Krzysztof Turowski o terroryzmie

Terroryzm nie wziął się znikąd. Polityka wobec krajów arabskich od lat przypomina współczesne wyprawy krzyżowe – pisze publicysta.

Aktualizacja: 26.02.2017 21:58 Publikacja: 26.02.2017 20:04

Krzysztof Turowski

Krzysztof Turowski

Foto: Rzeczpospolita/Robert Gardziński

Publicyści, politycy, dyplomaci i przeciętni mieszkańcy Unii Europejskiej potępiają, i słusznie, zamachy terrorystyczne, zwalczają, mniej czy bardziej udolnie, państwo islamskie, ale wciąż trudno im znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje? Co spowodowało, że narodziły się różne bojowe oddziały „wyznawców" Allaha. Słowo wyznawców biorę w cudzysłów, albowiem Allah w istocie, jak to często bywało w historii i bywa nadal, jest zasłoną dymną, hasłem, jakąś ideą usprawiedliwiającą i namaszczającą czyny.

Poczucie wyższości

Przyczyn należy szukać – moim zdaniem – już w podbojach kolonialnych. Wówczas to z hasłami cywilizacji i pieśniami religijnymi na ustach watahy zbrojne Francuzów, Belgów, Anglików, Niemców ruszyły na podbój Afryki i Azji. Holokaust, który cywilizowane ludy Europy zafundowały bezbronnym mieszkańcom innych kontynentów, nie ma równego w historii. Jest po wielokroć straszniejszy niż hitlerowski i stalinowski razem wzięte. A nie uczy się o tym w szkołach, nie potępia ówczesnych władców z królem Leopoldem II zwanym rzeźnikiem na czele. Następnie ustanowiono sztuczne granice i marionetkowe rządy satrapów.

Na spalonej ziemi swoich wpływów szukał też Związek Radziecki i tak powstał świat Kaddafiego, Asada, Mobutu i innych strasznych postaci. Jednakże na kontynencie panował względny ład, pomijając wojny domowe, a szczególnie tę Hutu i Tutsi.

Po rozpadzie kolonii Zachód na jakiś czas wytracił swój impet ekspansji, ale czy to za namową silnego lobby zbrojeniowego, który jak niegdyś kler parł do nowych podbojów, czy też innych grup nawiedzonych polityków i magnatów finansowych ruszył do boju.

Jeszcze w latach 70. doszło do najpoważniejszego konfliktu na linii Iran – Stany Zjednoczone zakończonego dopiero w 2016 roku. Wówczas to sojusznikiem stał się skonfliktowany z Iranem Irak. I nikomu wtedy Saddam Hussajn nie przeszkadzał.

Po jakimś czasie okazało się, że sojusz z Bin Ladenem nie wypalił, a Saddam Husain przestał flirtować z Zachodem i chciał prowadzić ekspansywną politykę na własną rękę. Od tej pory Saddam stał się wrogiem nr 1. Nałożono na Irak embargo, które doprowadziło kraj do ruiny i głodu. Polecam tu lekturę „Ulissesa z Bagdadu" Érica-Emmanuela Schmitta. I oczywiście wraz z sankcjami rosła miłość Irakijczyków do Zachodu. Kiedy zatem weszli tam Amerykanie i ich sojusznicy, w tym Polacy, radości nie było końca. Kochano nas coraz bardziej.

Dzisiaj już wiemy, że była to agresja zbudowana na oszustwach, że był to odwet za niebywale zuchwały atak na World Trade Center, ale ponieważ była źle przygotowana, więc efekt był daleki od zamierzonego. Obalono dyktatora, ale hydra odrosła w postaci Państwa Islamskiego.

Minęło parę lat i Zachód posłał z kolei swoje wojska do Afganistanu, oficjalnie, aby pokonać talibów, którzy zdaniem powielanej propagandy zagrażali cywilizacji, stanowili matecznik terroryzmu i antydemokratyczne siły. Fakt, że mają poparcie miejscowych, nie miało dla „sił wyzwoleńczych" większego znaczenia. Wmawiano ludziom, że tak jest dobrze, wmawiano ludziom to, w co politycy i dyplomaci sami chcieli uwierzyć.

Nie organizowaliśmy zatem nic innego jak współczesne wyprawy krzyżowe, tym razem bez krzyża, ale za to z błogosławieństwem biznesu i polityki, mamiąc społeczeństwa wyższą koniecznością i potrzebą nawrócenia muzułmanów z ich prawami na prawa i obyczaje europejskie. Że większość z nich tego nawrócenia nie pragnęła, nikogo nie obchodziło. Zobaczą nasze sukcesy to zmądrzeją – powiadano. Nie zobaczyli i nie zmądrzeli.

Potem mieliśmy arabską wiosnę i radość w „postępowych" kołach zachodu, że oto ludy północno-afrykańskie i z Azji Mniejszej jęły same przeć ku cywilizacji. Jedynie w Izraelu nie było radości po upadku Hosni Mubaraka. Tamtejsza dyplomacja uważała, że lepszy znany dyktator, który trzyma swój lud na wodzy, bo jak smycz się urwie, to może pojawić się wielki gwałt. I pojawił się.

Skutki propagandy

Napędzani „wolnościową" atmosferą ruszyli też do boju opozycjoniści Asada w Syrii. Europa natychmiast ich poparła bez sprawdzania, kim są i spod jakiej ciemnej gwiazdy przybyli.

Propagandowym paliwem stał się domniemany atak chemiczny w okolicach Damaszku przypisywany siłom reżimu Asada. Siła przekazu w tym wypadku była tak duża, że część mediów nie czekała na jakiekolwiek śledztwo w tej sprawie i od razu ogłosiła, iż z całą pewnością dokonały go siły Asada.

W Syrii dzieje się tragedia, prezydent Asad nie należał i nie należy do emisariuszy pokoju i praw człowieka, ale manipulacje medialne, którymi jesteśmy karmieni, są również dużego kalibru. Nikt nigdy nie wytłumaczył, jak wygląda opozycja w tym kraju i czego chce poza obaleniem dyktatora, kto jest jej przywódcą? Problem w tym, że grup, nawzajem się zwalczających, jest wiele ze zbrojnymi oddziałami Państwa Islamskiego na czele.

Zachód znów ma usta pełne frazesów współczucia. Nic z nich nie wynika. Nadal lejemy krokodyle łzy i narzekamy na zalew Europy przez biednych, i w większości Bogu ducha winnych emigrantów. Sam byłem emigrantem i wiem, jak działa biurokratyczna machina, przyznająca status uchodźcy.

To, co zresztą wymyślała przy okazji ubiegłorocznej fali uchodźców Unia Europejska, woła o pomstę do nieba. Pomysł z obowiązkowymi kwotami przypomina najczarniejsze lata niewolnictwa. Istotą problemu nie jest, ilu Syryjczyków, ilu Afgańczyków czy Irakijczyków przyjmie dany kraj, ale co im zaoferuje. To są żywi ludzie, ze swoimi umiejętnościami, wykształceniem lub bez, a nie niewolnicy. Dobrze, że część roboty wykonały organizacje pozarządowe.

Ciekawe, dlaczego ani dyplomacja unijna, ani amerykańska kompletnie nie interesuje się losem Kurdów, którzy są stroną zwycięską we wszystkich tych konfliktach. Dlaczego nie popieramy wielomilionowego narodu w walce o własne państwo? Nie mamy w tym interesu czy nie chcemy narazić się kolejnemu dyktatorowi, który aktualnie ma z nami interesy?

Ataki terrorystyczne organizowane w imię Allaha przez tę czy inną organizację są zbrodnią przeciw ludzkości. Każdy zamach to ludzkie tragedie i śmierć niewinnych ludzi. Należy zatem z autorami zamachów walczyć, najlepiej czynem, a nie słowem. Niestety, słów dużo, a czynów nie widać.

Ta walka jest niezbędna, ale może powyższy wywód pozwoli nieco zrozumieć, dlaczego to tak jest. Może i my, ludzie Zachodu, politycy, dyplomaci i dziennikarze z Unii Europejskiej i USA, mamy coś na sumieniu. Moim zdaniem bardzo wiele. Więc może nie zbawiajmy już świata, zadbajmy o własne zbawienie. I przekażmy ludziom więcej prawdy, a mniej politycznego cynizmu i medialnej hucpy.

Krzysztof Turowski jest dziennikarzem, działaczem Solidarności. Współpracował z „Le Figaro" i paryską „Kulturą"

Lead i śródtytuły pochodzą od redakcji

Publicyści, politycy, dyplomaci i przeciętni mieszkańcy Unii Europejskiej potępiają, i słusznie, zamachy terrorystyczne, zwalczają, mniej czy bardziej udolnie, państwo islamskie, ale wciąż trudno im znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje? Co spowodowało, że narodziły się różne bojowe oddziały „wyznawców" Allaha. Słowo wyznawców biorę w cudzysłów, albowiem Allah w istocie, jak to często bywało w historii i bywa nadal, jest zasłoną dymną, hasłem, jakąś ideą usprawiedliwiającą i namaszczającą czyny.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem