Reforma izby wyższej polskiego parlamentu powinna wskazać jej nową rolę ustrojową. Najbardziej zasadna – to ta, która pozwala na zachowanie równowagi ustrojowej między centrum a wspólnotami lokalnymi, dziś bardzo poważnie zagrożonymi w swoich realnych prawach. Ostatnie miesiące wzmocniły zainteresowanie opinii publicznej zagadnieniami konstytucyjnymi. Dotyczy ono głównie pozycji ustrojowej Trybunału Konstytucyjnego oraz trójpodziału władz i niezależności władzy sądowniczej. Spór w tych sprawach nie dotyczy – niestety – kwestii optymalnych rozwiązań ustrojowych, ale jest ostrym konfliktem, którego stawką jest personalnie rozumiana kontrola nad instytucjami. W tych warunkach niezwykle trudno dyskutuje się nad perspektywą zasadniczej naprawy ustroju państwa.
Taka perspektywa jest zła, bo utrzymuje politykę polską w kleszczach wyboru między pasywną obroną stanu posiadania a próbami naprawiania państwa siekierą. Między lekceważącą wady apologią Trzeciej Rzeczypospolitej a ożywioną chęcią dokuczenia jej elitom totalną krytyką wszystkich rozwiązań.
Kiedy zmieniać konstytucję?
O ile możemy przyjąć, że moment konstytucyjny – sytuacja, w której opinia publiczna i parlamentarzyści dostrzegają zasadność, a niekiedy wręcz konieczność zmian – to sprawa, która jest trudna do przewidzenia, o tyle kierunek potrzebnych zmian można wskazywać nawet w chwili złej koniunktury politycznej. Dlatego też refleksja konstytucyjna nie powinna być podporządkowana rytmowi rywalizacji o władzę czy sporu między rządem a opozycją, ale z dystansem formułować sądy, które mogą zostać wzięte pod uwagę w warunkach sprzyjających zmianie ustawy zasadniczej.
Nie będzie to przy tym nic nowego w Trzeciej Rzeczypospolitej. Częściowa korekta pod wpływem doświadczeń nastąpiła przy okazji uchwalania konstytucji z 2 kwietnia 1997, gdy ograniczono niektóre prerogatywy prezydenta (np. weto wobec budżetu, niejasne zapisy dotyczące tzw. resortów prezydenckich) i wzmocniono ustrojową pozycję premiera. Nie zrobiono jednak wówczas niczego, co mogło naprawić instytucję Senatu. Nie uczyniono tego także później, choć postulat zniesienia Senatu pojawiał się w programach lewicy i PO. Zmiany ograniczyły się jedynie do ordynacji wyborczej, pokazując przy okazji realny efekt wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych w warunkach polskich.
Zmiana pozycji ustrojowej Senatu nie budzi przy tym obaw co do możliwej instrumentalizacji w sporze władzy i opozycji, czy też w ostrym konflikcie, jaki od ponad dekady dzieli PO i PiS. Przedstawiona niżej propozycja łączy dwa ważne cele: nadania izbie wyższej ustrojowego sensu oraz stworzenia warunków równowagi konstytucyjnej między organami centralnymi a władzami samorządowymi.