Alfie Evans: Ofiara kultury odrzucenia

Czy w sytuacji, gdy rodzice Alfiego Evansa nie chcą się poddać, a należący do Watykanu szpital pediatryczny Dzieciątka Jezus w Rzymie chce leczyć chłopca, można to tak po prostu zlekceważyć? – pyta publicysta „Rzeczpospolitej".

Aktualizacja: 27.04.2018 10:14 Publikacja: 26.04.2018 20:34

Alfie Evans: Ofiara kultury odrzucenia

Foto: AFP

Oczy całego świata zwrócone są w tych dniach na szpital Alder Hey w Liverpoolu, gdzie leży skazany na śmierć przez sądy i lekarzy niespełna dwuletni Alfie Evans. Żadne słowa nie są w stanie opisać bezduszności angielskiego systemu prawnego, który w imię źle pojmowanego humanitaryzmu nakazał dziecku powoli umierać, bo tak będzie dla niego „lepiej".

Bezsilność świata

Wedle zgodnych opinii lekarzy chłopiec miał umrzeć w ciągu kilku minut po odłączeniu od aparatury medycznej. Nie umarł. Żyje, choć zapewne śmierć wkrótce zabierze go z tego świata. W jego sprawie zrobiono niemal wszystko. Zaangażowali się w nią papież, politycy (m.in. prezydenci USA i Polski), zwykli ludzie. Znalazł się szpital w Rzymie, który chce się podjąć jego leczenia. Ale wszystko na nic. Międzynarodowa opinia publiczna jest właściwie bezsilna. Za czczą paplaninę, ocierająca się o populizm, należy w tej sytuacji uznać wypowiedź wicepremier Beaty Szydło, że Polska zrobi wszystko, by chłopcu pomóc. Dziś, poza modlitwą za tego malca, w istocie niewiele można dla niego zrobić.

Przy okazji tej sprawy muszą pojawić się pytania o to, gdzie jako ludzie doszliśmy. Czy odrzucając uniwersalne wartości, na których przez wieki opierał się nasz świat, nie znaleźliśmy się dziś na skraju przepaści? Czy godząc się na zapłodnienie in vitro, aborcję, eutanazję, na ogromną ingerencję systemów prawnych w nasze prywatne życie, nie podcinamy gałęzi, na której siedzimy? Czy nie weszliśmy w nie swoją rolę?

Małego Alfiego w istocie potraktowano jak przedmiot. Odarto z godności. Jest jak zużyty mebel, którego nie ma sensu przestawiać już z kąta w kąt, ale trzeba po prostu wyrzucić na śmietnik, by nie zagracał domu. Chory, leżący w szpitalu pod aparaturą medyczną chłopiec jest niczym taki mebel. Nawet jeśli uda się przedłużyć mu życie o dwa, trzy miesiące, może nawet kilka lat, to i tak będzie obciążeniem dla społeczeństwa. A współczesny świat obciążeń się pozbywa. Są przecież w Europie kraje, w których na świat nie przychodzą już dzieci z zespołem Downa. Społeczeństwa – dla własnej wygody – zdecydowały, że takie przypadki trzeba eliminować wcześniej. Po co później łożyć ze wspólnych podatków na ich utrzymanie?

Zamiast okrucieństwa

Myślę, że warto przypomnieć sobie w tym miejscu słowa papieża Franciszka, które wypowiedział w Polsce, w krakowskim szpitalu na Prokocimiu: „Jakże bardzo chciałbym, abyśmy jako chrześcijanie byli zdolni do stawania u boku chorych tak, jak Jezus, w milczeniu, przytulając ich, z modlitwą. Nasze społeczeństwo jest niestety zanieczyszczone kulturą odrzucenia, która jest przeciwieństwem kultury przyjęcia. Zaś ofiarami kultury odrzucenia są właśnie osoby najsłabsze, najbardziej kruche; a to jest okrucieństwem".

Przypadek Alfiego wywołał na nowo dyskusję na temat uporczywej terapii. Są opinie – wcale nierzadkie – że odłączenie dziecka od aparatury medycznej w sytuacji, gdy ma ono niewykształcony mózg i uszkodzone narządy wewnętrzne, jest po prostu zaprzestaniem leczenia, które nie ma sensu. Rezygnacja z uporczywej terapii jest w pewnym sensie usankcjonowana przez oficjalne nauczanie Kościoła katolickiego. Jan Paweł II w encyklice „Evangelium vitae" pisał: „istnieje oczywiście powinność moralna leczenia się i poddania się leczeniu, (...) taką powinność trzeba określać w konkretnych sytuacjach: należy mianowicie ocenić, czy stosowane środki lecznicze są obiektywnie proporcjonalne do przewidywanej poprawy zdrowia. Rezygnacja ze środków nadzwyczajnych i przesadnych nie jest równoznaczna z samobójstwem lub eutanazją; wyraża raczej akceptację ludzkiej kondycji w obliczu śmierci".

Patrząc na przypadek Alfiego chłodnym okiem, można uznać, że jego leczenie i zastosowane środki nie dają szans na wyzdrowienie. Decyzja o odłączeniu od aparatury jest zatem zasadna. Ale nadzieja przecież umiera ostatnia. W końcu nawet w zwyczajnych, prozaicznych sytuacjach życiowych szukamy innego wyjścia z kłopotów, w które popadliśmy. Nie poddajemy się. W obliczu choroby jest podobnie. Szukamy nowych, alternatywnych metod leczenia. Czy zatem w sytuacji, gdy rodzice nie chcą się poddać, a należący do Watykanu szpital pediatryczny Dzieciątka Jezus w Rzymie chce leczyć chłopca, można to tak po prostu zlekceważyć i uznać, że to i tak nie ma sensu? Odebrać nadzieję? W mojej opinii – i sądzę, że nie jestem w tym odosobniony – nie.

Powolna śmierć

Zresztą w rezygnacji z uporczywej terapii ważna jest świadomość zbliżającej się śmierci. Miał ją, gdy umierał, Jan Paweł II, który prosił, by pozwolić mu odejść „do domu Ojca". Pogodzenie się z myślą o śmierci nie może jednak oznaczać, że chory jest po prostu uśmiercany. Rezygnacja z leczenia nie może przecież oznaczać pozbawienia umierającego pokarmu czy nawadniania. Trzeba zapewnić mu odchodzenie godne. Leżący w szpitalu w Liverpoolu chłopiec świadomości nie ma, ale jego rodzice nie pogodzili się z tym, że dziecko odchodzi. Nie oni podjęli decyzję o rezygnacji z terapii. Zrobił to za nich ktoś inny. A personel medyczny zrezygnował z podawania dziecku wody i pokarmu. Czy to nie przypadkiem skazanie na powolną śmierć głodową? Nijak nie da się tego uzasadnić rezygnacją z uporczywej terapii.

Godność i prawa

Sprawa Alfiego pokazała, że u dużej części ludzi wrażliwość na ludzkie cierpienie do końca jednak nie zanikła. Że „kultura odrzucenia", jak mówi papież Franciszek, lub „kultura śmierci", jak określał to samo zjawisko św. Jan Paweł II, choć zakorzeniona w naszej świadomości, nie jest wcale tak mocna. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy ją tolerować. Powinniśmy z nią – w naszym dobrze pojętym interesie – walczyć. Idzie tu w końcu o naszą przyszłość. Tę walkę warto zacząć od refleksji nad kwestią godności człowieka i jego praw – przede wszystkim tego najbardziej bezbronnego. I choć dziś nasze oczy patrzą na Wielką Brytanię, to jednak nie wolno nam zapomnieć, że także w Polsce każdego dnia toczy się walka o życie.

Oczy całego świata zwrócone są w tych dniach na szpital Alder Hey w Liverpoolu, gdzie leży skazany na śmierć przez sądy i lekarzy niespełna dwuletni Alfie Evans. Żadne słowa nie są w stanie opisać bezduszności angielskiego systemu prawnego, który w imię źle pojmowanego humanitaryzmu nakazał dziecku powoli umierać, bo tak będzie dla niego „lepiej".

Bezsilność świata

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?