Partia rządząca kontrolująca Sejm i Senat w krótkim czasie zrealizowała plan zawłaszczenia Trybunału Konstytucyjnego, co otworzyło jej tym samym drogę do przeprowadzenia wielu zmian ustrojowych, dążąc w ostatecznym rozrachunku do przejęcia kontroli nad wymiarem sprawiedliwości w Polsce.
Sytuacja, z którą mamy obecnie do czynienia, nie jest unikatowa, jeżeli spojrzymy na historię parlamentaryzmu. Kontrola nad parlamentem od zawsze dawała szerokie uprawnienia i rodziła ryzyko zawłaszczania atrybutów władzy wykonawczej i sądowniczej. Co natomiast powinno nas niepokoić, to fakt, że taki proces może prowadzić do absolutyzmu nie mniej despotycznego niż ten realizowany poprzez władzę wykonawczą, króla czy prezydenta.
Historia demokracji anglosaskich, a także towarzysząca tym procesom myśl ustrojowa, dostarcza nam kilku wartościowych lekcji.
Lekcje z Zachodu
Kuźnią nowoczesnego konstytucjonalizmu w Europie była Anglia po zjednoczeniu ze Szkocją w latach 1625 (objęcie tronu przez Karola I Stuarta) – 1689 (deklaracja praw). W tym okresie toczyła się walka między królem dążącym do monarchii absolutnej a parlamentem, który bronił swoich przywilejów, szczególnie podatkowych. Cromwellowi i jego frakcji wydawało się, że jedyną receptą na absolutną suwerenność króla była absolutna suwerenność parlamentu.
Po obaleniu monarchy republikanizm Cromwella przynosił rezultaty nieróżniące się od rządów króla i stawał się coraz mniej popularny w Wielkiej Brytanii. Skutkiem było obalenie republiki i przywrócenie na tron Stuartów (Karola II). Nowy ład konstytucyjny został oparty na ograniczeniu monarchii i parlamentu. Po pierwsze, monarcha nie mógł nakładać podatków bez zgody parlamentu. Po drugie, parlament nie mógł uchwalać ustaw, które kolidowały z tzw. bill of rights z 1689 r., tj. ustawą chroniącą prawa człowieka i obywatela.