jest stabilny, odpowiedzialny i obdarzony mandatem. My jesteśmy gotowi. W przyszłym tygodniu miną trzy miesiące od momentu, gdy premier May wysłała list w sprawie uruchomienia artykułu 50 o wyjściu z UE. Do tej pory nie negocjowaliśmy, nie dokonaliśmy żadnego postępu. Musimy w końcu zacząć. To może być jutro, może być w przyszłym tygodniu, może być 19 czerwca, jak wcześniej proponowałem. Ale musi to nastąpić szybko, bo czas płynie.

Pierwsze nasze zadanie to wypracowanie porozumienia o uporządkowanym wyjściu z UE. To będzie ważny punkt graniczny, rozmowy na ten temat zajmą nam kilka miesięcy. Po uzgodnieniu tej części przejdziemy do dyskusji o nowym porozumieniu. To partnerstwo, żeby było trwałe, solidne, szczere, musi być oparte na zaufaniu. Dlatego ten punkt graniczny, czyli porozumienie rozwodowe, ma znaczenie polityczne dla nowych relacji. To nie tylko kwestia prawna, techniczna i finansowa. Wyjście z UE to poważna sprawa. Musimy więc najbardziej jak to tylko możliwe zminimalizować jego konsekwencje dla obywateli i dla gospodarki. Będę prowadził te negocjacje z zamiarem osiągnięcia porozumienia z Wielką Brytanią, nie przeciwko niej. Ale UE trwa, rozwija się, reformuje. To też część mojego mandatu. I mandat ten przewiduje, że te negocjacje nie zdominują europejskiej agendy.

Nie chodzi o ślepe zaufanie do mnie. Będę pracował pod kontrolą unijnych przywódców, stale sprawdzając, czy mam ich poparcie dla linii negocjacyjnych. Ale oni chcą w tym czasie zajmować się innymi rzeczami, jak propozycje Jeana-Claude'a Junckera dotyczące obrony UE czy agenda socjalna. Tam stawka jest bardzo duża. I Unia trwa, będzie się reformować niezależnie od negocjacji ws. brexitu.

A może dzięki brexitowi?

Nie, niezależnie od tego.

Czy w nowej sytuacji politycznej bardziej realny wydaje się miękki brexit zamiast forsowanego wcześniej przez rząd brytyjski brexitu twardego?

Nie wiem, co to jest miękki czy twardy brexit. Ostatnio przeczytałem gdzieś nawet o „otwartym brexicie". Brexit to wyjście Wielkiej Brytanii z UE i to sami Brytyjczycy o tym zdecydowali. A my to tylko realizujemy. I powiem wyraźnie: nie będzie odwetu, próby karania, ale też nie będzie naiwności. Będzie prawda o tym, co znaczy brexit, jakie są konsekwencje wyjścia z UE. Obywatele mają prawo do tej prawdy. Wielka Brytania zdecydowała i musi ponieść konsekwencje. My jesteśmy przygotowani na wszelkie opcje, łącznie z brakiem porozumienia, o którym wspominają niektórzy brytyjscy politycy. Każdy z możliwych modeli przyszłych relacji ma swoją własną równowagę praw i obowiązków. Brytyjski rząd je zna, jest świadom warunków. My nie zaakceptujemy wybiórczego ich traktowania. Wspólny rynek opiera się na fundamentalnych swobodach przepływu: towarów, usług, kapitału i ludzi. To nie supermarket, ale wspólna przestrzeń o wymiarze gospodarczym, społecznym i ludzkim. Więc tu nie ma mowy o ustępstwach. Podobnie jak nie zrezygnujemy z autonomii decyzyjnej.

Co ona oznacza?

To, że żaden kraj trzeci nie może mieć wpływu na decyzje podejmowane przez UE ani prawa weta. Widzimy to na przykład w umowach z Norwegią czy z Islandią, które w pełni uczestniczą w rynku wewnętrznym UE, ale nie mają wpływu na decyzje. Muszą po prostu stosować zatwierdzone przez nas regulacje. I muszą się dokładać do naszego budżetu i respektować cztery wolności.

Czy brytyjskie społeczeństwo rozumie te ograniczenia?

Z tego, co widziałem w debacie na temat referendum, to bardzo niewielu decydentów wyjaśniało ludziom konsekwencje brexitu. I sądzę, że mnóstwo ludzi ich nie doceniło.

A Unia na pewno jest przygotowana na brak porozumienia?

Jesteśmy przygotowani na wszystko. Brak porozumienia będzie szczególnie dotkliwy dla Wielkiej Brytanii, bo zredukuje jej relacje z nami do zasad wynikających z członkostwa w Światowej Organizacji Handlu. Ale będzie też miał poważne konsekwencje dla UE, więc szczerze mówiąc, nie jest to opcja, która służyłaby naszym wspólnym interesom. Dlatego zrobię wszystko, żeby porozumienie osiągnąć, ale z poszanowaniem interesów i jedności 27 państw UE.

Wiele mówi się o tym, że Londyn oczekuje zbyt wiele. Ale czy podobnej atmosfery nie ma po drugiej stronie? Na przykład oczekiwania polskiego rządu wydają się maksymalistyczne: że mandat będzie w pełni zrealizowany, że Brytyjczycy zapłacą 60 mld euro albo nawet 100 mld euro do unijnego budżetu, że wszyscy obywatele UE, którzy osiedlą się w UE nawet ostatniego dnia przed brexitem, będą mieli na wieczność gwarantowane wszystkie prawa. Jak duże ma pan pole manewru w tych negocjacjach?

Potrzebuję zaufania od wszystkich rządów: Polski i 26 pozostałych. To zaufanie pozwoliło nam wypracować dyrektywy negocjacyjne. Rzeczywiście są one bardzo ambitne. Ale to są nasze warunki startowe, a negocjacje jeszcze się nie rozpoczęły. Czekam na stanowisko rządu brytyjskiego, będziemy dwustronnie dyskutować i w każdej kwestii będę z kompromisem wracał do państw członkowskich. Mamy stworzony niezwykle efektywny system konsultacji w sprawie brexitu, na wielu poziomach. Ministrowie, ambasadorowie i wreszcie poziom urzędniczy najniższy, czyli grupa robocza ds. brexitu, składająca się wysłanników wszystkich państw UE, spotykają się z moim zespołem raz, dwa razy w tygodniu.

Dla porozumienia o wyjściu z UE traktat przewiduje specjalną kwalifikowaną większość głosów. Można więc je wynegocjować w kształcie kwestionowanym przez kilka państw członkowskich. Czy politycznie to jest do wyobrażenia?

Znam zasady traktatowe, ale zrobię wszystko, żeby w tak poważnej sprawie osiągnąć jednomyślność.

Nie boi się pan pęknięć, gdy dojdzie do wykuwania kompromisów? I potem w trakcie dyskutowania nowego porozumienia?

Byłem członkiem Rady UE jako francuski minister spraw zagranicznych i rolnictwa, byłem komisarzem i eurodeputowanym i wiem, że jedność nie spada z nieba, trzeba ją wykuwać każdego dnia. Udało nam się ją zbudować i utrzymać przez ostatnie pół roku, co początkowo nie było oczywiste. I moim zadaniem jest ją utrzymać dalej. Wiem, że będą wyzwania, jak już rozpoczną się negocjacje. Ale ja będę kroczył środkiem drogi. Może to moja cecha górala, ale nie zbaczam ze ścieżki, trzymam się jej środka. I będą pracował na rzecz kompromisu sprawiedliwego dla wszystkich 27 państw UE i respektującego ich interesy. Już wszystkim powiedziałem: jestem teraz waszym negocjatorem. I będę szukał środka ciężkości.

Brexit jest wyznaczony na marzec 2019 r. Czy to realny termin, biorąc pod uwagę wyniki brytyjskich wyborów?

Martwię się upływem czasu, bo sprawy, które mamy do wynegocjowania, są niesłychanie skomplikowane pod względem prawnym, technicznym i finansowym. Dlatego gotów jestem zacząć rozmawiać w każdej chwili, ale przecież nie będę negocjował sam ze sobą. Naszym celem jest porozumienie w październiku–listopadzie 2018 r., żeby zostało jeszcze pięć–sześć miesięcy na ratyfikację. Porozumienie ma obejmować warunki wyjścia z UE, uzgodnienia dotyczące okresu przejściowego, a także zgodę polityczną dotyczącą projektowanego przyszłego porozumienia między UE i Wielką Brytanią. Nie mamy więc czasu do stracenia. Już w tym roku musimy mieć zgodę co do zasad głównych umowy rozwodowej, których już nie będziemy zmieniać. I przez kolejny rok będziemy negocjować jej szczegóły, a równolegle będziemy rozmawiać o zakresie przyszłych relacji, które z kolei w szczegółach będą uzgodnione już po brexicie, bo na to potrzeba więcej czasu. Jeśli podejdziemy do sprawy poważnie, nie widzę ani konieczności, ani sensu przekładania negocjacji.

Ale to oznacza, że kalendarz jest napięty. I nie ma miejsca na dramaty, czasowe odchodzenie od stołu...

Z mojej strony na pewno do takich dramatów nie dojdzie. Jestem spokojny.

Wiem, że jest mnóstwo emocji. Dlatego chcę tak szybko wynegocjować główne ustalenia dotyczące tematów, które budzą największe emocje, czyli praw obywateli, płatności i granic. Mają być one rozwiązane zgodne z prawem i sprawiedliwie, konkretnie i pragmatycznie. Do tej pory jedyną opcją wymienianą przez Wielką Brytanię było porozumienie o wolnym handlu. Ale musimy pamiętać, że byłoby ono absolutnie wyjątkowe w porównaniu z innymi, jak np. właśnie negocjowane z Japonią czy wcześniej podpisane z Kanadą, a także to z Koreą Południową. One wszystkie zostały uzgodnione na zasadzie zbliżenia regulacyjnego. Tutaj będzie odwrotnie. Jesteśmy identyczni pod względem regulacyjnym i teraz Wielka Brytania będzie się oddalać. Jak bardzo, w jakiej skali? To wszystko będzie miało wpływ na prawa socjalne, konsumenckie, na środowisko, pomoc państwa, konkurencję, podatki. Tym zainteresowani są wszyscy: parlamenty narodowe, związki zawodowe, organizacje branżowe. Umowa o wolnym handlu musi więc zawierać takie warunki, które zapewnią uczciwą konkurencję. Bo bez tego nie dostaniemy akceptacji parlamentów narodowych. Lepiej, żeby strona brytyjska to zrozumiała.

Nie obawia się pan, że w razie braku porozumienia Wielka Brytania zrealizuje groźbę stworzenia raju podatkowego tuż przy granicy z UE?

Zawsze jest takie ryzyko. Wiele krajów nie ma specjalnych relacji z UE. Trzeba ponosić tego konsekwencje.

Londyn planuje hojną – jak sam to określa – ofertę dla obywateli UE: chce zagwarantować im na Wyspach część takich samych praw, jakimi cieszą się Brytyjczycy.

Chyba nie rozumiem w takim razie słowa „hojność"... Czy zatem hojnością jest zagwarantowanie praw, którymi ci ludzie już dziś się cieszą? Ja chcę utrzymania praw Brytyjczyków w 27 państwach UE i obywateli UE w Wielkiej Brytanii oraz ich rodzin – w sposób trwały. Wszystkich praw nabytych do dnia brexitu i utrzymania ich w ramach prawa europejskiego, tak jak ma to miejsce dzisiaj. Chcę po prostu porozumienia sprawiedliwego z punktu widzenia pełnych niepokoju dziś ludzi i gwarantowanego przez unijny Trybunał Sprawiedliwości. ©?

W Brukseli rozmawiała Anna Słojewska

W spotkaniu brali udział korespondenci innych europejskich mediów: „The Economist", „Financial Times", „Sueddeutsche Zeitung", „Le Monde", „El Pais", „Il Sole 24 Ore" i „Jyllands-Posten".

Rzeczpospolita: Nie takiego wyniku wyborów w Wielkiej Brytanii oczekiwała premier Theresa May. Chciała wyraźnej większości, która wzmocniłaby ją w negocjacjach w sprawie brexitu, a teraz nie wiemy nawet, czy to w ogóle ona zasiądzie do stołu negocjacyjnego. Jak bardzo to może utrudnić rozmowy?

Michel Barnier: Jestem negocjatorem UE, nie będę więc komentował sytuacji politycznej w Wielkiej Brytanii. Ale owszem, martwię się o tyle, że chciałbym jak najszybciej zacząć negocjacje. I udanie je zakończyć. Do tego potrzebuję po drugiej stronie partnera brytyjskiego, który jest stabilny, odpowiedzialny i obdarzony mandatem. My jesteśmy gotowi. W przyszłym tygodniu miną trzy miesiące od momentu, gdy premier May wysłała list w sprawie uruchomienia artykułu 50 o wyjściu z UE. Do tej pory nie negocjowaliśmy, nie dokonaliśmy żadnego postępu. Musimy w końcu zacząć. To może być jutro, może być w przyszłym tygodniu, może być 19 czerwca, jak wcześniej proponowałem. Ale musi to nastąpić szybko, bo czas płynie.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem