Historia emocjami pisana

Udostępnienie dokumentów z szafy Kiszczaka nie jest żadnym nadużyciem. Taka jest rola każdego archiwum – pisze historyk z IPN.

Aktualizacja: 04.03.2016 14:58 Publikacja: 03.03.2016 19:00

Lech Wałęsa nie będzie mógł zastrzec swoich danych – twierdzi autor

Lech Wałęsa nie będzie mógł zastrzec swoich danych – twierdzi autor

Foto: Fotorzepa, Piotr Wittman

22 lutego 2016 r. Instytut Pamięci Narodowej udostępnił badaczom i dziennikarzom wytworzone przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa dokumenty dotyczące tajnego współpracownika SB o pseudonimie Bolek.

To, o co wielu od dawna podejrzewało gen. Czesława Kiszczaka, tzn. posiadanie prywatnego archiwum z dokumentami bezpieki, okazało się prawdą. Spór o historię i archiwalną spuściznę komunistycznej policji politycznej rozgorzał od nowa. W dyskusjach, komentarzach i opiniach więcej jest niestety emocji i polityki, zupełnie na margines zepchnięto zaś kwestie formalne wynikające z obowiązującego prawa.

W ogniu krytyki znalazł się Instytut Pamięci Narodowej. Udostępnienie akt dotyczących Lecha Wałęsy, a dwa dni później kolejnych dokumentów zabezpieczonych przez prokuratorów z IPN w willi Czesława Kiszczaka dla wielu stało się pretekstem do bezpardonowego ataku na działania podjęte przez instytut.

Doszukiwano się podłoża politycznego podjętych decyzji, pojawiły się również głosy, że o ile można było udostępnić akta TW „Bolka", o tyle bezpodstawnie zajęto inne dokumenty z tzw. archiwum Kiszczaka, bezprawnie je następnie udostępniając.

Stosowne regulacje

Mam wrażenie, że nikt spośród krytyków działań IPN nie przeczytał ustawy regulującej jego działanie. Wówczas, jak sądzę, emocji byłoby znacznie mniej.

W całej sprawie mamy do czynienia z dwoma zagadnieniami dotyczącymi procesu gromadzenia i udostępniania dokumentów. Z jednej strony chodzi o akta komunistycznej bezpieki, z drugiej zaś o dokumenty zawierające informacje niezbędne do wykonywania przez instytut określonych przez ustawę zadań. Dla obu mamy stosowne regulacje zawarte w ustawie z 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.

Zacznę zatem od wyjaśnienia podstaw prawnych przejęcia dokumentów z tzw. archiwum Kiszczaka. Ustawa o IPN precyzuje w art. 1, że w ramach działalności ustawowej gromadzone są m.in. dokumenty organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944–1990. Takimi dokumentami są bez wątpienia akta tajnego współpracownika o pseudonimie Bolek. Zgodnie z art. 25 ustawy obowiązek przekazania tego typu akt ciążył, w momencie powstania IPN, na ministrze spraw wewnętrznych oraz szefie UOP/ABW. W wyniku prywatyzacji przez wysokich funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki części dokumentów u schyłku działalności SB niektóre akta siłą rzeczy nie trafiły do archiwów IPN. Posiadanie w prywatnych zasobach akt SB jest ścigane prawem. Zgodnie z art. 54 ustawy o IPN każdy, kto akta podlegające obowiązkowemu przekazaniu do IPN ukrywa lub niszczy, podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do ośmiu lat. W przypadku akt TW „Bolka" mamy zatem do czynienia z przestępstwem polegającym na nielegalnym przechowywaniu dokumentów. Nic dodać, nic ująć.

W momencie, gdy akta te trafiły do archiwum, należało je przygotować do udostępnienia wszystkim tym, którzy mają do tego prawo. Nie ma żadnych uregulowań prawnych pozwalających na wstrzymanie się „na jakiś czas" z udostępnieniem dokumentów. Takie mechanizmy obowiązują we wszystkich archiwach na całym świecie. W działaniach instytutu związanych z udostępnieniem tych dokumentów nie ma zatem nic wyjątkowego, a doszukiwanie się motywacji o charakterze politycznym jest po prostu pozbawione sensu.

Powracając do sprawy „Bolka": konieczne jest zwrócenie uwagi na kolejne aspekty prawne. Przede wszystkim należy wskazać, że proces udostępniania akt i czynności z nim związane odbywają się na podstawie przepisów kodeksu postępowania administracyjnego.

Wiele lat temu Lech Wałęsa złożył wniosek o udostępnienie dokumentów, które go dotyczyły. Tym samym, wobec zaistniałych w ostatnich dniach wydarzeń, IPN był zobowiązany z urzędu powiadomić prezydenta Wałęsę, że zgodnie z art. 30 ust. 5 są w archiwum nowe dokumenty go dotyczące oraz że może się z nimi zapoznać po ponownym złożeniu stosownego wniosku. Z uwagi na fakt, że są to akta dokumentujące tajną współpracę z SB, Lechowi Wałęsie część spośród tych dokumentów – tzn. te wytworzone przez wnioskodawcę lub przy jego udziale w związku z czynnościami wykonywanymi w charakterze tajnego informatora lub pomocnika przy operacyjnym zdobywaniu informacji – zostanie udostępniona na podstawie decyzji administracyjnej wyłącznie w postaci kopii, o czym stanowi art. 30 ust. 2 pkt 1 ustawy o IPN.

Prezydent Wałęsa, jeśli się zdecyduje na złożenie wniosku i zapoznanie z dokumentami go dotyczącymi odnalezionymi w willi Czesława Kiszczaka, będzie mógł skorzystać z uprawnień wynikających z art. 35b ustawy o IPN. Oznacza to, że będzie mógł załączyć do tych akt własne uzupełnienia, sprostowania, wyjaśnienia itp. Takie dokumenty, oznaczone w sposób umożliwiający ich odróżnienie od akt archiwalnych, będą wówczas udostępniane wszystkim zainteresowanym razem z dokumentacją sprawy TW „Bolka".

Istotnym aspektem pojawiającym się w kontekście procedury udostępniania akt tajnego współpracownika o pseudonimie Bolek jest możliwość zastrzeżenia danych osobowych oraz innych informacji o charakterze wrażliwym w zgromadzonych dokumentach. Otóż Lech Wałęsa nie będzie mógł zastrzec swoich danych. Zgodnie bowiem z art. 37 ust. 1 i 2 prawo to przysługuje wyłącznie tym osobom, w stosunku do których nie zachowały się dokumenty dotyczące współpracy z organami bezpieczeństwa państwa. Dodatkowym potwierdzeniem tej zasady jest ust. 7 tego artykułu, w myśl którego prawo do zastrzeżenia danych osobowych, jak również danych wrażliwych oraz prawo do wyrażenia zgody na udostępnienie swoich danych osobowych wskazanym organom władzy publicznej, innym instytucjom, organizacjom i osobom nie przysługuje w stosunku do dokumentów, o których mowa w art. 30 ust. 2 pkt 1 ustawy o IPN.

Kontrowersje wywołało również przejęcie, a następnie udostępnienie drugiej partii dokumentów, w tym zapisków osobistych i listów kierowanych do Czesława Kiszczaka w okresie, gdy sprawował urząd ministra spraw wewnętrznych. Część polityków, publicystów, a nawet prawników zwróciła uwagę na to, że skoro nie były to dokumenty komunistycznej bezpieki, to IPN nie miał prawa ich udostępniać. Nic bardziej mylnego.

Przede wszystkim należy podkreślić, że IPN nie przejął żadnych listów ani nawet ich odpisów. Do archiwum trafił maszynopis niewydanej książki, w którym niektóre listy kierowane do Kiszczaka jako ministra spraw wewnętrznych zostały po prostu zacytowane. Co warto podkreślić, Kiszczak jako adresat, a tym samym dysponent listów, sam te listy udostępnił autorowi maszynopisu.

Ponadto zgodnie z art. 27 ust. 4 ustawy o IPN prezes instytutu może zażądać wydania każdej, podkreślam, każdej dokumentacji, o ile jest ona niezbędna do wykonywania ustawowych zadań instytutu, niezależnie od czasu jej wytworzenia lub zgromadzenia. W kolejnym przepisie, art. 28, pojawia się nakaz bezzwłocznego wydania prezesowi IPN dokumentów zawierających informacje z zakresu działania instytutu.

30-letnia karencja nie obowiązuje

Wśród licznych zarzutów kierowanych wobec instytutu wskazywano także, że nadużyciem była „publikacja" dokumentów o charakterze prywatnym z archiwum Kiszczaka. Warto doprecyzować, że IPN niczego nie opublikował, lecz jedynie udostępnił akta zainteresowanym nimi dziennikarzom i badaczom. Udostępnianie dokumentów jest podstawową rolą każdego archiwum, nie ma więc w działaniu instytutu niczego wyjątkowego. IPN, udostępniając akta, nie ponosi odpowiedzialności za sposób wykorzystania udostępnionych treści. Ustawodawca określił bowiem, że zgodnie z art. 36 ust. 5 ustawy o IPN odpowiedzialność ta spoczywa na tych, którym dokumenty zostały udostępnione. Podkreślenia wymaga też fakt, że w przeciwieństwie do innych polskich archiwów w przypadku IPN nie mają zastosowania przepisy o 30-letniej karencji w udostępnianiu, od momentu wytworzenia dokumentów.

Archiwa to urzędy zaufania publicznego. Nie wolno ich mieszać do bieżącej polityki. Rolą każdego archiwum jest udostępnianie dokumentów takimi, jakie one są. Dokumenty z archiwów bezpieki zapewne jeszcze przez wiele lat będą budziły emocje, mam nadzieję, że z roku na rok coraz mniejsze. Archiwa Instytutu Pamięci Narodowej służą społeczeństwu, są zapleczem do poszukiwania prawdy historycznej, odgrywają niezwykle ważną rolę w realizacji idei jawności życia publicznego w Polsce. Pamiętajmy o tym.

Autor jest historykiem, dyrektorem Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej

22 lutego 2016 r. Instytut Pamięci Narodowej udostępnił badaczom i dziennikarzom wytworzone przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa dokumenty dotyczące tajnego współpracownika SB o pseudonimie Bolek.

To, o co wielu od dawna podejrzewało gen. Czesława Kiszczaka, tzn. posiadanie prywatnego archiwum z dokumentami bezpieki, okazało się prawdą. Spór o historię i archiwalną spuściznę komunistycznej policji politycznej rozgorzał od nowa. W dyskusjach, komentarzach i opiniach więcej jest niestety emocji i polityki, zupełnie na margines zepchnięto zaś kwestie formalne wynikające z obowiązującego prawa.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem