Świat cywilizacji zachodniej zaczyna wpadać we własne sidła poprawności politycznej. Sam je zastawił i sam teraz staje się ich ofiarą. Obawa przed tym, że można kogoś obrazić, od lat wypierała z debaty publicznej pojęcia, które służyły do tego, by nazywać rzeczy po imieniu. Zapominając przy okazji, że strach przed tym, by kogoś słowem nie urazić, powoduje jedynie to, że prawdziwe myśli i uczucia są maskowane, a problemy nadal pozostają nierozwiązane. Ten niby mądry i dojrzały kulturowo świat zachowywał się w tej materii jak dziecko, które zamykając oczy, jest przekonane, że staje się niewidzialne, skoro i ono nic nie widzi.
Krok do przegranej w wojnie kulturowej
Problem w tym, że dłużej oczu zamkniętych trzymać się nie da. Problem jest zbyt duży. A im więcej upływających dni, tym coraz bardziej widać jego skalę. Udawanie, że przypadki molestowania kobiet przez Arabów, którzy przybyli do Europy razem z tymi, którzy ze strachu uciekali przed wojną, są przypadkami jednostkowymi, na nic się zdało. Niemal każdego dnia okazuje się, że gwałty lub ich próby działy się na skalę masową. Dotyczy to już nie tylko wielu miast w Niemczech. Wiadomo już, że podobne akcje zakrojone na szeroką skalę miały też miejsce w wielu miastach skandynawskich. A nie ma żadnej pewności, że za chwilę nie okaże się, że i w innych częściach Europy.
Mleko się rozlało. Nie da się dużej udawać, że nic się nie wydarzyło. Wolność słowa i mediów jednak zwyciężyła i świat obiegły informacje. A skrzywdzone kobiety nabrały odwagi, by mówić o tym, co się zdarzyło i co je spotkało. Jeśli świat cywilizacji Zachodu jest światem mądrym, powinien przestać sprowadzać problem jedynie do napaści seksualnej jako takiej, wywołanej „niepohamowanym pożądaniem młodych mężczyzn", jak to określa wielu komentatorów i polityków.
Zresztą sama burmistrz Kolonii pokazała, że woli nie zagłębić się w problem i przerzucić go na molestowane kobiety. Jeśli Henriette Reker mówi, że bawiąc się na masowej imprezie sylwestrowej, kobiety powinny przestrzegać „kodeksu postępowania", to jest już o krok od tego, by przyznać, że „same się prosiły o to, by je ktoś zgwałcił". Tłumaczenie, że będąc w miejscach publicznych, powinny zachować od obcych dystans na długość ramienia, przemieszczać się w większych grupach, prosić przechodniów o pomoc w razie próby napaści i zgłaszać wszystkie incydenty na policję – jest nie tylko rozpaczliwe, ale i ubliżające kobietom, które przecież żyją w wolnym, demokratycznym i bezpiecznym kraju. – Powinny nauczyć się, jak się zachowywać, by radosne zachowania nie były mylone z dostępnością seksualną – tłumaczyła Reker na specjalnie zwołanej konferencji.
Skoro pani burmistrz już zapowiedziała, że przygotuje „specjalny kodeks zachowania dla młodych dziewcząt i kobiet", to po co samemu wymyślać nowe zasady. Lepiej od razu sięgnąć do sprawdzonych w wielu krajach arabskich rozwiązań. Dostępnością seksualną może być przecież też roześmiana twarz czy kawałek gołej skóry. Wszystko jest jedynie kwestią interpretacji. A skoro istnieje obawa, że ktoś z innego kręgu kulturowego odczyta po swojemu sygnały, których nie ma, to jest tylko jedno słuszne rozwiązanie. Trzeba nakazać niemieckim kobietom noszenie burki, przekonać je do zakrywania włosów i osłaniania wszystkich nagich części ciała lub nakazać im to.