Pewne poruszenie tzw. opinii publicznej wywołał wydrukowany jakiś czas temu w „Gazecie Wyborczej" wiersz Adama Zagajewskiego „Kilka rad dla nowego rządu". Podmiot liryczny wiersza jako „doradca rządowy" zaleca rozstrzeliwanie reżyserów filmowych, stworzenie obozów odosobnienia, dożywotnie internowanie profesorów prawa konstytucyjnego, wysłanie dziennikarzy na Madagaskar itd.
Miłośnicy poezji Zagajewskiego (do których sam się zaliczam) byli trochę skonfundowani opublikowaniem przezeń tego mocno politycznego utworu. Wszak w eseju o Aleksandrze Wacie („ZL" nr 105) wyznawał: „Pisałem wiersze otwarcie polityczne, krytyczne, ale przeczuwałem, że nie jest to najlepszy wybór estetyczny, że poezja jest gdzie indziej, w większej komplikacji, w zdolności uchwycenia wielości świata, a mniej w moralistycznym potępianiu przeciwnika ideowego".
Wzorce z „Solidarności"
Zwykli czytelnicy „Gazety Wyborczej" zapewne ucieszyli się, widząc, że oto znany poeta „ostro wali w reżim", a zwolennicy „reżimu Beaty Szydło" odczytali wiersz jako „podły atak na demokratycznie wybrany rząd"; pisali o grafomanii, o „wierszu kuriozum" itp. Być może jednak jedni i drudzy źle go interpretują. Może wiersz wcale nie mówi o „reżimie Beaty Szydło"? Może jego prawdziwy adresat jest ukryty pod powierzchnią i należy go dopiero zidentyfikować?
W „Zeszytach Literackich" (2015 nr 2) znajdziemy piękny esej Barbary Toruńczyk „Dlaczego Adam Zagajewski jest moim poetą?". Autorka przypomina tom jego esejów „Solidarność i samotność" z 1986 r. będący „manifestem intelektualisty i artysty doby masowego ruchu wyzwolenia politycznego, w tym przypadku »Solidarności«". Autor „Cienkiej kreski" bronił wówczas „samotności" twórcy w obliczu nacisku zbiorowej „solidarności", poszukiwał dystansu wobec ujednolicających myślenie grupowych odruchów. Dzisiaj „masowym ruchem wyzwolenia politycznego" jest – toutes proportions gardées – Komitet Obrony Demokracji wraz z towarzyszącymi mu zjawiskami i hasłami: bojkot reżimowych mediów przez niezależnych dziennikarzy, oporniki wpięte w swetry, „Precz z komuną!", sprzeciw wobec (neo)peerelowskiej dyktatury, Kaczyński jako Gomułka i Jaruzelski w jednej osobie etc. „Gazeta Wyborcza" i inne antyreżimowe media prowadzą kampanię propagandową przeciwko „reżimowi Beaty Szydło" dokładnie według wzorców znanych z podziemnej prasy solidarnościowej lat 80. XX wieku.
Zagajewski znalazł się dziś w podobnej sytuacji, co 30 lat temu – dostrzega, że wokół niego „ujednolica się wola zbiorowa w dziedzinie konfliktu politycznego". Dla jego „samotności", „autonomii" „niezależności" zagrożeniem nie jest „reżim Beaty Szydło", tak jak nie była nim „junta Jaruzelskiego", ale to, co się dzieje w najbliższym otoczeniu, nacisk grupowy, realna presja środowiskowa, aby „moralistycznie potępiać przeciwnika ideowego". Poeta jest świadom, że grozi mu ponowne wciągnięcie w tryby grupowego czy wręcz stadnego myślenia i odczuwania, że będzie zmuszony poddać się „regułom manichejskiego postrzegania świata" (Toruńczyk), które jednoznacznie odrzucił dawno temu na rzecz widzenia świata w jego „wielości".