Gawkowski: Pycha postsolidarności

Partie wywodzące się z Solidarności są jak zwaśnione plemiona, które nie potrafią wnieść do życia publicznego ducha kooperacji i dążą do poniżenia oraz wykluczenia drugiej strony – pisze polityk SLD.

Aktualizacja: 09.04.2018 18:14 Publikacja: 08.04.2018 17:57

Gawkowski: Pycha postsolidarności

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Z dnia na dzień przybliżamy się do kolejnego starcia wyborczego, który da odpowiedź jakie barwy przywdzieje Polska na następne lata. Czy jest jakaś nadzieja, że brunatny kolor władzy zastąpimy różnobarwną tęczą?

Jest! Ale warunek jest jeden – trzeba wyjść z zaklętego kręgu dogmatów, prawd nienaruszalnych, które dominują w polskim życiu publicznym. Narzuciła nam je Solidarność i partie, które z niej wyszły, PiS i PO. Owszem, kiedyś brzmiały one świeżo, przekonująco, ale dziś Polskę kneblują. Czas więc zamieść tę całą Solidarność na śmietnik historii.

Wieczni konspiratorzy

Pierwszy dogmat, nie najważniejszy, ale najbardziej rzucający się w oczy, dotyczy Polski Ludowej, którą postsolidarność traktuje jako czarną plamę w historii Polski. Rozumiem, że jest on wypadkową przeżyć działaczy Solidarności, z konspiracji, z czasów walki. To nic zaskakującego, podobny stosunek, biało-czarny, tym razem do II RP, mieli dawni działacze KPP, którzy siedzieli w sanacyjnych więzieniach. Dla nich tamta Polska oznaczała prześladowania, aresztowania. Podobnie jest z dzisiejszymi konspiratorami, tymi prawdziwymi i tymi, którzy urodzili się nawet i po roku 1989, ale czują potrzebę zwycięskiej bitwy. Choćby z nieboszczykiem. Więc mamy permanentną wojnę z PRL. W Sejmie posłowie PiS i PO stają naprzeciw, wskazują na siebie palcami, i jedni, i drudzy krzyczą „precz z komuną!". Choć tej komuny nie ma już od 28 lat. Ale oni z nią będą walczyć, póki się będą ruszać.

Takie krzyki czynią politykę zajęciem jałowym. Konspirator ma proste zadanie – walczyć z władzą, żeby ją obalić. Inne sprawy go nie interesują. Obserwując polityków PO i PiS widać, że z tego okresu nie wyrośli, że to jest kultura ich korporacji. Wziąć władzę, wyrzucić nie swoich, i rządzić. Po co? Jak? Za pomocą jakich procedur? To abrakadabra.

Partie postsolidarnościowe wniosły do życia publicznego swoje obsesje. M.in. to co konspiratora najbardziej obchodzi – czy ktoś donosi, ile tajna policja wie. Ta obsesja doprowadziła do tego, że solidarnościowcy wspólnie powołali do życia Instytut Pamięci Narodowej, który przechowuje teczki tajnych służb i na ich podstawie daje ludziom świadectwo moralności. No i pisze historię Polski.

Politycy postsolidarności wnieśli też do polityki żywioną w czasach konspiracji chęć zemsty. Pomysł ustaw drastycznie zmniejszających emerytury funkcjonariuszom służb to przecież dzika zemsta zwycięzców. Najpierw, w 2009 r. dokonana przez PO, teraz, w drugim kroku, kontynuowana przez PiS. Vae victis! Czyli można czynić wszystko, bo ma się siłę?

A jeżeli tak, to czemuż Platforma dziś się dziwi, gdy PiS łamie zasady, zmienia Trybunał Konstytucyjny jak chce? Ma siłę. Vae victis! Prawo zemsty, prawo siły, które wnosi do życia publicznego postsolidarność na to pozwala.

Mania oddawania

Ktoś się zapyta – a za Polski Ludowej to było inaczej? Więc odpowiadam – szaleństwem jest patrzenie na PRL tak jakby przez cały okres jej trwania był rok 1951. To jest myślenie patologiczne. Zbrodniarzy trzeba rozliczać, ale robić to indywidualnie, a nie stosować odpowiedzialność zbiorową. Tamta Polska miała historycznie swoje etapy. Trzeba widzieć drogę od dyktatury do demokracji, czuć tamte dylematy i ograniczenia.

Postsolidarność odrzuca ten rodzaj myślenia. Wyżej stawia „Burego" czy „Ognia" niż profesorów Manteuffla i Gieysztora, którzy w roku 1945 powiedzieli – kończymy konspirację, zaczynamy uniwersytety! Ja wyżej stawiam etos odbudowy i pracy. I profesorów Manteuffla i Gieysztora, i Rajmunda Kaczyńskiego, ojca Jarosława i Lecha, bo on też nie poszedł do lasu, tylko na Politechnikę.

Po II wojnie światowej najsłuszniejszym wyborem była odbudowa kraju – fabryk, domów, uniwersytetów. Taką drogę wybrały miliony, a dziś postsolidarnościowe elity nimi pogardzają. Ciągle też słyszę, że Solidarność przejęła w 1989 r. Polskę w ruinie. No, to drodzy koledzy, potem przez 20 przynajmniej lat żyliście z wyprzedawania tych ruin.

To kolejny fatalny dogmat postsolidarności – prywatyzacja i reprywatyzacja. Epizod prywatyzacyjny, sprzedawanie na siłę, na szczęście jest już chyba zakończony, ale wciąż trwa reprywatyzacja. Ile Polskę to kosztowało, widzimy na przykładzie reprywatyzacji warszawskiej. Hanna Gronkiewicz-Waltz prezydent miasta z PO, i urzędnicy z nadania PiS, ekipa Lecha Kaczyńskiego, przez całe lata oddawali kamienice, podobno właścicielom. Ręka w rękę. Dogmat – że trzeba naprawić komunistyczne krzywdy, przez jednych powtarzany cynicznie, przez drugich bezmyślnie, stał się pożywką dla patologii i przestępczości.

Tę sytuację zmienić by mogła ustawa, która oddalałaby wszelkie roszczenia albo redukowałaby je do symbolicznego wymiaru. Postsolidarność czegoś takiego jednak nie dopuszcza. Oni wciąż chcą oddawać! Ustawy kasującej roszczenia nie uchwaliła ani PO, i nie uchwala jej PiS. Co im przeszkadza?

Na zakończenie tego wątku przypomnę tylko, że II Rzeczpospolita nie oddawała majątków skonfiskowanych przez cara uczestnikom powstania styczniowego. Bohaterom! Oficjalnie mówiąc, że jest na to za biedna. Nie oddawała, bo miała rozum.

Stałe moralizowanie

Postsolidarność przyniosła też do życia publicznego uległy stosunek do Kościoła. Biskupi z partnerów stali się patronami. Politycy PiS za wywyższenie sobie poczytują zaproszenie do Torunia. Platforma, gdy usłyszała, że Kaczyński flirtuje z Rydzykiem, z kościołem toruńskim, natychmiast ogłosiła, że ma swój – łagiewnicki. Czy to jest normalne? W państwie należącym do Unii Europejskiej, w XXI wieku, że politycy się przepychają, który bliżej ołtarza? A czym to się kończy dla Kościoła, chyba dostrzegają nawet najbardziej zapiekli hierarchowie. Młodzież od Kościoła odchodzi, a świątynie pustoszeją...

Oburzenie narasta, a widać to było, obserwując czarny marsz. Te wyzwiska, które padały pod adresem kobiet były po prostu wstrętne. Dziękujemy ci Solidarności, że do tego doprowadziłaś! I nie dziwi mnie to, bowiem obóz postsolidarności wniósł do polskiego życia publicznego szczególną cechę – stałe moralizowanie i przekonanie o własnej wyższości. To przejawia się w stałym, wypominaniu innym – ja jestem lepszy sort, ja stoję tam gdzie stoczniowcy, a ty gdzie ZOMO, wam mniej wolno, ja miałem rację, ja, ja, ja. To jest sposób na wykluczenie innych, na ich poniżenie. To nie jest polityka, tylko wojna. Partie wywodzące się z Solidarności są jak zwaśnione plemiona, które nie potrafią wnieść do życia publicznego ducha kooperacji i dążą do poniżenia oraz wykluczenia drugiej strony.

Nowe, które przyjdzie po postsolidarności, owo moralizowanie wyrzucić musi na śmietnik. Wtedy o polityce zaczniemy myśleć, jako o dialogu równych, a o Polsce nie jako państwie do podbicia (z uzasadnieniem, że my solidarnościowcy podbijamy tych gorszych), ale jako wspólnocie. I tak ją meblować, aby była dla wszystkich.

Przykłady na demolujący wpływ postsolidarności na Polskę można mnożyć: śmieciówki, służba zdrowia, polityka zagraniczna... Ale myślę, że te kilka wspomnianych wystarczy. Że „precz z komuną" nic dziś nie znaczy, że uwolnić Polskę, oczyścić nasze życie publiczne, może tylko hasło „precz z solidaruchami"! Rozprawa z dogmatami, które wnieśli.

Te dogmaty, kiedyś spiżowe (tak traktowali je politycy SLD, gdy rządzili), dziś wyglądają jak nadpleśniała tektura. Im szybciej je rozwalimy, tym lepiej.

Krzysztof Gawkowski jest prawnikiem, wiceprzewodniczącym SLD

Z dnia na dzień przybliżamy się do kolejnego starcia wyborczego, który da odpowiedź jakie barwy przywdzieje Polska na następne lata. Czy jest jakaś nadzieja, że brunatny kolor władzy zastąpimy różnobarwną tęczą?

Jest! Ale warunek jest jeden – trzeba wyjść z zaklętego kręgu dogmatów, prawd nienaruszalnych, które dominują w polskim życiu publicznym. Narzuciła nam je Solidarność i partie, które z niej wyszły, PiS i PO. Owszem, kiedyś brzmiały one świeżo, przekonująco, ale dziś Polskę kneblują. Czas więc zamieść tę całą Solidarność na śmietnik historii.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę