Jan Paweł II już w dziewiątym miesiącu pontyfikatu przyjechał do Polski. Jego niemiecki następca Benedykt XVI nad Renem zjawił się jeszcze szybciej. Trzeci z rzędu Nie-Włoch na stolicy św. Piotra w szóstym roku posługi nie zawitał jeszcze do rodzimej Argentyny. Tymczasem składana właśnie wizyta w Chile i Peru jest szóstą pielgrzymką na rodzimy kontynent południowoamerykański.
Rok w rok, czyli pięciokrotnie zapraszał go rodzimy episkopat. „Myślicie, że nie chciałbym przyjechać?", odpowiedział biskupom, co ujawnił publicznie następca Jorge Bergoglio w Buenos Aires kardynał Poli. Niedawno jednak purpurat wykrzyknął radośnie: „Jesteśmy w przededniu papieskiej pielgrzymki". Entuzjazm kardynała szybko ostudził rzecznik prasowy Watykanu: „Papież Franciszek nie przewiduje w tym roku odwiedzin Argentyny." Jak pogodzić ripostę rzecznika z przesłaniem papieża do narodu argentyńskiego z września 2016 roku, w którym pontifeks oświadczył, że gorąco pragnie spotkać się z rodakami? „Argentyna przeżywa okres silnej polaryzacji i napięć. I papież obawia się, że jego obecność może zostać zinstrumentalizowana do bieżącej polityki, co tylko pogłębi podziały w społeczeństwie", wytłumaczył kwadraturę koła arcybiskup Victor Manuel Fernandez. Co istotniejsze, depozytariusz jego intymnych myśli.
Faktycznie, odkąd Bergoglio zamienił miejsce zamieszkania, nad Tybr ciągnie nieustający korowód rodzimych polityków. Wśród politycznych turystów: posłowie, ministrowie, związkowcy. Cristina Kirchner, do niedawna prezydent kraju, siedmiokrotnie naciskała klamkę w Watykanie i całowała papieski pierścień. Choć do ulubieńców kardynała Bergoglio, gdy ten pasterzował w Buenos Aires, nie należała. Jej maż, zmarły w 2010 roku prezydent Néstor Kirchner, prześmiewczo nazywał purpurata „liderem opozycji". Ale Bergoglio, obrońca ubogich, walił w rządy Kirchnerów, jak w bęben.
Przed dwoma laty papież jawnie poparł lewicowego kandydata na urząd prezydenta. Ten nieznacznie przegrał z reprezentantem prawicy Mauricio Macrim. Antypatii do urzędującej głowy państwa papież nie ukrywa. Rok temu nie przyjął od niego nawet darowizny na rzecz papieskiej fundacji „Scholas Occurentes". Gdy Macri zjawił się w Watykanie, został przyjęty na zaledwie 20 minutowej audiencji. Nie odstraszyło go to jednak, by rok później przybyć z (trzecią) żoną i córką. Na tradycyjnym zdjęciu papież przybrał minę, jakby połknął kij.
Obrońca ubogich z Watykanu ma za złe prawicowemu prezydentowi, że wbrew szumnym zapowiedziom liczba Argentyńczyków żyjących poniżej minimum socjalnego zwiększyła się od momentu przejęcia przez niego prezydentury o 1,5 miliona. Efekt reform rynkowych i zaciskania pasa. W grudniu 2017 r. reforma rent i emerytur, podniesienie składek i wieku przejścia na emeryturę, wyprowadziła na ulicę tysiące demonstrantów. Z poparciem papieża.