Szukając nowej Europy

Zamiast o nowym strategicznym partnerstwie Merkel rozmawiać będzie w Polsce raczej o tym, jak zapobiec nowemu głębokiemu pęknięciu w Europie, a co za tym idzie również między Polską a Niemcami.

Aktualizacja: 06.02.2017 19:36 Publikacja: 06.02.2017 18:04

Spotkanie Jarosława Kaczyńskiego i kanclerz Angeli Merkel to okazja do pokazania, że w kluczowym mom

Spotkanie Jarosława Kaczyńskiego i kanclerz Angeli Merkel to okazja do pokazania, że w kluczowym momncie dziejowym, Polsce zależy na wzmacnianiu więzów łączących nasz kraj z Unią Europejską.

Foto: AFP

Wtorkową wizytę Angeli Merkel słusznie uważa się w Polsce za wydarzenie wyjątkowej dla nas wagi. Dla niektórych miarą jej znaczenia jest symboliczne dowartościowanie Warszawy, uchodzącej ostatnio w Unii za pariasa. Inni dostrzegają wręcz szansę powstania nowej osi Warszawa–Berlin, opartej na prawdziwym, a nie udawanym partnerstwie. Lecz to nie temperatura stosunków polsko-niemieckich stanowi o wadze wtorkowego spotkania Angeli Merkel z Jarosławem Kaczyńskim (bo ono tak naprawdę się liczy), lecz sytuacja międzynarodowa, w której to spotkanie się odbędzie. Jeszcze nigdy od 1989 roku przywódcy Polski i Niemiec nie rozmawiali ze sobą w momencie tak kluczowym dla obu krajów i Europy.

W nadchodzących miesiącach wektory polityki europejskiej ustawione zostaną na nowo. Oczywiście wiele zależy od wyników wyborów we Francji i w Niemczech. Ale nawet niezależnie od nich widać, że pod wpływem fali populizmu, licznych kryzysów i prezydentury Trumpa zmieniają się trzy podstawowe założenia, na których opierała się dotąd Unia Europejska. Właściwe odczytanie tej zmiany paradygmatów integracji i ocena jej skutków będą miały kluczowe znaczenie dla przebiegu rozmowy Merkel–Kaczyński oraz relacji polsko-niemieckich w najbliższej przyszłości.

Bezpieczeństwo najważniejsze

Po pierwsze, to już nie wolność, lecz bezpieczeństwo staje się wartością, która zaczyna organizować myślenie o przyszłości Europy. Integracja europejska była w pierwszym rzędzie projektem nie tyle pokojowym, co wolnościowym. Ojcowie Europy kierowali się przekonaniem, że tylko demokracja oparta na wolności jest gwarancją położenia kresu epoce konfliktów i wojen na Starym Kontynencie. Integracja służyła przede wszystkim liberalizacji (rynków) i pogłębianiu otwartości (granic). Jej fundamentem są cztery wolności (przepływu osób, towarów, kapitału i usług).

Dzisiaj o wolności coraz częściej mówi się w kontekście jej „ekscesów", populiści zaś karmią się rosnącą w społeczeństwach potrzebą stabilności, pewności i ochrony stanu posiadania. Pracownicy, zaniepokojeni tanią konkurencją na rynku pracy (dumping socjalny), postrzegają patriotyzm gospodarczy jako sposób zabezpieczenia ich interesów. Zaś strach przed zamachami terrorystycznymi oraz następującymi w związku z migracją i zmianami w środowisku lokalnym powoduje, że cena za zabezpieczenie się (albo jego iluzję) przed tymi niebezpieczeństwami, np. poprzez przywracanie kontroli granicznych, wielu nie wydaje się przesadnie wysoka. Tym, co najsilniej kształtuje dzisiaj wyobraźnię polityczną, nie jest już dążenie do większej otwartości i integracji, które było dawniej motorem zmian w Europie, lecz przemożna chęć zwiększania bezpieczeństwa i stabilności.

Paradygmat bezpieczeństwa oznacza, że presja na cztery wolności, zwłaszcza swobodę przepływu pracowników, będzie rosła. To sfera, w której elity europejskie najłatwiej mogą wysłać społeczeństwom sygnał, że rozumieją ich zaniepokojenie i potrzebę bezpieczeństwa. Kanclerz Austrii Christian Kern już zapowiedział, że chciał wprowadzić zasadę pierwszeństwa obywateli austriackich na tamtejszym rynku pracy. Ale paradygmat bezpieczeństwa już dzisiaj wpływa też na zmiany w ustawodawstwie antyterrorystycznym czy w polityce azylowej: erozja europejskich standardów w tych dziedzinach może mieć dalekosiężne skutki, przesuwając granice prawne i psychologiczne tego, co dopuszczalne i wyobrażalne.

Integracja zgodna z ambicjami

Po drugie, ideę spójności Unii wypiera myślenie o różnych prędkościach integracji. Dyskusja o tym, jak pogodzić różne możliwości i ambicje integracyjne państw członkowskich, nie jest nowa. Zróżnicowanie integracji od dawna jest zresztą faktem (nie wszystkie kraje uczestniczą w Schengen czy euro).

Niemniej dotąd zakładano, że istnieje jakiś bliżej nieokreślony horyzont procesu integracji, do którego wszystkie kraje, czasem w różnym tempie i w zmiennej choreografii, zmierzają. Zaś różne prędkości postrzegane były raczej jako zło konieczne.

Dzisiaj ten paradygmat spójności jest w odwrocie: zróżnicowana integracja uważana jest coraz częściej nie za wyzwanie, lecz wręcz za metodę rozwiązania problemów UE. Tylko poluzowanie gorsetu integracji i umożliwienie krajom członkowskim bardziej swobodnego decydowania, w jakie przedsięwzięcia wspólne chcą się angażować, jest metodą zapobieżenia rozpadowi UE – mówią jej zwolennicy.

Wielu partnerów nowej Ameryki

Po trzecie, Europa z transatlantyckiej staje się postatlantycka. Unia zawsze była w swej istocie także projektem transatlantyckim. Znaczenie USA nie polegało tylko na tym, że Waszyngton obejmował Europę gwarancjami bezpieczeństwa. Nie mniej istotne było to, że z punktu widzenia interesu Stanów Zjednoczonych jedność i bliska współpraca krajów europejskich przedstawiała ogromną wartość.

Wypowiedzi i działania prezydenta Trumpa chwalącego Brexit, zachęcającego inne kraje do wystąpienia z UE oraz krytykującego Wspólnotę jako projekt służący tylko interesom Niemiec świadczą o tym, że to się zmienia.

Josef Joffe, znany niemiecki publicysta, określił USA przed laty mianem „pacyfikatora Europy", czyli potęgi, która dzięki swojej polityce doprowadziła do uśmierzenia konfliktów europejskich. Porzucenie przez Stany Zjednoczone przekonania, że jedność Europy jest wartością samą w sobie, może wyrządzić UE nie mniejszą szkodę niż ewentualny big deal między Waszyngtonem a Moskwą.

Sygnały, że Trump może wspierać siły odśrodkowe w UE, są niepokojące. Ale nie mniejsze zagrożenie kryje się w tym, że reakcja na politykę Trumpa w kwestiach bezpieczeństwa, handlowych czy wizowych może prowadzić do podziałów w Europie i prób bilateralnego układania się z nową Ameryką przez niektóre państwa, kosztem wspólnego stanowiska UE. Widmo konfliktów z czasu wojny w Iraku wisi nad Europą.

Urzeczywistnienie się trzech nowych paradygmatów integracji może zmienić Unię Europejską w stopniu głębszym niż jakiekolwiek dotychczasowe momenty zwrotne integracji. Najważniejsze pytanie, jakie Merkel zada swoim rozmówcom w Warszawie, będzie brzmiało: co Polska gotowa jest zrobić (i poświęcić), aby wzmocnić, a nie osłabić, UE w obliczu tego bezprecedensowego wyzwania. Jarosław Kaczyński mówił niedawno w wywiadzie dla węgierskiego tygodnika „Heti Valasz", że współpraca krajów Europy Środkowo-Wschodniej może być przeciwwagą dla obecnego kierownictwa w Brukseli oraz „dążeń w Europie ukierunkowanych na pełną hegemonię". Z kolei w krytycznej reakcji polskiego MSZ na list przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska przed szczytem UE na Malcie czytamy, że UE „potrzebuje głębokiej reformy", której głównym elementem ma być „wzmocnienie głosu parlamentów narodowych i rządów państw członkowskich".

Gra o wysoką stawkę

Czy ta strategia regionalna i priorytety Polski w reformie Unii służyć będą lepszemu funkcjonowaniu UE? Czy na jubileuszowym szczycie 60-lecia Wspólnot Europejskich w Rzymie w marcu br. Polska będzie chciała wspólnie z Berlinem dać sygnał, że UE musi się rozwijać, zaś obrona status quo lub powrót do państw narodowych to fałszywa recepta? Wątpliwości dotyczą także stosunku do Ameryki. Prezydent Andrzej Duda zaprosił Donalda Trumpa na szczyt Trójmorza we Wrocławiu w czerwcu br., co może budzić obawy, że w relacjach z USA Polska (jak i część krajów naszego regionu) będzie podejmować działania na własną rękę, niekoniecznie skoordynowane z resztą państw UE. Pozytywne reakcje w Polsce na wybór Trumpa istotnie się różnią od obaw i krytyki, z jakimi spotkał się on w Niemczech i wielu krajach Europy Zachodniej. Zamiast o nowej osi Warszawa–Berlin czy strategicznym partnerstwie Merkel rozmawiać będzie raczej o tym, jak zapobiec nowemu głębokiemu pęknięciu w Europie, a co za tym idzie między naszymi krajami.

Dla Polski stawka nadchodzących decyzji jest bardzo wysoka. Po zeszłotygodniowym szczycie w Malcie Merkel opowiedziała się za „Europą kilku prędkości", odchodząc od swojej wcześniej linii obrony jedności i spójności oraz uznając de facto paradygmat elastyczności za obowiązujący. To właściwie miód na polskie serca, gdyż poluzowanie gorsetu integracji jest także postulatem polskiego rządu. Ale zanim podziękujemy kanclerz Merkel, musimy pamiętać że pozycja Polski w UE zależeć będzie od tego, w jakim stopniu będziemy chcieli ponosić współodpowiedzialność za całą Unię. Poziom solidarności ze strony innych państw będzie proporcjonalny do stopnia zakorzenienia Polski w UE, w jej głównych obszarach współpracy. Członkostwo w tych kręgach (euro, polityka migracyjna, polityka obronna etc.) będzie się w dużej mierze na siebie nakładać, zaś we wszystkich z nich trzon stanowić będą Niemcy. Priorytetem Polski powinno być wzmacnianie więzów łączących ją z UE, a nie ich osłabianie, a także powstrzymywanie się od kroków, które mogłyby naruszać jedność Europy. Także działania na rzecz utrzymania bliskości (UE i samej Polski) z USA nie mogą przekroczyć czerwonej linii, jaką jest ten nadrzędny interes. Rozmowa Merkel–Kaczyński to dobra okazja, by zadeklarować, że Warszawa jest gotowa do takiej polityki.

Piotr Buras jest dyrektorem warszawskiego biura think tanku European Council on Foreign Relations. Tekst nawiązuje do jego analizy „Przygotujcie się na nową Europę", którą opublikowała Fundacja Batorego.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Wtorkową wizytę Angeli Merkel słusznie uważa się w Polsce za wydarzenie wyjątkowej dla nas wagi. Dla niektórych miarą jej znaczenia jest symboliczne dowartościowanie Warszawy, uchodzącej ostatnio w Unii za pariasa. Inni dostrzegają wręcz szansę powstania nowej osi Warszawa–Berlin, opartej na prawdziwym, a nie udawanym partnerstwie. Lecz to nie temperatura stosunków polsko-niemieckich stanowi o wadze wtorkowego spotkania Angeli Merkel z Jarosławem Kaczyńskim (bo ono tak naprawdę się liczy), lecz sytuacja międzynarodowa, w której to spotkanie się odbędzie. Jeszcze nigdy od 1989 roku przywódcy Polski i Niemiec nie rozmawiali ze sobą w momencie tak kluczowym dla obu krajów i Europy.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem