Gwałt - broń masowej zagłady

Po co wymyślać nowe zasady, które ochronią niemieckie kobiety przed gwałtami imigrantów z państw islamskich? Są już sprawdzone w tamtych krajach metody: wystarczy nakazać noszenie burki, zakrywanie włosów i osłanianie nagich części ciała – ironizuje dziennikarz Polsatu.

Aktualizacja: 18.01.2016 20:37 Publikacja: 17.01.2016 18:02

Burmistrz Kolonii Henriette Recker wolała przerzucić problem z uchodźcami na molestowane kobiety

Burmistrz Kolonii Henriette Recker wolała przerzucić problem z uchodźcami na molestowane kobiety

Foto: AFP

Świat cywilizacji zachodniej zaczyna wpadać we własne sidła poprawności politycznej. Sam je zastawił i sam teraz staje się ich ofiarą. Obawa przed tym, że można kogoś obrazić, od lat wypierała z debaty publicznej pojęcia, które służyły do tego, by nazywać rzeczy po imieniu. Zapominając przy okazji, że strach przed tym, by kogoś słowem nie urazić, powoduje jedynie to, że prawdziwe myśli i uczucia są maskowane, a problemy nadal pozostają nierozwiązane. Ten niby mądry i dojrzały kulturowo świat zachowywał się w tej materii jak dziecko, które zamykając oczy, jest przekonane, że staje się niewidzialne, skoro i ono nic nie widzi.

Krok do przegranej w wojnie kulturowej

Problem w tym, że dłużej oczu zamkniętych trzymać się nie da. Problem jest zbyt duży. A im więcej upływających dni, tym coraz bardziej widać jego skalę. Udawanie, że przypadki molestowania kobiet przez Arabów, którzy przybyli do Europy razem z tymi, którzy ze strachu uciekali przed wojną, są przypadkami jednostkowymi, na nic się zdało. Niemal każdego dnia okazuje się, że gwałty lub ich próby działy się na skalę masową. Dotyczy to już nie tylko wielu miast w Niemczech. Wiadomo już, że podobne akcje zakrojone na szeroką skalę miały też miejsce w wielu miastach skandynawskich. A nie ma żadnej pewności, że za chwilę nie okaże się, że i w innych częściach Europy.

Mleko się rozlało. Nie da się dużej udawać, że nic się nie wydarzyło. Wolność słowa i mediów jednak zwyciężyła i świat obiegły informacje. A skrzywdzone kobiety nabrały odwagi, by mówić o tym, co się zdarzyło i co je spotkało. Jeśli świat cywilizacji Zachodu jest światem mądrym, powinien przestać sprowadzać problem jedynie do napaści seksualnej jako takiej, wywołanej „niepohamowanym pożądaniem młodych mężczyzn", jak to określa wielu komentatorów i polityków.

Zresztą sama burmistrz Kolonii pokazała, że woli nie zagłębić się w problem i przerzucić go na molestowane kobiety. Jeśli Henriette Reker mówi, że bawiąc się na masowej imprezie sylwestrowej, kobiety powinny przestrzegać „kodeksu postępowania", to jest już o krok od tego, by przyznać, że „same się prosiły o to, by je ktoś zgwałcił". Tłumaczenie, że będąc w miejscach publicznych, powinny zachować od obcych dystans na długość ramienia, przemieszczać się w większych grupach, prosić przechodniów o pomoc w razie próby napaści i zgłaszać wszystkie incydenty na policję – jest nie tylko rozpaczliwe, ale i ubliżające kobietom, które przecież żyją w wolnym, demokratycznym i bezpiecznym kraju. – Powinny nauczyć się, jak się zachowywać, by radosne zachowania nie były mylone z dostępnością seksualną – tłumaczyła Reker na specjalnie zwołanej konferencji.

Skoro pani burmistrz już zapowiedziała, że przygotuje „specjalny kodeks zachowania dla młodych dziewcząt i kobiet", to po co samemu wymyślać nowe zasady. Lepiej od razu sięgnąć do sprawdzonych w wielu krajach arabskich rozwiązań. Dostępnością seksualną może być przecież też roześmiana twarz czy kawałek gołej skóry. Wszystko jest jedynie kwestią interpretacji. A skoro istnieje obawa, że ktoś z innego kręgu kulturowego odczyta po swojemu sygnały, których nie ma, to jest tylko jedno słuszne rozwiązanie. Trzeba nakazać niemieckim kobietom noszenie burki, przekonać je do zakrywania włosów i osłaniania wszystkich nagich części ciała lub nakazać im to.

Takie postawienie sprawy to pierwszy krok do przegrania wielkiej wojny kulturowej. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że sprawy nie zaszły jeszcze tak daleko.

Nie można zamykać oczu na fakt, że gwałt jako taki ma miejsce tylko i wyłącznie wtedy, gdy jest spowodowany impulsem, nagłym pożądaniem seksualnym. Gwałt zaplanowany, i to zaplanowany na szeroką, żeby znów nie powiedzieć masową skalę, staje się bronią, która ma znaczenie strategiczne i jest stosowana metodycznie, z wcześniej nakreśloną strategią.

Zniszczyć gen tam, gdzie się on powiela

Jako jedna z pierwszych zwróciła na takie wykorzystanie nadużyć seksualnych i szeroko opisała metodologię „gwałtu jako broni wojennej" francuska antropolog Veronique Nahoum-Grappe, analizując zbrodnie w byłej Jugosławii. Tłumaczyła mechanizm zaplanowanych i przeprowadzanych na masową skalę gwałtów. Sens tych zbrodni pozwalały zrozumieć liczne zeznania oprawców. Wynikało z nich jasno, że często były one dokonywane z zamiarem zniszczenia związków pokrewieństwa w grupie wroga, pojmowanego jako wróg zbiorowy.

Nie można nie dostrzegać oczywistości, że zbrodnia gwałtu jest narzędziem okrutnym i pozostawiającym skutki na wiele lat. Zarówno te psychiczne, jak i w postaci przerwanej linii pokrewieństwa. Są to, jak zauważa Nahoum-Grappe, tego rodzaju zbrodnie, które można nazwać jako zbezczeszczenie czy zhańbienie, gdzie zło wyrządzane otoczeniu ma na celu spowodowanie cierpień, a nie zabicie, uważane za „zbyt łagodne".

Chodzi przede wszystkim o to, by ugodzić w „źrenicę oka", w to, na czym drugiemu człowiekowi zależy najbardziej. Chodzi o to, by unicestwić elementy, które konstytuują szczęście wspólnoty: zaokrąglony brzuch przyszłej matki, dzieci, które przychodzą na świat po dziewięciu miesiącach radosnego oczekiwania, kolebki niemowląt, pokoje dziecinne, ciągłość pokoleniową tak szczęśliwie podtrzymywaną przez lata, uświęconych tradycją starców odpoczywających w cieniu drzew na zacisznym placu, spokój ukwieconych w czasie pokoju cmentarzy... Zniszczyć wszystkie wartości opiewane w ludowych pieśniach – miejsca, gdzie bawią się i uczą dzieci, tradycję miejscowej kuchni czy kulturę religijną. Słowem – zniszczyć wszystko, co stanowi o tożsamości danego społeczeństwa.

Gwałt zawsze jest w najwyższym stopniu profanacją ciała kobiety i jej samej jako człowieka. Zamachem na jej niezależność i godność. Zaplanowana zbrodnia, czyli użycie gwałtu jako narzędzia wojennego, staje się już nie tylko zbrodnią wymierzoną w kobietę, ale jest zamachem na funkcjonowanie całej społeczności. Próbą wdarcia się w nią siłą i pozostania w niej na zawsze bez jej zgody i przyzwolenia.

Nahoum-Grappe przekonuje, że gwałt z antropologicznego punktu widzenia może być zdefiniowany jako próba zawładnięcia przestrzenią historyczną nieprzyjaciela poprzez dokonanie przeszczepu. Dzieje się tak, bowiem w drzewo pokoleniowe danej społeczności wszczepiony zostaje obcy element w postaci dziecka wroga „etnicznego". Oznacza to rozbicie więzów krwi, innymi słowy – zerwanie ciągłości, którą unicestwia się brutalnie za pomocą kobiecego łona. Zniszczona zostaje wartość, jaką dla przyszłości rodu jest siła rozrodcza mężczyzn. Gwałt dotyka więc całej zbiorowości i wszystkich mężczyzn w rodzinie. Popełniając jeden czyn, gwałciciel zajmuje miejsce ojca, męża i syna. Gwałt przestaje był jedynie ciosem wymierzonym w kobietę.

Analizując przypadki wojenne, zarówno w byłej Jugosławii, jak i w Rwandzie, Algierii czy gułagach Związku Sowieckiego, nie można mieć żadnych wątpliwości, że zaplanowane gwałty mają taki sam cel jak każda inna śmiercionośna broń, za pomocą której ktoś chce zniszczyć całą społeczność. Masowe gwałty to nic innego jak metodyczna próba zniszczenia genu tam, gdzie się on powiela, czyli w łonie kobiety. Dzięki temu dokonuje się symbolicznego zniszczenia całej wrogiej społeczności.

Gwałt staje się zatem bronią, która z jednej strony zadaje cios w seksualność, a z drugiej, oszczędzając życie, sprowadza kobietę do roli przekaźnika wroga w nowe pokolenia. Dzieje się tak dlatego, że – jak tłumaczy Nahoum-Grappe – „Dziecko wroga umieszczone w łonie matki w następstwie gwałtu jest zawsze uważane za syna-nosiciela tożsamości ojca i jako takie ma za zadanie doprowadzić do końca wojnę o tożsamość rozpoczętą masakrą mężczyzn i gwałtami kobiet".

Czy mężczyźni są zdolni do pohamowania popędów

Tylko tak można rozpatrywać to, co w noc sylwestrową działo się w wielu miastach zachodniej Europy. Przenoszenie odpowiedzialności na kobiety, które „nieodpowiednio się zachowywały" lub też „same prowokowały", przenosi odpowiedzialność z katów na ofiarę i pozwala spokojnie zasnąć tym, którzy powinni czuć się odpowiedzialni za bezpieczeństwo nas wszystkich. Nas, postrzeganych jako cywilizacja i społeczność.

Susan Briston, amerykańska filozof, zgwałcona we Francji w 1990 roku, uważa, że powielanie schematów, według których do gwałtu doszło, bo kobieta była nieostrożna czy miała nieodpowiedni strój, to ryzykowne zachowania. W jej przekonaniu utrwala to przekonanie, że mężczyźni nie są zdolni do pohamowania swoich popędów. W ten sposób otoczenie próbuje nadać sens przemocy, przypisując kobiecie zachowania prowokujące do gwałtu.

Obserwujemy właśnie kolejną próbę obarczenia winą kobiet. Wielu kobiet. Tych z Kolonii, Helsinek i wielu innych miast. Zamykamy oczy, że na naszych europejskich ulicach toczy się wojna. Wojna kulturowa i cywilizacyjna. Nie padają strzały, ale broń, jaką stosują nasi wrogowie, jest o wiele silniejsza niż niejedna bomba atomowa. Skutki tych działań będą nieodwracalne. Mamy jeszcze czas, by temu zapobiec. Mamy końcówkę tego czasu.

Świat cywilizacji zachodniej zaczyna wpadać we własne sidła poprawności politycznej. Sam je zastawił i sam teraz staje się ich ofiarą. Obawa przed tym, że można kogoś obrazić, od lat wypierała z debaty publicznej pojęcia, które służyły do tego, by nazywać rzeczy po imieniu. Zapominając przy okazji, że strach przed tym, by kogoś słowem nie urazić, powoduje jedynie to, że prawdziwe myśli i uczucia są maskowane, a problemy nadal pozostają nierozwiązane. Ten niby mądry i dojrzały kulturowo świat zachowywał się w tej materii jak dziecko, które zamykając oczy, jest przekonane, że staje się niewidzialne, skoro i ono nic nie widzi.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika