Ksiądz Artur Stopka: Jałmużna nie parzy

Pojęcia jałmużny nie powinno się sprowadzać do litościwego rzucania ochłapów ludziom ubogim. Zysk z niej ma również ten, który ją daje – pisze publicysta.

Aktualizacja: 18.01.2017 23:12 Publikacja: 18.01.2017 19:08

Ks. Artur Stopka

Ks. Artur Stopka

Foto: materiały prasowe

W polemice toczonej na przełomie ubiegłego i tego roku na łamach „Rzeczpospolitej" między jej redaktorem naczelnym Bogusławem Chrabotą a wiceministrem rodziny, pracy i polityki społecznej Bartoszem Marczukiem przykuwa uwagę słowo „jałmużna". Sposób, w jaki obaj polemiści je rozumieją, i kontekst, w jakim go używają, budzi niepokój. Jest jednym z wielu znaków, że sens jałmużny w dzisiejszej Polsce ulega zatarciu, a samo pojęcie traci swe pierwotne znaczenie, stając się stopniowo zaprzeczeniem jego pierwotnej treści.

To niedobrze. Jest to szczególnie przykre w kraju, w którym chrześcijanie – przynajmniej deklaratywnie – stanowią zdecydowaną większość. Jezus w Kazaniu na górze, wskazywanym często jako programowe dla Jego wyznawców, jałmużnę wymienił jako pierwszy (obok modlitwy i postu) element kształtowania postawy duchowej zgodnej z Jego nauczaniem.

Zarówno redaktor Chrabota, jak i minister Marczuk używają słowa „jałmużna" jako pojęcia nacechowanego negatywnie. „Czy stać nas na to, że za tę niemal jałmużnę ryzykuje się dezaktywację zawodową kobiet?" – pyta naczelny „Rzeczpospolitej" i wylicza, że „500 złotych dla wychowującej dwójkę dzieci pary gdzieś z obrzeży wielkich miast, której wspólny dochód wynosi około 2000 złotych, stanowi naprawdę niewiele więcej niż jałmużna", dodając śmiało „nie boję się tego słowa". Przedstawiciel rządu stwierdza, że przywołany termin „wręcz parzy", i zapewnia gorąco, że „nie może jałmużną być program, który realizuje wspólnotowe, republikańskie cele, przywraca Polakom godność, wiarę we własne państwo oraz wzmacnia podmiotowość rodzin".

Deprecjacja pojęcia „jałmużna" nie jest zjawiskiem nowym. Od dawna dość powszechne jest używanie tego terminu na określenie czegoś poniżającego, obraźliwego, kojarzonego z pogardą i – również umieszczaną w kontekście negatywnym – litością. Proszenie o jałmużnę uważane jest za coś wstydliwego, a zbyt niska płaca niejednokrotnie jest opatrywana właśnie taką nazwą. Nie należy do dobrego tonu zadowalanie się jałmużną. Ktoś, kto żyje z jałmużny, nie zasługuje na szacunek. Pozytywnych konotacji nie ma również dawca jałmużny, kojarzony raczej ze skąpym pracodawcą albo z kimś, kto rzuca potrzebującym ochłapy, niż z wielkodusznym dobroczyńcą zasługującym na docenienie i naśladownictwo. Można odnieść wrażenie, że z triady jałmużna – modlitwa – post pierwszy element został po cichu wyeliminowany lub przynajmniej zmarginalizowany. Jest to sprzeczne z praktyką pierwszych chrześcijan, o czym można się przekonać, np. czytając historie Korneliusza lub Tabity w Dziejach Apostolskich.

W tym kontekście przypomnieć trzeba, że Kościół katolicki nigdy nie zrezygnował z praktyki jałmużny ani nie obniżył w żaden sposób jej rangi w życiu wyznawców Chrystusa. Wręcz przeciwnie, podejmuje starania, aby o niej przypominać, dowartościowywać i wskazywać, jaki jest jej sens we współczesnym świecie. Widać to m.in. w aktywności papieży.

W negatywnym podejściu do jałmużny pobrzmiewa sposób myślenia opisany m.in. przez Benedykta XVI w encyklice „Deus caritas est". Papież zauważył w niej, że począwszy od XIX wieku wysuwane były zastrzeżenia przeciw działalności charytatywnej Kościoła, rozwijane potem z naciskiem przez myśl marksistowską. „Ubodzy, mówi się, nie potrzebują dzieł charytatywnych, ale sprawiedliwości. Dzieła charytatywne – jałmużna – w rzeczywistości są dla bogatych sposobem pozwalającym uniknąć zaprowadzenia sprawiedliwości i uspokoić sumienia, by zachować ich pozycje, które pozbawiają ubogich ich praw. Zamiast popierać przez poszczególne dzieła miłosierdzia istniejący stan rzeczy, należałoby stworzyć porządek prawny, w którym wszyscy otrzymywaliby swoją część światowych dóbr, a zatem nie potrzebowaliby już dzieł miłosierdzia" – przytacza następca św. Piotra, po czym w obszernym wywodzie podejmuje wysiłek zdefiniowania relacji pomiędzy koniecznym zaangażowaniem na rzecz sprawiedliwości i posługą charytatywną. Wskazuje w nim, że „caritas chrześcijańska jest przede wszystkim odpowiedzią na to, co w konkretnej sytuacji stanowi bezpośrednią konieczność: głodni muszą być nasyceni, nadzy odziani, chorzy leczeni z nadzieją na uzdrowienie, więźniowie odwiedzani itd.".

Tematowi jałmużny Benedykt XVI poświęcił całe orędzie na Wielki Post w 2008 roku. Zwrócił w nim uwagę na jej podwójny wymiar. Z jednej strony jałmużna jest konkretnym sposobem przyjścia z pomocą temu, kto jest w potrzebie, z drugiej praktyką ascetyczną, pozwalającą uwolnić się od przywiązania do dóbr ziemskich. „Ewangeliczna jałmużna nie jest zwykłą filantropią; jest raczej konkretnym wyrazem miłosiernej miłości, cnoty teologalnej, która wymaga wewnętrznego nawrócenia się na miłość Boga i braci, do naśladowania Jezusa Chrystusa, który umierając na krzyżu, oddał za nas całego siebie" - wyjaśnił papież. Zwrócił też uwagę, że Pismo Święte zachęca do patrzenia na jałmużnę w sposób głębszy, sięgając poza wymiar czysto materialny. Przypomniał, że w chrześcijańskim ujęciu jałmużna, zbliżając człowieka do innych, zbliża go do Boga i może stać się narzędziem prawdziwego nawrócenia i pojednania z Nim i z innymi ludźmi. Podkreślił, że „tym, co nadaje wartość jałmużnie, jest miłość, która inspiruje różne formy daru, odpowiednio do możliwości i warunków każdego".

O dawaniu jałmużny wielokrotnie mówił papież Franciszek. Akcentował przy tym, że ważny jest sposób, w jaki jest ona przekazywana potrzebującemu. Jasno mówił również, że jest ona wciąż obowiązkiem wyznawców Jezusa Chrystusa. Odwołując się do konkretnych przykładów pytał, czy dający jałmużnę dotknął ręki obdarzanej osoby, czy popatrzył jej w oczy. „Nie możemy zatem utożsamiać jałmużny jedynie z rzuceniem w pośpiechu monety, nie spojrzawszy na osobę i nie zatrzymując się, aby porozmawiać i zrozumieć, czego ona rzeczywiście potrzebuje" – mówił w kwietniu ubiegłego roku. Co warte dostrzeżenia, równocześnie zaakcentował konieczność odróżniania „ubogich od różnych form żebractwa, które nie czynią dobrej przysługi prawdziwie ubogim". Ta uwaga jest również formą obrony prawdziwego sensu jałmużny przed jej nadużywaniem, przyczyniającym się do spłycania, a nawet ośmieszania tego konstytutywnego elementu chrześcijańskiej egzystencji.

„Reasumując, jałmużna jest aktem miłości, skierowanym do napotkanych osób. Jest to gest szczerej uwagi wobec tych, którzy się do nas zbliżają i proszą o naszą pomoc, dokonany w tajemnicy, gdzie tylko Bóg widzi i rozumie wartość dokonanego aktu" – podsumował w swej katechezie Franciszek. W tak, po chrześcijańsku, rozumianej jałmużnie nie ma nic obraźliwego ani upokarzającego. Jest coś dokładnie odwrotnego. Jest dostrzeżenie człowieka i uszanowanie jego godności. Tak pojmowana jałmużna nie parzy i nie trzeba się jej bać.

Autor jest duchownym katolickim, publicystą. W latach 2009–2011 był rzecznikiem archidiecezji katowickiej

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: My, stare solidaruchy